czwartek, 20 marca 2014

Informacja

   Moi kochani!!
Wybaczcie ale znowu was zawiode. Stala sie rzecz straszna a mianowicie, internety mi sie wyczerpaly!! Smutne, ale prawdziwe. Dlatego tez apeluje o cierpliwosc bo, zakladajac, kolejny rozdzial pojawi sie DOPIERO w kwietniu! :(
Takze przepraszam was i prosze o cierpliwosc,
   Smutna Elfik Elen
PS. Sory za bledy, ale informacje pisalam z komorki

wtorek, 18 marca 2014

Rozdział 13


     Wyjąłem komórkę z kieszeni i spojrzałem na ekran. Ktoś dzwonił z nieznanego mi numeru. Odkąd pamiętam, nigdy nie odbierałem połączeń od numerów których nie znam, lecz tym razem postąpiłem inaczej. Odebrałem i przyłożyłem do ucha.
- Halo?- zapytałem. Nikt nie odpowiedział.
- Halo?!- znowu zapytałem, tym razem lekko zirytowany. Usłyszałem jedynie syczenie i inne dziwne odgłosy. Burknąłem pod nosem i rozłączyłem się. Spojrzałem jeszcze raz na ekran. Miałem nieodczytaną wiadomość. Kliknąłem ikonkę koperty na pasku narzędzi i okazało się że SMS-a napisała Iss. Pytała w nim, czy na pewno robimy próbę do występu. Odpisałem że tak bo i tak mamy mało czasu. Jutro już występ, więc nie chciałem abyśmy się zbłaźnili. Odłożyłem komórkę na stół i dokończyłem jeść płatki. Po chwili usłyszałem jak znów ktoś biega na piętrze. Spojrzałem na schody na których stał dumnie Nathan z Mikem u boku. Ubrał biały T-shirt, jeansy i kamizelkę z tego samego materiału. Prezentował się w niej lepiej niż ja. Zaprezentował swój ubiór, schodząc ze schodów niczym model. Udałem dumę i poklaskałem gdy znalazł się przy wejściu do kuchni. Usiadł obok mnie i zaczęliśmy się śmiać. Byliśmy za głośno bo ciotka obróciła się napięcie i spojrzała na nas z bazyliszkowym spojrzeniem. Od razu zamilknęliśmy i spuściliśmy głowy. Z satysfakcją Madge się obróciła i znów oglądała swój przygłupi "Master chef". Spojrzałem na Nathana a ten na mnie, co skończyło się wybuchem śmiechu. Ciotka tym razem nie wytrzymała, poderwała się z sofy a my uciekliśmy z kuchni. Widziałem jak chwytała poduszkę. Mike nie wiedział o co chodzi i biedny oberwał bronią cioci. Jego mina wyrażała więcej niż tysiąc słów... lub raczej szczeknięć. Nie wytrzymałem i ponownie wybuchłem śmiechem. Tym razem śmiechowi towarzyszył lekki ból brzucha, oczywiście z radości. Zwinąłem się w kulkę, śmiejąc się dalej. Nagle poczułem jak czymś obrywam prosto w twarz. Siła uderzenia była tak wielka że padłem na ziemię. Po chwili wstałem i zobaczyłem jak ciotka Madge stoi przy stole i śmieje się patrząc na mnie.
- Ha ha. Zabawne jak świnia w trampkach.- posłałem jej ironiczny uśmieszek i wstałem z podłogi. Gdy tylko się obróciła, chwyciłem poduszkę i cisnąłem ją w jej kierunku. Trafiłem prosto w tył głowy. Jest! Punkt dla mnie! Widząc jak się powoli odwraca, uciekłem pod drzwi. Na całe szczęście zaczął ktoś pukać. Otworzyłem je i zobaczyłem Iss wraz z Emilly. Isabelle ubrana była w zielony T-shirt z napisem "I love London". Na nią miała założoną białą bluzę, której rękawy miała podwinięte. Do całości podkreślające jej kształty spodnie materiałowe koloru zielonego. Emilly zaś ubrana była w czerwoną koszulę i czarny sweter. Do tego czarno-czerwone leginsy. Zawołałem Nathana i całą czwórką poszliśmy do garażu.
       Przekręciłem kluczykiem w zamku i garaż był gotowy na nasze wejście, więc weszliśmy. Każdy zajął swoje miejsce. Nathan i Emilly podłączyli swoje gitary do prądu i zaczęła się próba. Tradycyjnie, Iss zaczęła uderzeniem swoich pałek. Potem Nathan i Emilly i w końcu ja. Po kilku pierwszych próbach, które nie najgorzej wyszły, poczuliśmy dziwny zapach. Zostawiliśmy swoje rzeczy w garażu i wyszliśmy z niego. Cała ulica pokryta była gęstą mgłą o dziwnym zapachu. Po chwili zauważyłem dwie ludzkie sylwetki wchodzące na moje podwórko. Podeszły do drzwi, już miały pukać, gdy Emilly zawołała je. Okazało się że to Brandon i Tyler. Na widok Tylera, Iss zapiszczała i uśmiechnęła się bardzo szeroko. Popatrzyliśmy na nią jak na chorą psychicznie i spuściła głowę. Widać było że się dalej uśmiecha.
- Wiecie co się stało?- zapytałem patrząc na chłopaków.
- Wiemy tyle samo co i wy.- odpowiedział Brandon, spoglądając napięcie za siebie.
- Czyli jesteśmy w punkcie wyjścia.- obróciłem się, krzyżując ręce na piersi i podrygując nerwowo. Chłopaki weszli do garaży i zamknęli go za sobą. Zapanowała chwilowa ciemność, lecz po chwili pojawiło się światło i poczułem ciepło za sobą. Obróciłem się i zobaczyłem jak Emilly tworzy kulę ognia. Iss podeszła do ściany i zapaliła normalne światło. Ciemnowłosa klasnęła w dłonie i kula zniknęła. Po chwili Nathan podszedł do wejścia garażu i otworzył je. Pogoda się unormowała. Słońce znów świeciło i zrobiło się cieplej.
- W zaistniałych okolicznościach stwierdzam iż próba zostaje zakończona.- powiedziała Isabelle wychodząc na zewnątrz. Wyłączyłem gitary z prądu i wyszedłem za resztą.
- A, zapomniałem wam powiedzieć. Issac prosi abyś ty Matt, pojawił się na treningu. Powiedział że dzisiaj macie dużo roboty i zaczynacie wcześniej.
- Cudnie... To idę.
- My z tobą. Musimy trochę poćwiczyć, skoro wojna się zaczęła...- zaczęła Emilly a w jej oczach pojawiły się łzy. Nathan podszedł do niej, przytulił po przyjacielsku i otarł jej oczy z łez. Wyglądało to jak na jakimś filmie. Obróciłem się i zmierzałem w kierunku furtki. Będąc na ulicy obejrzałem się na lewo i prawo, czy jakaś podejrzana menda się nie kręci w pobliżu. Było czysto więc poszliśmy przez park, zawsze to szybciej.
