środa, 11 lutego 2015

KOTY WY MOJE KOCHANE I UWIELBIANE!! Chciałabym zaprosić was w imieniu swoim jak i mojego brata do odwiedzania i czytania bloga, na którym znajduje się nasze wspólne dzieło.
Tutaj macie linka >>LINK<<

poniedziałek, 1 września 2014

Blog brata

Tak jak pisałam wcześniej, że powiem wam o pojawieniu się bloga mojego brata, to będę właśnie o tym pisała.

Tak więc jest blog mojego brata. Oto link ---> LINK <--- (spokojnie pani/panie, otworzy się w nowym oknie)

Sama będę zaglądała i zachęcam też was do tego.
Także to tyle.

Pozdrawiam,
Elfik JoWita

wtorek, 19 sierpnia 2014

Bardzo, bardzo ważne!!

Długo się zbierałam aby to napisać, więc proszę was, nie krzyczeć za mocno.

Cała sprawa będzie kręciła się wokół rozdziałów. Jak widzicie, długo nic nie było i długo nic nie będzie. Tak, dobrze przeczytaliście.

Więc ogłaszam, że ZAWIESZAM działalność bloga na czas NIEOKREŚLONY. 

Spowodowane to jest tym, że kiedy siadam do laptopa, by przynajmniej zapisać parę pomysłów, to w mojej głowie tworzy się czarna dziura i nic nie pamiętam. Możliwe też jest, że za bardzo przejmuję się pierwszym dniem w liceum. Mój brat także się tym lekko martwi, ale ma do tego podejście "na luzie", a ja niestety panikuję.

 Także jak na ten moment, blog jest zawieszony. Oczywiście pojawi się notka o ewentualnym powrocie czy też, jak obiecywałam, napiszę o pojawieniu się bloga mojego brata.

Więc, ja się z wami żegnam.

Pozdrawiam serdecznie,
Elfik JoWita/Elfik Elen

czwartek, 14 sierpnia 2014

Informacje

Tak, więc jeśli chodzi o rozdział, to pojawi się najpóźniej w połowie następnego tygodnia co spowodowane jest tym, że mój zlot rodzinny się kończy i każdy wraca do siebie, więc trzeba  się pożegnać, itp...

I jak na ten moment, najbliższy specjal na ileś tam odwiedzin, będzie po dobiciu do 5000.

Apeluję o cierpliwość :)

To tyle. Życzę miłego dnia.
Elfik JoWita

sobota, 2 sierpnia 2014

Rozdział 28




        Mięło półtorej tygodnia od tamtego dnia. I muszę to przyznać, Nathan strasznie się zmienił. Odkąd dowiedział się że zostało oddany bo coś tam, zamknął się w sobie. Przestał o siebie dbać. Nie odzywa się do nikogo, poza Emilly. Ostatnimi czasy często u nas przebywa. Martwi nas jego stan. Także w szkole sobie nie radzi. Wcześniej był uważany za wzór do naśladowania, teraz jest wyśmiewany. Szkoda na niego patrzeć. Gdy chcę mu jakoś pomóc, porozmawiać to uciekał. Ale wyjaśniła się też kwestia z moim... naszym dziadkiem. Rzeczywiście nim jest lecz nie chce dalej powiedzieć czemu odszedł od babci. Ale powiedział że to było dla naszego dobra. Okazało się także że jest jednym ze Złodziej Czarów, tyle że już dawno nie służy w Organizacji. Odszedł z własnej woli. Właśnie wracałem ze szkoły i spotkałem Daniela. On i ciotka także martwili się o Nathana. Madge mówiła że któregoś dnia udało mu się z nim porozmawiać, ale to nie przypominało rozmowy. Ledwie coś napomknął i zaszył się w swoim pokoju.
- Cześć. I jak tam? Lepiej z nim? Dalej się z niego naśmiewają?- pytał, dołączając do mnie. Chyba wracał z pracy. W sensie w tej w barze.
- Co ty! Dalej się nie odzywa do nikogo. Jedynie Emilly umie do niego dotrzeć, ale że umówili się że nie będzie mówiła tego co on jej mówi, to dotrzymuje słowa i milczy w tej sprawie. W szkole dalej się śmieją. Dzisiaj nie wytrzymałem i...
- I co?
- I przyłożyłem jednemu gościu, nie mów tego ciotce.
- Nie ma sprawy. Ale to dobrze że stanąłeś w obronie brata.- uśmiechnąłem się. Może i głupie było bić tamtego gościa ale, dziwnie to zabrzmi, od razu lepiej mi się zrobiło. Właśnie dochodziliśmy do domu. Zacząłem wyciągać klucze i jednym z nich, otworzyłem furtkę, potem drzwi od domu. Dziwne, były otwarte. Spojrzałem na Daniela. Otworzyłem niepewnie drzwi i usłyszeliśmy głośny huk w salonie. Daniel wbiegł do środka, a ja za nim. Naszym oczom ukazały się dwa demony.
- Co one tutaj robią, do cholery?!- krzyknąłem. Wrogowie warknęli głośno i zaczęli biec w naszym kierunku. Wyciągnąłem rękę w kierunku kranu i po chwili zaczęła z niego lecieć woda. Stworzyłem dwie kule wody i rzuciłem nimi w demony. Siła odrzutu była średnia, więc jedynie się przewrócili. Daniel nabrał trochę wody i stworzył dwie włócznie. Rzucił na nie zaklęcie trwałości i podał mi jedną. Gdy tylko przeciwnicy podbiegli do nas, wbiliśmy ostrza naszych broni w ich ciała. Syknęli przeraźliwie i zamienili się w czerwono-czarny dym, który kierował się do wyjścia. Daniel ponownie nabrał wody i stworzył wodną siatkę, którą złapał jedne z obłoków. Drugi zdążył wylecieć z domu. Po chwili dym w siatce przybrał postać demona i patrzył na nas mściwym spojrzeniem.
- Czego tu szukaliście!?- Daniel krzyknął do czerwonego stwora, lecz ten jedynie warknął. Po chwili oczy Daniela stały się dziwnie zielone. Demonowi także oczy przybrały zielony kolor.
- Jeszcze raz, czego szukaliście?
- Kan-azz so-viel-oh ee-sa eh-vaz geh-boe ee-sa.- odpowiedział demon. Nie rozumiałem ni w ząb co powiedział, lecz wiedziałem że to w języku runicznym.
- Co on powiedział?- zapytałem patrząc to na demona, to na Daniela.
- Jakiejś księgi. Ale jakiej?- zwrócił się do stwora.
- Rye-ee-doe oe-thah-lah doh-gaz ahl-geez ee-sa now-theeez eh-vas yer-ah.
- Co teraz powiedział?
- Rodzinnej. Szukali Księgi Rodzinnej, lecz po co demonom coś takiego?- oczy Daniela przybrały normalny kolor a siatka, w której uwięziony był demon, zniknęła więc potwór skorzystał z okazji i uciekł.
- Co to Księga Rodzinna?- zapytałem. Daniel poszedł do kuchni i usiadł na krześle. Dołączyłem do niego i usiadłem na przeciwko.