       Weszliśmy do środka i na wstępie Lena złapała mnie za rękę i pociągnęła za sobą. Moi przyjaciele zaczęli buczeć i krzyczeć... oczywiście wszystko z podtekstem miłosnym. Zauważyłem że Lena uśmiecha się i rumieni. Także się uśmiechnąłem. Doszliśmy pod wejście do sektora Zaklinaczy Wody i puściła mnie. Oboje dotknęliśmy symbolu na drzwiach, który zniknął jak fala i otworzył wejście. Pobiegliśmy do swoich szatni. Wszyscy inni rekruci byli już przebrani. Podszedłem do swojej szafki, otworzyłem ją i przebrałem się. Po chwili wszedł do nas Issac i kazał iść za sobą. Na korytarzu stały już dziewczyny. Przeliczył nas w locie i weszliśmy do sali treningowej, tej samej co poprzednio. Tym razem na ścianach wisiały różnego rodzaju bronie, od sztyletów po włócznie. Jako pierwszy, mój wzrok przykuł trójząb. Idąc przed siebie patrzyłem na niego. Uderzyłem o jakiegoś chłopaka. Przeprosiłem i podszedłem do Leny. Potrącony przeze mnie chłopak warkną i burkną coś pod nosem, lecz nie zwracałem na to większej uwagi.
- Jak myślisz, o co może chodzić że tak wcześnie nas tu ściągnął?- zapytałem.
- Pewnie chodzi o to że Ceremonia Wyboru jest przyspieszona, przez co musimy przyspieszyć treningi.- mówiąc spojrzała na mnie. Nie wiem czemu, ale spojrzałem jej prosto w oczy. Było w nich coś... magicznego, niezwykłego i pięknego. Lena zarumieniła się i spuściła głowę. Ja uśmiechnąłem się jedynie.
- To może nasze gołąbeczki powtórzą to co przed chwilą mówiłem.- Issac spojrzał na nas zdenerwowany.
- Mówił pan o tym że Ceremonia Wyboru jest przyspieszona przez co musimy sprężać się z treningami i że dzisiaj zajmiemy się walką bronią i tworzeniem własnej broni żywiołu.- powiedziałem jednym tchem patrząc w oczy Radnego. Był zdziwiony, z resztą jak wszyscy... łącznie ze mną. Co to do cholery jasnej było? Przecież nie słyszałem co on tam gada, byłem zajęty... patrzeniem na przepiękną Lenę. Chryste! Co ja mówię?! Już... raz, dwa, trzy... spokój.
- Dokładnie.- powiedział przeszywając mnie wzrokiem, po czym dodał.- Więc, wybierzcie sobie bronie i zaczniemy trening.
Od razy zmierzyłem w kierunku trójzębu. Dziwne, bo każdy go omijał szerokim łukiem. A propos łuku, to taką broń wybrała Lena. OKEY... to było dziwne. Podszedłem bliżej broni. Wyciągnąłem dłoń by ją wziąć i poczułem jakby ktoś oblewał mnie wodą. Podobnie miałem gdy nakładałem moje kimono, czyżby to coś oznaczało? Otrząsnąłem się i chwyciłem trójząb. Nie był wcale ciężki, jak myślałem wcześniej. Z łatwością obracałem go w dłoniach. Miałem broń, więc wróciłem do Issaca. Nie był zdziwiony widokiem mnie z trójzębem. Zapewne był przekonany że go wezmę. Po chwili dołączyła do mnie Lena, już nie z łukiem lecz z włócznią. Uśmiechnąłem się do niej. Ona również posłała uśmiech w moim kierunku. Już wszyscy stali z broniami obok Radnego.
- Dobrze, skoro macie swoje bronie to może odczuliście jakieś dziwne odczucia?- zapytał na każdego z nas.
- Ja czułem jakby ktoś oblewał mnie wiadrem cholernie zimnej wody.- powiedziałem a kilka osób stwierdziło iż miało podobne odczucia, w tym również Lena. Boże, czemu ja ciągle myślę o tej dziewczynie?!
- Dobrze, więc ci którym towarzyszyło podobne uczucie jak panu Blackwaterowi, zapraszam za mną a reszta... reszta niech szuka dalej swojej broni. Za moment powinien przyjść wasz nauczyciel Daniel.- powiedział Radny ruszając przed siebie. Ja i mała grupka rekrutów, poszliśmy za nim jak nam kazał.
      Przeszliśmy przez wejście w wodnej ścianie. Byliśmy w jakimś tunelu. Na całe szczęście było w nim światło. Schodziliśmy głębiej w dół. W końcu dotarliśmy do drzwi z symbolem wody, takim samym jak ten przy wejściu do sektora wody. Issac dotknął swoim palcem części ów symbolu. Z ogromną szybkością symbol zniknął z drzwi, które się otworzyły. Wchodząc obejrzałem się za siebie. Drzwi zamknęły się same z ogromnym hukiem. Zacisnąłem dłoń na trójzębie i poszliśmy dalej. Po chwili marszu doszliśmy do kolejnej sali treningowej. Była mniejsza niż ta, w której ćwiczyliśmy wczoraj. Na ścianach wisiały obrazy przedstawiające ludzi w przeróżnych pozach wojennych. Jedno z tych malowideł przedstawiało sytuację, w której Złodziej Czarów lub rekrut tworzy swoją broń. Tworzył... trójząb? Tak, to jest trójząb. Był w połowie z wody, w połowie z metalu. Spojrzałem na swój lecz nic się nie stało. Radny zawołał nas, gdyż wszyscy rozeszliśmy się po sali. Podbiegłem do niego a po chwili reszta do nas dołączyła.
- Dobrze, skoro już wybraliście bronie i bronie wybrały was, czas przejść dalej. Dzisiaj nauczycie się ich używać i tworzyć podobne z wody. Na początku zajmiemy się walką nimi.- w tym samym momencie chwycił, wbity w deski, miecz. Obrócił go z gracją w dłoni i podszedł do jednego z manekinów. Zrobił zamach i odciął mu głowę. Niby nie trudne ale kolejny się ruszał. Kolejny zamach i wbił czubek miecza w oko manekina, który stał za Radnym. Pokazał nam też kilka innych ruchów z bronią i kazał nam je przećwiczyć na innych manekinach. Dodał także że najlepiej radzący sobie stoczą walkę. Na całe szczęście walkę przy której używać będziemy broni stworzonych przez nas i oczywiście naszych mocy. Podszedłem do jednego z napchanych słomą przeciwników. Obróciłem trójząb w rękach, zrobiłem obrót i odciąłem łeb wrogiemu manekinowi. Gdy tylko jego głowa opadła na podłogę, kolejne manekiny zaczęły się ruszać. Próbowały także zaatakować mnie lecz każdego bez problemu pokonywałem. Jednemu wbiłem trójząb w klatkę piersiową, jednemu odciąłem kończyny (górne jedynie) a kilku odciąłem głowy. Jako jedyny tak dobrze radziłem sobie z bronią. Jednym z dwóch. Drugą osobą, radzącą sobie z bronią była Lena. Wbijała ostatniemu manekinowi włócznię w miejsce w którym znajduje się serce. Issac widząc że jako jedyni pokonaliśmy wrogie manekiny, zawołał nas.
- Moi kochani, słuchajcie! O to para, która będzie walczyć ze sobą w Pojedynku Mocy!- inni rekruci zaprzestali wykonywanych wcześniej czynności zaczęli klaskać i wiwatować jakby to było jakieś święto. Wraz z Leną stanęliśmy jak wryci i niepewnie spojrzeliśmy na siebie. Dzisiaj któreś z nas przegra swoją pierwszą walkę.