- Księga Rodzinna jest to księga w której zapisane są dzieje rodziny danego zaklinacza. Zapisane są tam różne zaklęcia czy receptury alchemiczne a także różne ważne sprawy. W przypadku twoim i Nathana w waszej księdze może być zapisane dlaczego was rozdzielono.
- To już wiemy. Rozdzieli nas bo nadchodziła Noc Połączenia.
- To ktoś w waszej rodzinie miał dwie moce?
- O czym ty gadasz?- zapytałem. Nie wiedziałem o niczym takim i z resztą myślałem że można mieć tylko jedną moc a ty taka rewelacja...
- Noc Połączenia jest jak normalna noc, lecz podczas niej niemowlę urodzone w rodzinie zaklinaczy otrzymuje moc po którymś z rodziców lub dziadków. Jest niebezpieczna wtedy, gdy dziecko odziedziczy moc po rodzicu lub dziadku z dwoma żywiołami.
- Półtorej tygodnia temu ja i Nathan mieliśmy ten sam sen. Babcia gadała w nim o tej nocy i bardzo jej zależało by nas rozdzie...- i wtedy mnie olśniło. Ja i Nathan nie mamy mocy po rodzicach, tylko od któregoś z dziadków. Pytanie brzmiało, od babci czy dziadka?
- Co jest?
- Wiesz gdzie mogę znaleźć naszą Księgę?
- Zapewne w bibliotece Organizacji, jak wszystkie. Jeśli już zamierzasz tam iść, to weź ze sobą Nathana. Może będzie tam napisane dokładnie dlaczego was rozdzielono.
- Masz rację. Dobra, to ja idę po niego. Na razie!- zerwałem się z krzesła i pobiegłem do szkoły. Nathan miał jeszcze dodatkowe zajęcia we czwartki i zawsze zostawał dwie godziny dłużej.
        Gdy tylko dotarłem do budynku szkoły, spotkałem Emilly. Była roztrzęsiona.
- Co się stało?- zapytałem podchodząc do niej.
- Nathan... uciekł z ostatniej lekcji.
- To chyba dobrze. Stary Nathan wraca.- zaśmiałem się.
- Ale nie w tym sensie. Szliśmy korytarzem i coś go naszło i zaczął płakać. Mike to zobaczył i zaczął się z niego śmiać. Nathan nie wytrzymał i wybiegł ze szkoły. Ale to dosłownie przed chwilą. A jak zrobi coś sobie?
- Spokojnie, Nathan nie należy to takich. Ale skoro niedawno wybiegł, to czemu go nie widziałem? Przecież to jest jedyna droga ze szkoły do domu. Chyba że...
- Wcale tam nie poszedł.- dokończyła za mnie brunetka.- Lecz w takim razie gdzie?
- Nie wiem. Może do parku?
- Nie, od spotkania z waszym dziadkiem tam nie chodzi.
- Do jakiegoś KFC czy coś?
- W takim stanie? Wątpię.
- To co na cmentarz by polazł?!- zawołałem rozkładając bezradnie ręce.
- Ty tam chodziłeś jak miałeś doła. Może i on tak zrobił?
- W sumie. Tą drogą też by tam trafił. Pójdziesz ze mną?
- Bardzo bym chciała, ale zaraz przyjeżdża po mnie mama i jedziemy odebrać tatę z lotniska.
- No dobra. To do zobaczenia. Jak go znajdę to napiszę.- przytuliliśmy się na pożegnanie i pobiegłem na cmentarz. Mam nadzieję że tam będzie, bo jak nie to nie mam pojęcia gdzie mógł by się zaszyć. W połowie drogi zrobiłem się zmęczony, więc przestałem biec i szedłem. Minąłem jedną latarnię, potem wielkie drzewo i znalazłem się przy bramie cmentarza. Dawno tutaj byłem. Chyba nie zjawiałem się tutaj od pogrzebu babci. Tak, chyba tak. Wszedłem na terytorium cmentarza i zacząłem szukać Nathana. Cisza. Żadnej żywej istoty. Po chwili pomyślałem że może poszedł na grób naszych rodziców. Tak też było. Gdy byłem niedaleko, zobaczyłem blondyna. Tak jak obiecałem Emilly, wyciągnąłem telefon i wysłałem do niej sms-a, w którego treści napisałem że odnalazłem zgubę. Nathan siedział na ławce i wpatrywał się w nagrobek. Usiadłem obok niego i spojrzałem na niego. Jego wzrok był nieobecny a twarz bez wyrazu. Jego zarost był teraz bardzo widoczny. Wyglądał o wiele, wiele starzej.
- Jak się czujesz?- zapytałem. Po chwili skarciłem się w myślach za to pytanie. Nath spojrzał na mnie.
- A jak mam się czuć? Beznadziejnie.- odpowiedział. Otworzyłem szerzej oczy ze zdziwienia. Nie oszywał się do mnie od prawie dwóch tygodni. Nastała cisza. Teraz oboje gapiliśmy się na nagrobek, jak na zbawienie.