_____________________________________________________________

Rozdział może dłuższy niż inne, ale to chyba dobrze :)
Mam nadzieję że nie zanudziłam Was na śmierć, wręcz przeciwnie. Mam nadzieję że was zaciekawiłam nieco.
Tradycyjnie zapytam was o coś. Czy rozdział się podobał? I jak myślicie, czy Matt w końcu dopuści do siebie tą myśl że zakochał się w Lenie? I które z nich wygra tą walkę?? 
Czekam na wasze komentarze-odpowiedzi ^^
Pozdrawiam i do kolejnego posta!
Elfik Elen


czwartek, 13 marca 2014

Rozdział 12

   
 
      Kolejna fala nadchodziła. Były w niej wampiry, co ułatwiało nam sprawę. Brandon stworzył kolejną barierę, tym razem podwójną. Rozluźniliśmy się nieco, lecz przyszedł czas na atak. Jedna bariera pękła a druga ledwo trzymała. Emilly stworzyła ognisty łuk, który napięła i celowała w jednego z wrogów. Brandon stworzył sobie miecz, Nathan również. Isabelle zrobiła sobie z kamieni, małe noże do rzucania a ja? Ja nic. Nie umiałem jeszcze tworzyć broni swojego żywiołu. Zacisnąłem więc pięści, kiedyś chodziłem na karate, więc będę się bronił pięściami. Lecz stało się coś innego. Moje, zaciśnięte już dłonie, otoczyła woda. Uśmiechnąłem się lekko do siebie a druga bariera pękła. Wampiry rzuciły się na nas. Emilly stanęła za nami, centralnie w środku i ostrzeliwała wrogów. Nathan i Brandon walczyli mieczami a Iss zaczęła rzucać swoimi nożami. Ja skupiłem się na kałuży. Woda po chwili przyleciała do mnie, więc stworzyłem trzy, średniej wielkości kule i jedną rzuciłem w wampira. Okazało się że nie tylko woda święcona działa na nie jak trucizna. Co prawda, wodę mogą pic ale w małych ilościach a moje kule do takich nie należały. Pozostałe kule również rzuciłem w wampiry. Trafiłem im prosto w głowy, które odpadły. Bleeeh! Ohydny widok, ale musiałem się przyzwyczaić. Tak też oto druga fala potworów została powstrzymana. Lecz była ostatnia, trzecia. Równie niebezpieczna mimo że były w niej same demony. Brandon był gotowy robić kolejną barierę lecz stało się coś dziwnego, demony zaczęły uciekać! Na naszych twarzach pojawiło się zdziwienie, ale także radość, bo... kto spotyka mutanty, demony i wampiry jednego dnia? Kto w ogóle normalny je spotyka? Z pewnością nikt. Obejrzeliśmy się za siebie i naszym oczom ukazała się Rada Zaklinaczy z Organizacji. Stanęliśmy jak wryci. Każde z nich stało na podeście ze swojego żywiołu. Po chwili zeszli z nich i podeszli do nas.
- Brawo dzieci. Mało kto by przeżył taki atak.- powiedziała radośnie Marianna, radna powietrza.
- Taa, dziękujemy ale jest jakiś powód dla którego tu jesteście, prawda?- zapytała podejrzliwie Iss.
- Tak moje dziecko, jest coś ważnego.- powiedział z przejęciem Ivan. Po raz pierwszy widziałem na jego twarzy smutek. Nastała cisza.
- Więc, co to takiego?- zapytałem po chwili. Radni otrząsnęli się. Najwyraźniej zamyślili się nad czymś.
- Zapewne słyszeliście o wykradzeniu Laski Jacka Frosta?- zapytał nas Ivan a my tylko przytaknęliśmy skinieniem głowy.- No więc, skoro to berło "zaginęło" to rozpoczęła się wojna.- na te słowa to szczęki nam opadły. Staliśmy przez radą z rozdziawionymi buziami. Spojrzeliśmy na siebie, zamknęliśmy buzię i przełknęliśmy ciężko i głośno ślinę.
- Wo.. wojna?- zapytała niepewnie Emilly.
- Niestety tak. Wojna pomiędzy nami, Złodziejami Czarów a Strażnikami Marzeń. Rozpoczęła się z chwilą zniknięcia tej laski, lecz dopiero teraz Strażnicy zaczynają nas atakować. Te mutanty, które was zaatakowały, to ich dzieło. Chcieli się pozbyć nowych bo stanowicie zagrożenie dla nich! Więc kiedy tylko Matt przejdzie Ceremonię wyboru, która jest przyspieszona, to będzie waszym zadaniem. Znaleźć Laskę Frosta i zaprowadzić ponownie spokój między nami. Ja wiem, zadanie nie jest łatwe ale poradzicie sobie. Wierzymy w was.- ostatnie zdanie powiedzieli razem i rozpłynęli się w powietrzu. Dosłownie. Nastała kolejna chwila ciszy. Tym razem przerażającej ciszy.
- Ale jak mamy dać se rade! Ledwo pokonaliśmy tych... mutantów, a co dopiero walka z innymi!?- mówił rozwścieczony i jednocześnie wystraszony Nathan. Nie dało się go uspokoić. Wpadł w szał. Jego oczy zaświeciły się a on sam zaczął zamieniać się w inne, tajemnicze stworzenie. Po chwili przed nami zamiast normalnego Nathana stał... stwór z powietrza! Oczy świeciły się na jasno-zielono. Niepewnym krokiem Emilly do niego podeszła. Złapała za dłoń a żywiołak, bo tak to się nazywało, spojrzał na nią. Po chwili zerwał się silny wiatr a nasz Nathan powoli wracał do normalnego kształtu, a raczej formy. Gdy tylko znormalniał w każdym calu, upadł na ziemię wyczerpany. Emilly klęknęła nad nim i przytuliła do siebie. On był przytomny, to było widać. Puścił do mnie oczko. Więc o to chodziło... cwaniaczek! Udawał że zemdlał tylko temu żeby wzbudzić u Emilly współczucie i troskę. Zawsze mu się podobała. Zaśmiałem się donoście a wszyscy spojrzeli na mnie sztyletującym spojrzeniem, więc przestałem. Ale muszę przyznać, ledwo powstrzymywałem się od śmiechu. Po chwili Nathan podniósł się a Emilly go pocałowała. Była oszołomiona i chyba sama nie dokończa wiedziała co zrobiła. Wstała energicznie i spuściła głowę. Nathan uśmiechną się uwodzicielko w jej kierunku na co ona też się uśmiechnęła. Teraz już każdy się śmiał. Trwało to chwilę. Pożegnaliśmy się i każdy poszedł w swoim kierunku. Ja i Nathan do mnie, Brandon i Emilly do siebie a Iss do butiku swojej mamy. Chciała pomóc przy zamknięciu. Niedługo zaczyna tam praktyki, więc chce się przypodobać swojej matce. Trochę chore że córka musi się aż tak starać żeby spodobało się to jej matce, ale... nie jestem od oceniania. Weszliśmy do domu i rozebraliśmy się. Zamknąłem drzwi wejściowe i mieliśmy iść na górę, gdy ktoś zadzwonił do wrót mojego domu. Stałem niedaleko dzwonka więc ta muzyczka tak mi po uszach walnęła... myślałem że zniszczę! Otworzyłem drzwi i w nich stał Tyler.
- Cześć! Co się do mnie sprowadza?
- Chciałem pogadać o...- i chyba zobaczył moją ciotkę bo zarumienił się nieco. Nie! Tylko nie to! Czyżby biedak się w niej zakochał?! Boże, tylko nie to!- chciałem pogadać o Isabelle.
- Uff...- odetchnąłem z ulgą nieco głośniej niż powinienem. Tyler spojrzał na mnie badawczym spojrzeniem. Zaprosiłem go do środka i poszliśmy do mnie. Był bez kurtki, więc chyba mieszkał niedaleko. Co jeśli widział naszą walkę z tymi stworami? Aa... on jest Złodziejem Czarów to zrozumie. Ale nie to teraz było ważne. Weszliśmy do mojego pokoju, oczywiście Mike też musiał się wbić. Widząc Tylera zareagował trochę nerwowo, wiecie... widział go pierwszy raz, więc nie ma co się psu dziwić. Wytłumaczyłem pupilowi co i jak i po chwili podszedł do mego gościa. Tyler już siedział na łóżku, więc Mike korzystając z okazji, położył się koło niego a pysk położył na jego nodze. Blondyn niepewnie go pogłaskał.
- No więc? Co jest z Iss?
- Bo widzisz, od ostatniego spotkania w sali ogólnotreningowej nie mogę przestać o niej myśleć. Co to może znaczyć?- zrobiłem wielkie oczy. Serio? Nie wiedziałeś co to znaczy? Chłopie...
- Chłopie...- powtórzyłem moje myśli- Ty się w niej zakochałeś!
- Serio? Uf.. myślałem że to coś gorszego. Dzięki za pomoc stary. Jesteś najlepszy!- powiedział i wybiegł z mojego pokoju. Podszedłem do okna i zobaczyłem jak biegnie w kierunku domu Iss. Ahh.. ta miłość, z ludzi debili robi. Wróciłem na krzesło i spojrzałem na zegarek. Była 23.00. Czas spać! Zrzuciłem Mika z łóżka i pościeliłem je. Rozebrałem się i runąłem na moje kochane, mięciutkie łóżeczko. Lecz chwila, coś łazi mi po nogach...
- Mike, do cholery!? Nudzisz się czy jak?- pies tylko odwrócił głowę w moją stronę uśmiechając się jak zły charakter. Da fuq? Mój pies jest mega, megaa dziwny. Potrząsnąłem głową i powoli zasypiałem.
       Obudziło mnie lizanie po lewej ręce która wystawała z łóżka. Wstałem jak poparzony a pies usiadł obok wyjścia z pokoju. Postałem mu groźne spojrzenie i wyszedł piszcząc. Wyglądał tak śmiesznie, że zacząłem się śmiać. Spojrzałem na zegar, była już 8.00. Dzisiaj próbę zaczynamy o 9.00 bo moje ćwiczenia w Organizacji zaczynają się po dwunastej. Wstałem, podbiegłem do szafki z ubraniami wyciągając z niej niebieską koszulkę, czarny sweter na zamek i ciemne jeansy. Wyciągnąłem też skarpetki i bieliznę i pognałem do łazienki. Na całe szczęście była wolna. Umyłem się, ubrałem i poszedłem na dół. Śniadanie było już gotowe. Ciotka siedziała w salonie i oglądała jakiś serial. Obok niej siedział Daniel. Po chwili usłyszałem jak ktoś zbiega z góry. Usiadłem przy jednym z krzeseł i zacząłem wlewać mleko do miski z płatkami gdy nagle obok mnie stał półnagi Nathan.
- Aaaa! Gościu?! Gorzej!?- krzyknąłem przerażony wylewając trochę mleka na blat.
- Nie mogę znaleźć czystych ciuchów. Mogę pożyczyć coś od ciebie?- zapytał błagalnym głosem.
- Jasne, tylko ubierz się człowieku!
- Spoko, jasne. Dzięki.- pobiegł do mnie na górę. Zaśmiałem się cicho do siebie i potrząsnąłem głową. Wstałem, wziąłem szmatkę i wytarłem mleko. Potem kolejna próba zakończyła się powodzeniem. Mogłem zjeść płatki. Gdy delektowałem się płatkami, ktoś do mnie zadzwonił.

________________________________________________________________

Mam nadzieję że nie zanudziłam was na śmierć. :p
Jak się prezentuje rozdział? Podobał się czy nie do końca? 
Piszcie w komentarzach i przypominam że do soboty jest dostępna zabawa "Zapytaj Admina". W porównaniu do poniedziałku i wtorku to mało tam się dzieje więc jeśli się nie podoba to możemy ewentualnie zagrać w "Zapytaj bohatera" lub coś innego. Uczcijmy jakoś ten tysiąc z hakiem! Pierwszy tysiąc jest tylko raz, więc uczcijcie to ze mną! :*
Pozdrawiam i do kolejnego,
Elfik Elen <3

wtorek, 11 marca 2014

Głosujemy!