- Mogę cię o coś zapytać?- nie odpowiedział. Jedynie skinął lekko głową. Zrobiłem głęboki wdech i jeszcze głębszy wydech.- Dlaczego uciekłeś z zajęć? Martwiłem się o ciebie. Emilly też się o ciebie martwiła, bała się że sobie coś zrobisz.
- A czy ja prosiłem kogoś o martwienie się?!- Nath zerwał się z ławki - To wasz problem że macie jakieś dziwne myśli, że niby coś sobie zrobię! A uciekłem dlatego że miałem już dość! Miałem dość tego jak te palanty się ze mnie śmieją i szepczą na mój temat! Nie wiesz jak to jest, gdy cała szkoła się z ciebie nabija a dodatkowo dowiadujesz się o tym że zostałem oddany przez jakąś głupią Noc Połączenia!- wybuchł. I wcale mu się nie dziwię. Po chwili zaczął płakać. Wstałem i podszedłem do niego, przytulając po bratersku. Wtulił się we mnie jak małe, bezbronne dziecko. Szkoda mi go było, ale nie cofnę czasu. Po kilku minutach uspokoił się i puściliśmy się.
- Wiesz, chyba wiem jak dowiedzieć się odpowiedzi na pytanie które cię tak trapi...- zacząłem. Po chwili spojrzał na mnie i po raz pierwszy od kilku dni widziałem jak się uśmiecha. Mimowolnie się uśmiechałem a ten złapał mnie barki.
- Więc mów. Tu i teraz.
- Najpierw musimy iść do biblioteki Organizacji. Tam będziemy musieli znaleźć naszą Księgę Rodzinną i, jeśli wierzyć temu co Daniel mówił, znajdziemy odpowiedz na to i na wiele innych rzeczy.
- Super. To chodź!- zawołał i pociągnął mnie za rękę i pobiegliśmy do wyjścia. Na chwilę się zatrzymaliśmy, bo wypadł mi telefon. Podniosłem go i teraz szliśmy normalnym tempem.
- Czym jest ta Księga Rodzinna?- zapytał po chwili.
         Podczas drogi do ośrodka Organizacji, wyjaśniłem mu czym jest ta księga i co w niej możemy znaleźć, czyli wszystko to, co powiedział mi Daniel. Po kilku minutach znaleźliśmy się pod wejściem. Weszliśmy i okazało się że jak na praktycznie środek tygodnia, to dużo ludzi łazi po ośrodku. Lecz był jeden problem. Ani ja, ani Nathan nie wiedzieliśmy gdzie jest biblioteka. Pytaliśmy napotkanych ludzi, lecz także nie kojarzyli gdzie może być. Po chwili zobaczyłem dziadka. Przecież mówił że wypisał się z szeregów zaklinaczy... Podszedłem do niego, przywitałem się i zapytałem gdzie jest biblioteka. Skoro był zaklinaczem, a nawet Złodziejem Czarów to musi wiedzieć takie rzeczy. Okazało się że biblioteka jest na trzecim piętrze. Po wyjściu z windy należało iść prosto, do końca korytarza, potem skręcić w lewo i w połowie drogi obrócić się w prawo i stuknąć w ścianę. Jak dziadek powiedział, tak my zrobiliśmy.
       Po wejściu do biblioteki, byłem w szoku. Nie sądziłem że to będzie aż takie wielkie pomieszczenie. Pułki z książkami zawieszony były aż pod sam sufit. Regały także były wysokie. Staromodne żyrandole, jeszcze na zwykłe świece i kamienne ściany. Poczułem się jak w średniowiecznym zamku. Lecz po jakieś sekundzie napotkaliśmy pewien, wielki problem. Tutaj jest od groma i ciut ciut książek a my nie wiemy jak wygląda na nasza Księga Rodzinna. Sądziłem że będzie tutaj tak samo jak w Harrym Potterze, że każda aleja będzie jakoś nazwana. Tam był "dział ksiąg zakazanych", to tutaj mogli by zrobić tabliczkę z napisem "Księgi Rodzinne". I życie było by łatwiejsze, serio! A tak, szukaj wiatru w polu! Weszliśmy w pierwszą alejkę, otworzyliśmy każdą książkę, lecz żadna nie była tą, której szukaliśmy. Dwie godziny w plecy. Weszliśmy w drugą. Ten sam rezultat i kolejne dwie godziny zmarnowane! Powoli trafiał mnie szlag! Myślałem że krew mnie zaleje, lecz po chwili Nathan wszedł w trzecią alejkę i na dzień dobry wyciągnął naszą Księgę Rodzinną. Zaśmiał się a ja poczerwieniałem na twarzy. Podszedłem do niego i usiedliśmy na ziem po turecku, otwierając księgę. Wyglądała na bardzo starą. Miała brązową, skórzaną okładkę a strony były podniszczone. Znajdowały się tutaj także czerwone zakładki zrobione z jakiegoś sznurka. My od razu zaczęliśmy szukać czegoś o tej Nocy Połączenia.