  Dziewczyna liczy na Naszą pomoc, więc... zróbmy wszystko co możemy!

Cześć, proszę Cię czy możesz zagłosować na ten projekt, który chcę zrealizować z koleżanką. Możemy dostać dotację z fundacji, ale musimy zebrać 3000 głosów. Z jednego komputera (numer IP)można maksymalnie w ciągu doby wysłać 4 głosy, ale każdy z innego adresu e-mail. Czy Twoi bliscy lub znajomi też mogliby głosować ze swoich maili. Nawet codziennie, bo za 3 tygodnie powinnam zebrać te 3000 głosów. A może ktoś jeszcze z Twoich dalszych znajomych mógłby nam pomóc? Uśmiech.


Rozdział 11

    

     W dalszym ciągu, nie mogę pojąc co stało się Danielowi. No dobra, wkurzył się bo podważyłem jego autorytet, ale to nie powód do próby zabicia mnie! Gdyby nie Lena to pewnie bym nie żył. No wkurzyłem się, cholera! Ale trzeba się ogarnąć. Przez otworzeniem szafki, poczułem się dziwnie. Nie mogłem się ruszyć. - Michael, co ty wyprawiasz?- krzyknął jakiś chłopak.
- Nie wiem. Coś mi każe to robić!- krzyknął przerażony Michael. Spróbowałem się odwrócić, i na całe szczęście udało mi się to. Przede mną stał szesnastoletni chłopak o ciemnych, wręcz czarnych włosach. Posturą podobny do mnie. Miał białe oczy, które powoli zaczęły zalewać się krwią lub inną czerwoną cieczą.
- Chłopie, uspokój się i przestań robić... to co robisz.- powiedziałem nieco poddenerwowany.
- Ale nie mogę! Coś mi rozkazuje to robić!- mówił roztrzęsiony.
- Bracie, postaraj się rozluźnić.- podszedł do niego jakiś chłopak. Był bardzo podobny do domniemanego brata, z tą różnicą że miał brązowe włosy. Złapał go za ramię i szepną do ucha.- Postaraj się zagłuszyć ten głos. Wiem że potrafisz.- na te słowa Michael zamknął oczy a ja poczułem jak mogę się ruszać. Nie powiem, byłem przerażony. Odsunąłem się pod drzwi i usiadłem. Zacząłem ciężko wzdychać. Po chwili podszedł do mnie brat Michaela.
- Wszystko dobrze?- zapytał z troską.
- Tak, jasne.- odpowiedziałem i energicznie wstałem z ziemi. Podszedłem do szafki, otworzyłem ją, zdjąłem kimono i wyciągnąłem swój sweter. Założyłem go a strój schowałem z powrotem do szafki. Zamknąłem ją i wyszedłem.
      Zmierzając ku wyjściu, usłyszałem jak ktoś mnie woła. Odwróciłem się i zobaczyłem, biegnącą w moim kierunku, Lenę.
- I jak tam? Jak się czujesz?- zapytała.
- O wiele lepiej, dzięki.
- Słyszałam o tym... incydencie w szatni. Co mu się stało?
- Mówił że coś mu kazało mnie unieruchomić.
- Dziwne, bo to nie pierwszy raz. Kiedyś też miał takie odpały.
- Serio? To fajnie że ktoś mnie przed nim ostrzegł.- powiedziałem uśmiechając się.- Ale muszę cie przeprosić. Muszę iść do domu.
- Jasne. To do jutra, tak?
- Tak. Do jutra.- pożegnałem się z nią i wyszedłem z budynku. Poszedłem w kierunku domu. Za parę minut miała zaczynać się próba do występu. Będąc nie daleko, zauważyłem jak moi przyjaciele czekają na mnie przed furtką. Lecz był z nimi ktoś jeszcze. Będąc coraz bliżej, mogłem rozpoznać czwartą osobę. Był to Brandon.
- Cześć wam!- powiedziałem podchodząc bliżej.
- Hej. 
- Cześć.
- To co, zaczynamy?- zapytałem.

- Jasne, a Brandon nie będzie przeszkadzał?- zapytała Emilly, patrząc na brata.
- Zgłupiałaś? Jasne że nie! Każdy jest mile widziany w moim domu.- oznajmiłem wesoło a przyjaciele spojrzeli się na mnie badawczym spojrzeniem. Od śmierci rodziców starałem się nie wpuszczać nikogo w mury domu. Po chwili poprawiłem się.- No, prawie każdy.
       Weszliśmy do środka budynku. Rozebraliśmy się i poszliśmy najpierw do kuchni. Ciotka Madge była cała zapłakana. Iss i ja podeszliśmy do niej a reszta stanęła za nami.
- Co się stało?- zapytałem kucając obok niej.
- Co się stało?- powtórzyła moje słowa i spojrzała na mnie.- Nie chciałam żebyś zobaczył mnie w takim stanie, ale skoro mleko się przelało, pora ci powiedzieć...
- Więc słucham.- podniosłem się, przysunąłem krzesło i usiadłem na nim. Widać było że to co ciotka chce powiedzieć nie jest proste. Isabelle usiadła obok mnie. Nastała chwila milczenia, którą przerywały szlochy kobiety. Po chwili zaczęła.
- Bo widzisz... babcia Łucja, ona...
- Co? Co jest z babcią?- zapytałem nerwowo.
- Nie żyje. Umarła dziś rano, na całe szczęście we śnie.- na te słowa zamurowało mnie. Każdy znał moją babcię. Była bardzo pomocna. Nieraz pomagała Nathanowi nocując go u siebie czy pożyczając pieniądze na zakupy. Była naprawdę kochaną kobietą. Zawsze uśmiechnięta, niebieskooka o siwych włosach staruszka. Miała 89 lat. Po początkowym niedowierzaniu, stwierdziłem że to prawda. Po jaką cholerę ciotka miała by kłamać na temat własnej matki! Ona dobrze wiedziała że byłem z nią zżyty jak z nikim innym. Wszyscy byliśmy... Nerwy puściły i zacząłem płakać razem z ciocią. Wstaliśmy z krzeseł, objęliśmy się i płakaliśmy. Płakaliśmy na każde wspomnienie o kochającej babuni. Dlaczego ona? I to akurat teraz? Poczułem jak ktoś za mną, obejmuje mnie. Obróciłem głowę i przez łzy widziałem jak Iss i Emilly także się do nas przytulają. Nathan i Brandon opierali się o wejście do kuchni. Każdy płakał. To był drugi, najgorszy dzień w moim życiu. O niemal zginąłem na treningu i jeszcze dowiedziałem się że moja kochana babcia umarła! Każdy na moim miejscu by zapewne płakał i przeżywał.
       Po godzinie ogarnęliśmy się. Nathan mówił że jeśli nie czuję się na siłach, możemy przełożyć próbę na kiedy indziej, ale czasu było coraz mniej. Sobota powoli się kończyła, jutro niedziela a w poniedziałek mamy występ przed całą szkołą. Nie zgodziłem się i chwiejnym krokiem poprowadziłem ich do garażu. Po drodze kilka łez wydobyło mi się z oczu. Otworzyłem go i weszliśmy do środka. Isabelle usiadła za perkusją, Nathan i Emilly wzięli swoje gitary a ja usiadłem przed nimi chwytając mikrofon w dłoń. Brandon najwyraźniej pogubił się bo nie wiedział co miał zrobić. Powiedziałem żeby wziął drugą pufę i usiadł obok albo przy szafce, stojącej niedaleko.
- Matt, jesteś pewny że chcesz dzisiaj ćwiczyć?- zapytała Iss.
- Tak, zaczynajmy już.- powiedziałem automatycznie spoglądając gdzieś w bok. Isabelle wzięła więc do dłoni swoje pałki, uderzyła nimi o siebie i zaczęła grać. Nathan i Emilly także się włączyli. Ni stąd ni zowąd zacząłem śpiewać. Sam nie wiedziałem jak to robię. Słowa same wydobywały mi się z ust. Po chwili ucieszyłem się że chociaż jedna rzecz się udała. Mój uśmiech był tak szczery że każdemu poprawiły się humory. Ale jak to ja, musiałem pochrzanić słowa. I zaczęliśmy od nowa. Było kilka takich momentów, że albo słowa mi się myliły, albo któreś z gitarzystów źle zagrało jakąś nutę. Choć i tak najśmieszniejsza byłą kłótnia Nathana i Emilly o to że któreś nieumyślnie wyciągnęło kabel z gitary, bo zapomniałem wcześniej dodać że to były gitary elektryczne. Ogólnie dzisiejsza próba trwała, wyjątkowo, cztery godziny. Spojrzałem na zegarek. Była 21.30. Odłożyłem mikrofon i powiedziałem że czas się zbierać. Przytaknęli mi i powoli opuszczaliśmy garaż.
- I jak? Podobało ci się, braciszku?- zapytała Emilly zakładając rękę na szyję brata. Dziwnie to wyglądało bo on był od niej wyższy. To był widok upadającej Statuy Wolności, wyciągnięta ręka wyżej niż ona sama. Łatwo to sobie wyobrazić.
- Jeszcze się pytasz? To było zajebiste! Nie wiedziałem że macie takie talenty.
- W sumie, my też nie.- powiedział Nathan a wszyscy zaczęli się śmiać. Tak, humor mi się poprawił. Weszliśmy do domu a Isabelle, Emilly i Brandon ubrali się i poszli do siebie. My z Nathanem poszliśmy do kuchni. Ciotce było już lepiej bo widząc mnie, uśmiechnęła się nawet. To dobry znak, naprawdę. Po chwili usłyszeliśmy walenie do drzwi. Komuś bardzo zależało na dostaniu się do środka. Nathan podszedł do drzwi, otworzył je i do środka wpadł przerażony Daniel. Złość na niego także mi przeszła. Jego oczy świeciły na niebiesko, co oznaczało że musiał z kimś, lub czymś walczyć. Od razu wybiegłem z domu. Na podwórku było czysto więc wyszedłem za furtkę. I tu moim oczom ukazały się nie demony, a jakieś dziwne mutanty. Co śmieszniejsze, złapali moim przyjaciół! Zawołałem Nathana, który stał w drzwiach. Podbiegł do mnie prędko. Jego tatuaż już się ruszał. Gdy zauważył jak Brandon, Emilly i Isabelle walczą z mutantami, bez chwili przemyślenia czegokolwiek, rzucił się w wir walki. Ja po chwili też. Oczy, całej naszej paczki zaczęły się świecić. Spojrzałem na Brandona. Jego oczy świeciły się na czerwono, co znaczy że odzyskał moce. Gdy mutanty zaczęły się na nas rzucać, brat Emilly stworzył barierę, która chroniła nas przed ich atakami. Lecz długo nie wytrzymała, gdyż ich było o wiele, wiele razy więcej. Tarcza pękła jak bańka mydlana, a wrogowie rzucili się na nas. Nathan użył mocy i powietrze stało się tak lodowate, że czułem jak krew mi zamarza. Poczułem jak ktoś trzyma mnie za rękę. Emilly. Dzięki niej znowu było mi ciepło. Ona sama już trzymała Nathana zaś Brandon trzymał Iss. Jednak moc ognia nie jest tak niebezpieczna i bezwzględna jak każdy mówi. Pierwszy rząd mutantów padł na ziemię jak posągi. Ich krew zamarzła na tyle, żeby każdego unieruchomić. Lecz nie było czasu na radość bo zbliżała się kolejna, bardziej niebezpieczna fala.

___________________________________________________________________

Osobiście nie jestem jakoś specjalnie zadowolona z tego rozdziału. Wydaje mi się jakby czegoś tu brakowało, ale nie wiem czego. Próbowałam go pisać kilka razy ale inne były jeszcze dziwniejsze. Szczerze mówiąc, ten rozdział to jest czwarta poprawka, więc... 
Może tak, jak się w ogóle prezentuje? Co o nim myślicie? Nie jest aż tak tragiczny, jak uważam??
Piszcie komentarze <3
Pozdrawiam i do kolejnego,
Elfik Elen
PS. PRZYPOMINAM O TRWAJĄCEJ DO KOŃCA TYGODNIA ZABAWIE "ZAPYTAJ ADMINA"

poniedziałek, 10 marca 2014

♥ Pierwszy 1000 ♥

     Ogarnęłam to dopiero wczoraj późnym wieczorem. Mówię tu o tysiącu, z małym hakiem, wejść na stronę! Bardzo wam dziękuje że jesteście i mam nadzieję że zostaniecie. I tak sobie pomyślałam że w ramach uczczenia tego wydarzenia możemy w coś zagrać, lub coś.

A oto propozycje:
1. Zapytaj bohatera (pytacie o co chcecie i ile razy chcecie)
2. Zapytaj admina (pytacie o co chcecie i ile razy chcecie)
3. Konkurs z wiedzy o blogu (nagrodę można wybrać samemu, tylko taką którą da się spełnić) 
4. Coś innego (wasze propozycje)

Wiem że jesteście zajęci różnymi sprawami, ale fajnie by było porobić coś razem, prawda? W komentarzach piszcie numerki z propozycjami. W przypadku nr.4 piszcie, co chcecie.

sobota, 8 marca 2014

Informacja o rozdziałach

       Moi Czytelnicy!
 Z racji tego iż prowadzenie dwóch blogów do łatwych nie należy, to zaprowadzam pewne zmiany odnośnie dodawania rozdziałów. Będą one dodawane tylko we wtorki i czwartki z czego wynika że rozdział 11 pojawi się dopiero we wtorek 11 marca.
 Mam nadzieję że nie jesteście na mnie źli :)
Pozdrawiam,
                                                                           Elfik Elen

czwartek, 6 marca 2014

Nowości w Kręgu Tajemnic

     Więc, w zakładce "Bohaterowie" nastąpiły pewne zmiany. Mówię tu o tym że pojawiła się nowa bohaterka (Lena) oraz nasi dotychczasowi bohaterowie dostali ode mnie prezent, w postaci dodatkowych zdolności. Ciekawi?? To zapraszam do zakładki :*

Rozdział 10

  