___________________________________________________________

LOL. Myślałam że rozdział będzie dłuższy, a wyszedł jak zwykle ;( Ubolewam nad tym.
Ale, walić jego długość. Teraz wasza kolej na pisanie. Dziabnijcie jakiś komentarz. Krótki, długi, jednosłowny, jakikolwiek. Każdy cieszy tak samo i tworzy wielkiego banana na moim ryjku.
Także wy do klawiatur i piszcie komentarze, a ja znikam.
Pozdrawiam i do kolejnego,
Elfik Elen

niedziela, 27 lipca 2014

4000 odwiedzin, teraz tutaj? No kaman!

Smutna? Nie.
Oburzona? Nie!
Wkurwiona? Też nie!
To co ci? Kolejne cztery tysie!

Tak kochani! To jest prawda! Liczba "4000" zaraziła także i tego bloga! Nawet nie wiecie jaka to radocha. Może to nie jest wiele, ale dla mnie to jest jeden, niepodważalny dowód na to, że jednak zdobyłam czytelników. Tych stałych i tych nie, ale ich mam i to właśnie WAM, czytelnicy, dziękuję za to!

Ta liczba wprawia mnie w niebywałą radość, bo... jednak znaleźli się ludzie, którym spodobała się moja twórczość. Kurwa... to zaczyna brzmieć jak pożegnanie... Zmieniamy klimat!

W związku z tym wydarzeniem, jak to ja, planuję coś. I myślę nad tym, by napisać wam ile chcecie faktów (w komentarzach proszę o ich liczbę, tylko możliwą do spełnienia) o opowiadaniu, o pierwszych założeniach i takie tam. Jesteście na to chętni? To piszcie w komentach liczbę faktów, lub jeśli nie to napiszcie własne propozycję a ja postaram się je spełnić :)

No, to tyle. Rozradowany elfik żegna się ze swoimi kochanymi czytelnikami i widzi się z nimi w kolejnym rozdziale. (nie, nie wiem kiedy będzie)

środa, 23 lipca 2014

Rozdział 27

UWAGA!
W tym rozdziale pojawią się przekleństwa.
Osoby nie lubiące czytać takich słów, bardzo przepraszam.
A, i rozdział ogólnie może sprawiać wrażenie "z dupy", za co także przepraszam.
___________________________________________________________________
 
 