       Issac zapukał do szatni dziewczyn, po czym całą grupą poszliśmy do sali treningowej. Za bardzo nie różniła się od sali gimnastycznej w mojej szkole. Mahoniowe drzwi, na ścianach różne ilustracje przestawiające walki. W centrum wielki czerwony krąg na którym dwóch najlepszych uczniów pod koniec dnia mogło stoczyć walkę. Włosy miałem jeszcze wilgotne więc zrobiło mi się nieco zimno. Skrzyżowałem ręce na piersiach i poszedłem za resztą. Radny wody powiedział nam co mamy robić i wyszedł. Byliśmy sami. Grupa składająca się dziesięciu dziewczyn i dwunastu chłopaków, w tym mnie, zaczęła wariować. Wśród wariujących nastolatków, moją uwagę przykuła jedna dziewczyna. Była to brunetka o dość długich włosach. Po chwili odwróciła się i mogłem ją rozpoznać.
- Lena?- zapytałem podchodząc do niej.
- Matt? Co ty tu robisz?- zapytała dość nerwowo.
- Chyba to samo co ty. Jestem na tym całym szkoleniu czy coś.
- O... to... fajnie.- powiedziała jąkając się. Zauważyłem jak jej koleżanki patrzyły na mnie badawczym spojrzeniem.
- To nie będę przeszkadzać. Miłego dnia.- powiedziałem uśmiechając się do niej i po chwili odszedłem. Usłyszałem jak któraś z nich piszczała, chyba z radości albo wściekłości. Spuściłem głowę i uśmiechnąłem się pod nosem. Poszedłem w kierunku ławek.
       Po dziesięciu minutach do sali treningowej przyszedł mężczyzna o średniej długości, czarnych włosach. Bez problemu rozpoznałem gościa. To był Daniel. Zawołał nas wszystkich głośnym gwizdnięciem. Aż w uszach mi zadzwoniło. Wstałem leniwie z ławki i poszedłem w kierunku trenera.
- Dobrze. To wasz zapewne pierwszy raz w sektorze wody, więc się przedstawię. Nazywam się Daniel Williams i będę waszym nowym trenerem. Jak się domyślacie, będziecie ćwiczyć panowanie nad żywiołem wody. Niektórym z was uda się to po pierwszym ćwiczeniu, niektórym nie. Ale nie będę was zanudzać moim gadaniem. Lecz zanim zaczniemy trening, chciałbym dowiedzieć się jak macie na imię, czy byliście w innych sektorach. To mi pomoże w dalszej pracy z wami.- na te słowa połowa naszej grupy zaśmiała się. Daniel zaczął się rozglądać. Po chwili spojrzał na mnie. Poczułem się trochę nie zręcznie, bo oprócz jego spojrzenia, czułem też jak inni się na mnie patrzą.
- Co?- rzuciłem beznamiętnie patrząc na każdego z osobna.
- Przedstaw się.- powiedział trener.
- Ty już powinieneś mnie znać, barmanie.- posłałem mu złowrogi uśmiech.
- Ale reszta cię nie zna. Więc...
- Nazywam się Matt Blackwater. Mam szesnaście lat i byłem w sektorze ognia lecz po pewnym , że tak to nazwę, incydencie przeniesiono mnie tutaj.- czułem się jak w przedszkolu, lecz po chwili każdy zaczął się przedstawiać i jakoś tak szybko zleciało nam te pół godziny.
- Dobrze. To możemy przejść do ćwiczeń. Chodźcie za mną.- Daniel ruszył w kierunku ściany, z której spływała woda. Każdy z nas staną przy niej. Po chwili trener zaczął mówić.
- Pierwszym ćwiczeniem będzie sprawdzenie, czy panujecie nad wodą. Dotknijcie jej i skupcie się. Gdy ją poczujecie postarajcie się ją odepchnąć od dłoni. 
Każdy z nas podszedł do ściany wodnej. W pierwszym momencie spojrzałem na nią. Przekręciłem nieco głowę i poczułem jak coś się dzieje. Oczy mi się zaświeciły a woda zaczęła się rozstępować (nie mogłam znaleźć innego słowa. Sory, taki mamy klimat). Nie musiałem jej dotykać żeby mnie słuchała. Pierwsze ćwiczenie uważam za zaliczone. Wszyscy spojrzeli na mnie badawczym spojrzeniem. Inni musieli jej dotknąć żeby ich słuchała.
- To było... genialne!- krzyknął jakiś chłopak widząc co udało mi się zrobić. Podbiegł do mnie.- Nauczysz mnie tego? W sensie aby woda słuchała mnie bez dotykania jej?
- Od tego jest Daniel, więc... idź do niego.- powiedziałem obojętnie, obróciłem się i poszedłem do ławki. Usiadłem i czekałem aż reszta skończy pierwsze ćwiczenie. Trwało to kolejne pół godziny. Myślałem że umrę z nudy na tej ławce. Po chwili Daniel machnął do mnie ręką, co sygnalizowało abym podszedł. Wstałem z ławki i poszedłem w jego kierunku.
- Drugie ćwiczenie, będzie może nieco trudniejsze. Polegać będzie na uformowaniu z wody kuli i rzucenie jej w tamtego manekina.- pokazał nam kukłę stojącą dość daleko od nas.- Ustawcie się w szeregu. Matt, zacznij jako pierwszy.
- Dlaczego ja?- powiedziałem nieco podniesionym tonem.- Przecież są inni rekruci, którzy chcą zacząć jako pierwsi.
- Posłuchaj mnie.- podszedł do mnie tak blisko że czułem jego oddech.- Ja tu jestem trenerem i ja decyduję kto jest pierwszy, więc nie podnoś do mnie głosu i zaczynaj.- odszedł a ja odetchnąłem z ulgą. Strasznie capiło mi z gęby. Podszedłem do beczki wypełnionej po brzegi wodą. Ręce dalej miałem skrzyżowane więc wyciągnąłem jedną w kierunku beczki. Oczy mi się zaświeciły a po chwili trochę wody z beczki uniosło się. Pomyślałem że woda, która lewitowała, zamienia się w kulę. Tak też się stało. Woda uformowała się w piękną kulę. Po chwili machnąłem ręką i wystrzeliła. Mimo dużej odległości, trafiła manekina prosto w głowę. Niestety, mój kochany trener nie widział tego bo stał do mnie dupą odwrócony! No nie powiem, wściekłem się. Szybko uformowałem kolejną kulę i tym razem cisnąłem ją w Daniela. Biedak, nie spodziewał się ataku z zaskoczenia. Oberwał prosto w głowę, podobnie jak manekin. Wszyscy zaśmiali się donoście a ten nerwowo obrócił się w naszym kierunku. Spojrzał na mnie wściekłym spojrzeniem a po chwili uniósł dłonie. Woda z okolicznych beczek poleciała do niego. Utworzył z nich lance, którymi zaczął rzucać w moim kierunku. Oczy ponownie się zaświeciły a ja jedynie wystawiłem dłoń przed siebie. Cała woda, którą we mnie miotał, stanęła w bezruchu.
- I co? Masz zamiar mnie zabić, trenerze? Już po pierwszej godzinie treningu?- zapytałem z nutką ironii w głosie. Ten uśmiechną się złowrogo.
- Od razu zabić, po prostu dać nauczkę.- po chwili poczułem jak coś uderzyło mnie w brzuch. Siła uderzenia była tak wielka że upadłem na ziemię. Woda, którą zatrzymałem, również padła na ziemię. Uwierzcie mi, nigdy nie czułem się bardziej obolały po jednym ataku jak wtedy. Podniosłem się z ziemi, łapiąc się jednocześnie w obolałe miejsce. Nerwowo spojrzałem na uśmiechniętego Daniela, następnie na zszokowanych rekrutów. Ściągnąłem z siebie górną część kimono, na co dziewczyny zareagowały wzdychaniem, i spojrzałem na brzuch. Był cały czerwony, a ból rozprzestrzeniał się coraz bardziej. Czułem jak powoli brakuje mi sił aby stać. Nałożyłem z powrotem kimono i spojrzałem na Daniela.
- Co się ze mną dzieje? Dlaczego opuszczają mnie siły?!- na te słowa padłem bo zabrakło mi siły aby stać.
- Jesteś osłabiony. Tak bywa gdy dostanie się atakiem silniejszym niż dostać się powinno.
- Napraw to!
- Najpierw przeproś za swoje zachowanie.
- Ani mi się śni, gnido!- gdy Daniel usłyszał ostatnie słowo, podbiegł do mnie i przycisną do ziemi. Może nie powinienem tak mówić, ale zasłużył.
- Jak mnie nazwałeś?!
- Gnidą, tępa dzido! Lepiej umyj uszy, bo jest coraz gorzej z twoim słuchem.- rekruci zaśmiali się a Daniel przyłożył swoje dłonie do mojej szyi i zaczął ściskać. Jego oczy zaświeciły się na granatowo. Próbowałem się uwolnić, ale nic z tego. Czułem jak brakuje mi powietrza.
- Zostaw go!- krzyknęła Lena atakując trenera. Daniel odleciał na ścianę wodną. Podbiegła do mnie i przyłożyła dłonie do obolałego brzucha. Jej oczy zaświeciły się pięknym błękitem. Po chwili woda zbliżyła się do jej dłoni, tworząc jakby rękawiczki. Poczułem jak wracają mi siły, a kolor skóry na brzuchu wraca do normy. Energicznie podniosłem się a Lena zabrała ręce odrzucając wodę.
- Dziękuje.- zdołałem powiedzieć tylko tyle, gdyż brałem głęboki wdech.
- Nie ma za co.- odpowiedziała uśmiechając się.
- Nie ma za co? Dziewczyny, gdyby nie ty, bym już pewnie nie żył! Jeszcze raz dzięki.- w ramach wdzięczności pocałowałem ją w policzek. Zarumieniła się i pomogła mi wstać. Usłyszeliśmy jęki Daniela. Wszyscy spojrzeliśmy w jego kierunku i zobaczyliśmy jak bez żadnego problemy wstaje z ziemi.
- Na dzisiaj tyle. Jesteście wolni.- powiedział zdenerwowany i wyszedł z sali treningowej. Po chwili oszołomienia, całą grupą poszliśmy do swoich szatni.

___________________________________________________________________

I jak, podobało się? Zapewne nie myśleliście ze Mattowi na pierwszym treningu stanie się krzywda, prawda? Co myślicie o Lenie i czy myślicie że zakochała się w Macie? A co macie do powiedzenia na temat Daniela? Czekam na wasze komentarze, a także chcę wam powiedzieć że jestem chora, więc dlatego rozdział mógł być dłuższy niż zwykle.
Pozdrawiam i do następnego posta :*
Elfik Elen
 

wtorek, 4 marca 2014

Rozdział 9


      - Ale jak to? Co się z tobą stało?- pytałem brata mojej przyjaciółki.
- No więc, wychodząc z bazy Organizacji zobaczyłem dwa, podobne do wampira, osobniki. Podszedłem do nich i ku memu zdziwieniu okazało się że to nie one! Były... przerażające. Posturą przypominały zwykłych ludzi, lecz twarze... mieli twarze demonów. Ryknęły i zaczęły machać swoimi łapami. Ludzie którzy to widzieli uciekali z wiskiem, z resztą ja też rzuciłem się do ucieczki. Nie udało mi się. Złapali mnie i ogłuszyli. Z tego co pamiętam zabrali mnie do Cytadeli. Wrzucili mnie do klatki, którą potem wisiała w powietrzu. Chciałem użyć mocy, lecz nie mogłem. Zablokowali mi do niej dostęp!- tu przerwał swoją wypowiedz i uronił kilka łez. Podszedłem do niego.
- Cii, spokojnie. Jeśli nie chcesz to nie mów dalej.- powiedziałem łagodnie posyłając mi uśmiech.
- Nie,- przetarł oczy- chcę abyś wiedział co się stało, chyba że ty nie chcesz.
- Jeśli przyniesie ci to ulgę, to mów.
- Więc, po kilku godzinach spuścili klatkę. Wyciągnęli mnie z niej, rozebrali do bielizny i zaprowadzili do dziwnej sali. Znajdowały się w niej maszyny do tortur. Popchnęli mnie w kierunku jednej z nich. Był to stół do rozciągania. Położyli mnie na niej, przypięli moje ręce i nogi do łańcuchów, które po chwili ruszyły i zaczęło się. Bolało tak strasznie. Myślałem tylko o jednym, o śmierci. Próbowali wyciągnąć ze mnie gdzie trzymamy ten kostur Frosta. Nie miałem innego wyboru. Powiedziałem im.- znowu przerwał lecz tym razem ukucną i zaczął płakać. Zrobiło mi się jego tak żal. Na jego miejscu pewnie zrobił bym tak samo.Przytuliłem go po bratersku i powiedziałem:
- Nie przejmuj się tym. Może i zrobiłeś coś głupiego ale przynajmniej uratowałeś swoje życie, a to jest najważniejsze. Nie możesz się tak obwiniać, rozumiesz? Nie możesz.- poklepałem go krzepiąco po plecach i wstałem. On jedynie podniósł głowę.
- Masz rację, ale to jest moja wina! Gdybym im nie powiedział to bym pewnie zginą, ale bylibyście bezpieczni.
- Daj spokój! To nie twoja wina. Ale muszę się o coś zapytać...
- Słucham.- powiedział podnosząc się z podłogi.
- Kiedy wrócisz? Emilly bardzo za tobą tęskni.
- Jeśli mój plan się powiedzie to może nawet dzisiaj.
- To trzymam za ciebie kciuki. Powodzenia!- po tych słowach obudziłem się. Do obudzenia mnie przez budzik zostało pięć minut, więc ociągnąłem się leniwie i wstałem z łóżka. Podszedłem do szafy z ubraniami. Wyjąłem z niej czarno-niebieski sweter, spodnie tzw. "bojówki" i szare skarpetki. Biorąc ubrania do ręki, poczochrałem się po głowie i wyłączyłem budzik. Została minuta do odegrania jego roli, ale... po co ma obudzić innych. Poszedłem do łazienki. Wziąłem szybki prysznic, umyłem zęby, ubrałem i uczesałem się i wyszedłem. Schodząc na dół zauważyłem tylko Nathana, który patrzył na swój tatuaż.
- Siema.- przywitałem się.
- O jesteś już. Muszę ci coś powiedzieć.- wstał jak poparzony i podbiegł do mnie.- Śnił mi się Brandon.- spojrzałem na niego badawczym spojrzeniem.
- W normalnych okolicznościach pomyślałbym że jest coś z tobą nie tak, ale... mi też się śnił.
- I co ci powiedział?
- Że porwali go mieszańcy, stosowali wobec niego tortury zmuszając do wyjawienia ukrywania kostura Frosta i to że ma plan na ucieczkę.
- Mi powiedział to samo. Ciekawi mnie jedna rzecz.
- Jaka?
- To czy dziewczynom też się to śniło.- i stanąłem jak wryty. Nie pomyślałem o tym że innym też mogło się to śnic. Co jeśli Brandon przyśnił się także Emilly? Przecież wpadnie w furię jeśli dowie się że Organizacja nawet palcem nie ruszy by go ratować.
- Dobra, musimy spadac. Zaraz zaczną się treningi, a ciebie trzeba przepisać do Zaklinaczy Wody.
- Na całe szczęście, oni ćwiczą za dwie godziny.
- Nieważne! Trzeba tam iść z dwóch powodów. Jednym jest przepisanie cie, co zajmuje trochę czasu, a drugim sen o Brandonie.
- Dobra. Jest już 8.00 więc może chodźmy, jak tak ci spieszno.- powiedziałem sarkastycznie uśmiechając się do przyjaciela. Poszliśmy do korytarza, przebraliśmy się i wyszliśmy z domu.
         Niedaleko budynku głównego Organizacji spotkaliśmy dziewczyny. Isabelle była dziś wyjątkowo smutna a na twarzy Emilly malowała się wściekłość. Najwidoczniej miały ten sam sen co ja i Nathan.
- Cześć chłopcy. Nie uwierzycie...- mówiła Iss ciągnąc za sobą rozwścieczoną przyjaciółkę.
- Cześć wam i w co niby nie uwierzymy?- zapytał Nathan posyłając im uśmiech. Isabelle od razu odwzajemniła uśmiech Nathana, zaś Emilly zaciskała pięści.
- Miałyśmy ten sam sen!
- Niech zgadnę, o Brandonie?- zapytałem przerywając Iss wypowiedź.
- Skąd wiesz?- zapytała Emilly podnosząc energicznie głowę.
- Nam też się śnił.- powiedziałem pokazując na Nathana ten potwierdził skinieniem głowy.
- Dziwne, choć moim zdaniem nie jest to przypadek. Musimy to powiedzieć Radzie.- zaproponowała Iss a my przytaknęliśmy i poszliśmy do budynku. W środku panowała napięta sytuacja. Każdy z kimś gadał, wszyscy byli jacyś zdziwieni ale też szczęśliwi. O co mogło chodzić? Lecz odpowiedz na moje pytanie pojawiła się wcześniej, niż byłem w stanie przewidzieć.
- Matko Boska, Brandon!- krzyknęła Emilly biegnąc w kierunku brata.
- Emilly!- krzykną radośnie a siostra rzuciła mu się na szyję. On też ją przytulił. No... na całe szczęście ta cała smutna historia znalazła swój happy end. Radni, którzy stali niedaleko nas, także uśmiechnęli się widząc radosne rodzeństwo. Po kilku minutach puścili się i każdy z nas poszedł w innym kierunku. Emilly i Brandon poszli do sektoru ognia, Isabelle wraz ze znajomymi z Organizacji poszła do Auli zaś Nathan i ja poszliśmy do radnego wody, Issaca. Opowiedzieliśmy mi jak to się stało że odkryłem moją moc i bez wahania przepisałam mnie do sektora wody. Porozmawiał jeszcze z Ivanem i zabrał mnie ze sobą. Kątem oka zauważyłem jak Nathan rozmawiał o czymś z innymi radnymi.
         Wraz z radnym wody doszliśmy do wielkich drzwi na których, podobnie jak w sektorze ognia, namalowany był symbol wody. Był to półksiężyc z którego wydobywają się trzy lub cztery strumienie wody. Issac dotkną palcem symbolu i po chwili strumienie wystrzeliły w odpowiednie otwory, otwierając nam jednocześnie drzwi. Weszliśmy do środka. Tu na całe szczęście była jeden, długi korytarz prowadzący bezpośrednio do sali treningowej. W środku trasy po lewej stronie znajdowała się szatnia chłopaków zaś po przeciwnej, dziewcząt. Radny otworzył drzwi od męskiej szatni i wszedł przede mną. Zamykając drzwi ktoś uderzył mnie kulą wody.
- Kurde za co?!- zapytałem. Poprawiłem grzywkę i zobaczyłem jak jakiś chłopak podchodzi do mnie.
- Jeny, sory za to. To było przypadkowe.  Chciałem strzelić w Paula,- pokazał chłopaka stojącego po mojej prawej- a że ty wszedłeś... to trawiło ciebie.
- Spoko. Ciesz się że nie trafiłeś Issaca. Ten by ci dał wykład.- powiedziałem uśmiechając się do winowajcy.
- A tak przy okazji, nazywam się Marcus.
- A ja Matt, miło mi.- podałem mu rękę w geście powitania. Ten też wyciągną swoją i przywitaliśmy się jak cywilizowani ludzie.
- Dobrze chłopcy! Szykujcie się, za dziesięć minut zaczynamy trening.- powiedział nieco podniesionym głosem Issac. Po chwili podszedł do mnie.
- Matt, twoja szafka stoi tutaj.- pokazał palcem na ciemno-niebieską szafkę po czym wyszedł. Podszedłem do szafki i otworzyłem ją. Wyciągnąłem z niej czarno, ciemno-niebieskie kimono z symbolem Zaklinaczy Wody wyszytym na lewej piersi. Pomyślałem że sektor wody jest podobny do sektoru ognia pod względem ubioru. Zdjąłem z siebie sweter i założyłem kimono. Poczułem jakby fala wodna mnie oblewała, lecz po chwili to uczucie zniknęło. Usłyszeliśmy gong, co oznaczało że przyszedł czas na trening.