    -Ty jesteś Matt, Matt Blackwater?- zapytała nas postać stojąca dalej za nami. Z tonu głosu rozpoznałem że to mężczyzna. Spojrzałem na Nathana, potem na Lenę i razem w trójkę obróciliśmy się. Wstaliśmy z ławki i stanęliśmy przed mężczyzną. Przed nami stał starszy człowiek z wyraźnymi zmarszczkami na twarzy, jak i na rękach. Jego oczy były koloru zielonego, chociaż może bardziej szmaragdowego. Włosy miał siwe a ścięty był niczym mnisi z zakonu Franciszkanów. Gdy tylko spojrzał mi prosto w oczy, poczułem lekki ból. Syknąłem i mężczyzna znów spuścił wzrok.
- Przepraszam, do tej pory nie umiem tego kontrolować.- powiedział cofając się o krok. Po chwili przypomniało mi się, że zadał mi wcześniej pytanie.
- Ta, tak. Jestem Matt Blackwater, ale skąd mnie pan zna? Nigdy pana nie widziałem.
- Czyli wymazała wszystkie wspomnienia, dobrze.- mężczyzna przytaknął swoim słowom i znów spojrzał mi w oczy. Tym razem nic nie poczułem, jedynie jego wzrok.
- Teraz możesz sobie że jestem wariatem lub czymś w tym rodzaju, ale jestem twoim, waszym... dziadkiem.- zrobiłem wielkie oczy i spojrzałem zdezorientowany na Nathana. Ten także był zaskoczony. Niedawno przerabiał ze mną podobny epizod. Po chwili zaśmialiśmy się głośno i jakoś tak śmialiśmy się jak oszalali. Jedynie Lena miała poważny wyraz twarzy. Obróciła się i odeszła o kilka kroków od nas. Starzec także miał kamienną twarz. Wcale się nie przejął, że razem z Nathanem go w tej chwili wyśmiewamy. Wręcz przeciwnie. Jego twarz przybrała znany mi wyraz twarzy. Zrozumienie. Wiedział że tak zareagujemy.
- Masz, znaczy, ma pan na to jakieś, no nie wiem... dowody?- zapytał Nathan z lekkim rozbawieniem.
- Nie wiem czy to można uznać jako dowody. Zacznijmy od początku. Nazywam się Joseph  Patterson i byłem mężem Gwendolyn Patterson, waszej babci.
- Skąd znasz jej imię?- zapytałem a raczej warknąłem zdenerwowany. Może wcześniej było zabawnie, ale teraz robi się poważnie.
- Ponieważ...
- Z resztą, mniejsza z tym. I co? Myśli pan że teraz tak panu uwierzę? Och przybył mój dziadek, którego za cholery nie pamiętam?! Myli się pan. Może i ma pan to samo nazwisko co moja świętej pamięci babcia, ale to nie znaczy że może pan mówić ze był jej mężem, do cholery! A poza tym, ona jak i moja mama, opowiadały mi o dziadku. I wie pan co? Był kawałem skurwysyna. Zostawił babcię gdy urodziła się moja mama i Derek, jej brat.
- Aż tak ci Eva z Gwendolyn nakłamały ci na mnie? Przecież Gwen doskonale wiedziała czemu odchodzę! To prawda, po moim odejściu kazałem jej zmienić lub usunąć wszelkie wspomnienia o mnie! Nie moja wina że w tamtym momencie ważniejsze było...- starzec przerwał w pół zdania i ugryzł się w język. Prychnąłem i spojrzałem na niego.
- Co takiego ważnego było od żony w ciąży, spodziewającej się porodu?!- krzyknąłem mu prostow w twarz i nie wiedzieć kiedy, stałem tuż obok jego. Nathan podszedł do mnie i odciągnął do tyłu.
- Nieważne. I tak byś nie zrozumiał.- mężczyzna spuścił głowę.
- W takim razie uważam naszą rozmowę za zakończoną. I prosiłbym, aby pan już więcej nie zaczepiał mego brata, ani mnie, ani nikogo kogo znamy.- powiedział Nath i razem z nim oddaliliśmy się od starego i podeszliśmy do Leny. Była nieobecna. Błądziła gdzieś wzrokiem, a gdy stanąłem przed nią, otrząsnęła się.
- Wszystko gra?- zapytałem patrząc na nią z troską.
- Tak, tak. Chodźmy już. Dziewczyny i Tyler będą czekali przy wejściu do parku.- powiedziała śląc mi promienny uśmiech. Wydawało się, że serio z nią wszystko w porządku, więc złapaliśmy się za rękę i we trójkę poszliśmy w kierunku wejścia.
          Tak jak Lena nam powiedziała, Iss, Emilly i Tyler czekali na nas przy wejściu. Byli bardzo weseli, gdy zobaczyli Nathana po tylu dniach. Zaproponowałem żebyśmy poszli wszyscy do jakiegoś baru, typu McDonadl czy KFC. Zawsze tam lubiliśmy przesiadywać. Zgodzili się i poszliśmy do pierwszego zaproponowanego przeze mnie lokalu. Tam na spokojnie porozmawialiśmy i pożartowaliśmy o napchaniu w siebie fastfood'u nie mówiąc. Gdy wybiła godzina 22.15, razem z Nathanem pożegnaliśmy się z towarzystwem i poszliśmy do domu.
           Gdy przekroczyliśmy próg korytarza, łączącego się z kuchnią zobaczyłem jak ciocia siedzi na sofie w salonie z jakimś zdjęciem w ręce. Nathan poszedł w kierunku lodówki a ja podszedłem do Madge. Oglądała właśnie zdjęcie babci Gwen. Zrobiła je dosłownie kilka godzin przed śmiercią babci. Wyglądała tak ślicznie na fotografii. Tak beztrosko, tak spokojnie. Cóż, nigdy nie wiadomo kiedy przyjdzie na ciebie czas. Ciotka właśnie przejechała palcem po zdjęciu i zaczęła płakać. Usiadłem obok niej i przytuliłem. Wiedziałem że przeżywa śmierć babci, ale nie że aż tak. Też za nią tęsknię ale trzeba żyć dalej. Potuliliśmy się z ciocią i razem z Nathanem, który obserwował sytuację z
krzesła w kuchni, poszliśmy na górę.
- Matt, może to dziwnie zabrzmi ale... czy opowiesz mi coś o twoich rodzicach? Znaczy moich, znaczy naszych, no wiesz o co chodzi.- zapytał zamykając za sobą drzwi do mojego pokoju. Usiadłem przy oknie, a mój brat na przeciwko mnie, czyli na łóżku. Oczywiście Mike wypełzł z pod niego i usiadł obok mnie a następnie wskoczył na Nathana i położył mu się na kolanach.
- Polubił cię.- powiedziałem po chwili ciszy, wskazując na psa.- Coś o rodzicach... Zależy co chcesz usłyszeć.
- Dlaczego mnie oddali, a ciebie zatrzymali?- zamurowało mnie. Spojrzałem na niego bardzo zdziwionym wzrokiem, lecz on wydawał się pytać na serio. Mrugnąłem kilkakrotnie i przełknąłem ciężko ślinę.
- Skąd mam to niby wiedzieć?
- Sam mówiłeś że śnią ci się, więc zakładam że powiedzieli dlaczego to zrobili i teraz chcę to wiedzieć.- przetarłem oczy a następnie całą twarz. Wydałem z siebie ciche jąknięcie i złapałem się ręką za głowę.
- Skoro tego chcesz, nie odmówię. Gdy przyśnili mi się wtedy, gdy powiedzieli kto jest moim bratem, zapytałem o to samo o co ty teraz mnie.- znów nerwowo przełknąłem ślinę.- I powiedzieli że to było dla naszego dobra. Kilka dni później, akurat wtedy gdy wypuścili mnie z lecznicy, znów mi się przyśnili. Powiedziałem że wiesz o tym, że jesteśmy rodziną i znów zapytałem dlaczego to zrobili. Lecz nie odpowiedzieli nic, a sen się urwał.- podniosłem głowę i spojrzałem na niego. Wydawał się zagubiony w tym wszystkim. No i się nie dziwię. Sam byłem skołowany po tym jak powiedzieli że rozdzielali nad mając na celu nasze dobro, lecz kto normalny tak robi?! Sam nie znałem na to odpowiedzi. Nastała cisza, którą przerywał sapiący przez sen Mike i odgłos naszego oddychania.
- Idę do siebie.- Nathan zmarszczył czoło i wyszedł z pokoju. Chyba nie do końca wierzył że rozdzielono nas dla naszego bezpieczeństwa. Ale powiedziałem mu to, co powiedzieli mi rodzice. Przecież nie okłamywałbym go. Zerknąłem na zegarek. Była 23.00. Ściągnąłem z siebie ubrania i rzuciłem się na łóżko, przykryłem kołdrą i zasnąłem.