________________________________________________________________________________

No i jak? Podobał się rozdział? Od razu powiem że obrazek na początku pokazuje symbol Zaklinaczy Wody. Niektórzy może wiedzą, skąd jest ten znak, lecz wracając... Mogą pojawić się różne błędy, niedociągnięcia i inne tego typu błędy ponieważ podczas pisania go rozbolała mnie nieco głowa. Czekam na wasze komentarze.
Elfik Elen

poniedziałek, 3 marca 2014

Taka tam informacja do Was :*

     Ostatnio wpadłam na pomysł umieszczania obrazków do rozdziałów. Działało by na tej zasadzie że umieszczałabym obrazek opisujący scenę, ważny moment lub powiązanie co do rozdziału. Jak myślicie, dobry pomysł? Jeśli chcecie coś takiego piszcie TAK a jeśli nie to piszcie NIE. Od was zależy wszystko!

sobota, 1 marca 2014

Rozdział 8

     Po tym ataku demonów w parku, poszliśmy do mnie. Weszliśmy do domu. Na całe szczęście nikogo nie było, więc rozebraliśmy się i poszliśmy do mnie na górę. Mike oczywiście powitał każdego, powalając na ziemię. Za mnie wziął się na sam koniec. Schodząc z roześmianej Emilly podszedł do mnie. Na początku bacznie się przyglądał a po chwili dotknął łapą w stopę. Odskoczył jak poparzony, lecz po chwili podjął kolejną próbę. Tym razem wziął rozbieg i wskoczył na mnie. Polizał po policzku i zszedł. Reszta zaczęła się śmiać. Wstałem i usiadłem przy oknie, wycierając policzek ze śliny psa.
- To gdzie nasz sprzęt, kierowniku?- zapytała Isabelle.
- Gitary są w szafie a perkusja w garażu.- powiedziałem uśmiechając się. Widocznie byli zaskoczeni tym że się przygotowałem do ich wizyty.
- Too... my weźmiemy gitary a wy idźcie do garażu.- zaproponował Nathan zwracając się do mnie i Iss. Pokiwaliśmy znacząco głowami i zeszliśmy do garażu.
- Oby tylko dzieci nie było.- powiedziałem szeptem do Iss a ta zaśmiała się wesoło. Od razu lepiej mi się zrobiło. Śmiech Isabelle powalał na kolana. Zawsze gdy byłem smutny, pocieszała mnie swoimi mało śmiesznymi kawałami, z których śmiała się w najlepsze z czego wynika że śmiałem się z jej śmiechu. Ale do rzeczy... Wyszliśmy z domu ponieważ garaż można było otworzyć tylko i wyłącznie od strony podwórka. Wyjąłem klucze z kieszeni spodni, wyciągnąłem jeden i otworzyłem wejście od garażu. Wchodząc zauważyliśmy że perkusja stała niezłożona. Tym miał zająć się Daniel ale najwyraźniej miał ważniejsze prawy do roboty. Z racji iż nie wiedziałem jak się do tego zabrać, inicjatywę przejęła Iss. Perkusja była złożona w niecałe pięć minut. Przeczesała tylko włosy dłonią i uśmiechnęła się. Po kilku minutach było słychać kłócących się Nathana i Emilly. Poszło im o kolor gitary. Pomyślałem tylko -Serio? Nie ma ważniejszych spraw, tylko kłótnia o kolor głupiej gitary?!. No ale po chwili Nathan oddał Emilly czerwoną zaś on wziął czarną. Iss usiadła za perkusją i we trójkę czekali na moje rozkazy.
- A wy w ogóle słyszeliście ten kawałek?- zapytałem z dziwnym grymasem na twarzy.
- Yyy... ja nie.
- Ja też nie.
- Ha, gay!! A ja tak, cioty!!- powiedziała Emilly z wręcz dziką radością.- Co?
- Nic, nic. To ja ją puszczę a wy się skupcie ok?
- Tak jest kapitanie!- powiedzieli razem. Ja pieprze, co za ludzie... Wyciągnąłem telefon z kieszeni i włączyłem ów utwór po czym podałem i telefon by lepiej słyszeli. Gdy tylko piosenka skończyła się przesłałem Nathanowi i Emilly chwyty a Iss rytmikę i inne perkusyjne sprawy. Po chwili byliśmy gotowi. Z racji tego iż byłem niezbyt pewny siebie, nawet wśród przyjaciół, początkowo nie mogłem z siebie wykrztusić ani słowa ale po chwili zmieniło się to. Wziąłem głęboki oddech i próba zaczęła się. Najpierw Iss uderzyła swoimi pałkami, dając znak reszcie by zaczęła grać. Tak też się stało.
      Próba trwała dwie godziny. Po pierwszych, nieudanych próbach reszta poszła wyśmienicie. Byliśmy prawie gotowi do występu, lecz mieliśmy jeszcze dwa dni. Na całe szczęście były to sobota i niedziela, bowiem pokaz przełożono, nie wiedzieć czemu, na poniedziałek. Spojrzałem na telefon. Była godzina 20.00. Emilly i Iss powoli zbierały się do wyjścia. Wyszliśmy z garażu, zamknąłem go z całym naszym sprzętem i poszliśmy do domu. Tam dziewczyny założyły kurtki i poszły do siebie. Ja i Nathan poszliśmy do kuchni. Ku naszemu zdziwieniu przy stole siedzieli ciotka Madge i Daniel. A ja myślałem że się pokłócili... Usiedliśmy koło nich i zaczęliśmy jeść kolację. Porozmawialiśmy trochę o szkole, w której nas dziś nie było, o naszym poniedziałkowym występie i o innych sprawach. Ogółem zajęło nam to pół godziny. Wstałem od stołu i poszedłem do łazienki wziąć prysznic. Umyłem się w piętnaście minut. Z racji tego (wiem, często się powtarza to powiedzenie) iż nie miałem przy sobie czystej bielizny, zawinąłem sobie ręcznik i wyszedłem. Rozległo się pukanie do drzwi.
- Matt, otwórz proszę bo ja nie mogę.- prosiła ciotka.
- Ale jestem mokry! Niech ktoś inny otworzy!- wydarłem się.
- Ja nie mogę bo idę się myć. Bye bye!- powiedział Nathan szybko zamykając drzwi łazienki. Teraz oprócz pukania rozlegał się dźwięk dzwonka.
- Daniel otwórz!- krzyknąłem.
- Daniel poszedł do sklepu! Matt, otwórz te drzwi!- odpowiedziała ciotka. Ta kurwa super! Nie dość że jestem mokry jak... nie wiem co, to jeszcze prawie nagi! Ale cóż, trzeba się poświęcać. Podszedłem do drzwi, otworzyłem je i moim oczom ukazały się Sophie i Lena.
- Cze.. cześć Matt.- powiedziała Sophie gryząc się w wargi.
- Cześć dziewczyny. Coś ważnego, bo zimno.- powiedziałem miłym i wesołym głosem. Aż zygać mi się chciało jak słyszałem swój nienaturalny głos.
- Bo my... bo my...- jąkała się Sophie więc Lena przejęła inicjatywę.
- Chciałyśmy zaprosić ciebie na naszą imprezę po pokazie talentów.
- Z chęcią przyjdę. A mogę zaprosić znajomych?
- Jasne!- powiedziała jąkająca się dziewczyna dotykając mnie po torsie. Okey... to było mega dziwne. Odsunąłem się nieznacznie i spojrzałem na nią jak na wariatkę.
- Przepraszam cię za nią, ale...- zaczęła Lena- jesteś taki słodki... Boże sorry!
- Dobra, dajcie to zaproszenie i spadajcie ok? Nie chcę być niegrzeczny ale... same widzicie jak się zachowujecie.- powiedziałem a Sophie podała mi dwa zaproszenia po czym wraz z koleżanką poszły w kierunku furtki, ciągle chichocząc. Zamknąłem drzwi i poszedłem na górę. Zahaczyłem o pokój Nathana, który właśnie ćwiczył swoje moce. Aktualnie siedział w samych spodniach od piżamy i bawiąc się powietrzem, tym samym unosząc półkę z książkami. Podałem mu tylko zaproszenie i wyszedłem. Nie chciałem przeszkadzać. Poszedłem do siebie. Wchodząc, zamknąłem za sobą drzwi i podszedłem do szafeczki z bielizną. Wyjąłem czyste bokserki, założyłem i przebrałem się w piżamę. Noc zdawała się być ciepłą, więc nie zakładałem koszuli nocnej. Miałem na sobie tylko spodnie od piżamy. Ustawiłem budzik na godzinę 7.00 i położyłem się spać. Usnąłem dość szybko bo nawet Mike mi nie przeszkadzał, a rozpychał się jak królewna! Śniły mi się podobne sny aż nagle moim oczom ukazała się dziwnie znajoma postać ubrana w czarną szatę i kapturem na głowie. Posturą przypominała mężczyznę.
- Tata? Czy to ty?- po chwili postać podeszła do mnie i zdjęła kaptur. Był to chłopak i chyba był to...
- To ja Brandon.

______________________________________________________________________
   
    I jak? Mam nadzieję że się podoba. Akcji jako takiej nie było, ale... w kolejnym rozdziale będzie ciekawie, tak myślę... Piszcie w komentarzach wasze zdanie na temat rozdziału. Zniosę nawet najgorszą krytykę, aczkolwiek chciała bym widzieć tylko nie hejtowskie komentarze :D
Elfik Elen

Ważna informacja!

      Moi kochani!
Wybaczycie mi jeśli dzisiejszy rozdział pojawi się pod wieczór? Podczas tworzenia trafił mnie mały kryzys twórczy, tzn. zabrakło mi pomysłu na... nieważne :D
Więc mam nadzieję że mi wybaczycie i nie powiesicie za to na szubienicy :P
    Elfik Elen