       - Evo, chodź na chwilę. Musimy porozmawiać.- usłyszałem kobiecy głos dobiegający zza ściany. Podszedłem tam i spojrzałem w kierunku dobiegającego wcześniej polecenia. Zobaczyłem kobietę o siwych, krótkich włosach ubraną w niebieską garsonkę i białe buty na płaskiej podeszwie. Gdy się obróciła, zamurowało mnie. To była babcia Gwen. Ale, przecież nie żyła, więc jak... No tak, przecież to sen. Po chwili usłyszałem za sobą kroki. Obróciłem się i ujrzałem mamę. Przeszła przeze mnie, dosłownie, i podeszła do babci.
- O czym chcesz mówić? Za chwilę wychodzę.
- O twoich dzieciach. Wiesz że za dwa dni jest Noc Połączenia.
- Wiem. I dla twojej wiadomości razem z Adamem zajęliśmy się tym.
- Znasz moje zdanie w tej sytuacji. Jeden z chłopców powinien trafić do Sky'ów. Od zawsze chcieli mieć dziecko a w ten sposób będą je mieli.
- Wiesz co? Jesteś chora myśląc że oddam moje dziecko! Może to i nasi najlepsi przyjaciele, ale to moi synowie i ja decyduję co z nimi zrobię!- mama krzyknęła i po chwili w pokoju zaczął padać deszcz. Babcia jednym gestem przegnała wodę i chmury. To ona też była zaklinaczką? To by tłumaczyło słowa tego gościa z parku, gdy mówił że wymazała nam pamięć o nim.
- Tak, to twoi synowie lecz pomyśl o tym co stanie się im w Noc Połączenia. Jeśli nie będą od siebie na tyle daleko, żeby Węzły się osłabiły to może ich to zabić! Kochanie, ja wiem że to jest okrutne, oddać swoje dziecko, ale to jest jedyne wyjście w tej sytuacji. No nawet gdyby przeżyli połączenie to moc by ich zniszczyła! Żadna żywa istota nie może pomieścić w sobie mocy dwóch żywiołów, Evo! Dlatego błagam cię, jeśli chcesz by twoje dzieci żyły, oddaj jedno z nich Sky'om.- babcia podeszła do mamy i przytuliła ją mocno, gdyż ta zaczęła płakać. Następnie sen urwał się i obudziłem się. Od razu spojrzałem na zegarek. Była 3.49. Byłem spocony jak świnia! Cały się lepiłem od potu. Przeczesałem równie mokre od potu włosy i wstałem z łóżka. Podszedłem do okna i otworzyłem je. Poczułem jak lekki powiew wiatru biegnie po całym moim ciele. To było przyjemne, aczkolwiek lekko chłodnawe doznanie. Zamknąłem okno i wyszedłem z pokoju, kierując się do kuchni. Lecz ktoś już tam był, o czym świadczyło zapalone światło. Ziewnąłem i wszedłem do pomieszczenia. Przy stole siedział Nathan, trzymający się za głowę. Jego ciało dziwnie się trzęsło, jakby płakał. Usiadłem obok niego i klepnąłem lekko w plecy.
- Odejdź!
- Nie, dopóki nie powiesz mi czemu płaczesz. Pamiętasz nasz układ, zawsze mówimy sobie co nam na sercu leży. Więc, słucham bekso.- zaśmiałem się i poczułem jak Nathan wymierza mi kuksańca między żebra. Skrzywiłem się a ten się uśmiechnął.
- Ja ci dam beksę, pacanie.
- No więc czego ryczysz?
- Bo... miałem sen. I byłem tak ja, tyle że jako jakiś obserwator, nie jako uczestnik zdarzenia i dwie kobiety. Jedna była młoda, druga stara. I ta młoda Eva się nazywała.
- Jak nasza mama.- powiedziałem cichutko. Najwyraźniej mieliśmy ten sam sen.
- Powiedz mi, dlaczego to mnie oddali?- Nathan spojrzał mi prosto w oczy. Nie wiedziałem co mam mu odpowiedzieć. Bo kto wie co powiedzieć w takim momencie?

_____________________________________________________________

No, zgadzam się z wami. Wreszcie pojawił się rozdział. Długo przymierzałam się do napisania go i zajęło mi to jedną noc i dwa dni. No i są tego rezultaty, ale mam nadzieję że wyszło w miarę znośnie. I mogę wam powiedzieć, że w kolejnym rozdziale Matt i Nathan, dowiedzą się czemu musiano ich rozdzielić i czym jest Noc Połączenia.
No, więc piszcie co sądzicie, gdyż każdy komentarz jest bardzo budujący.
Pozdrawiam was!
Elfik Elen