Moi drodzy!
Jakoż iż ja nie mam teraz na nic czasu, bo tak:
Po pierwsze, trzeba poprawiac oceny (mam nie najgorsze, same trójki i wzwyż ale moja kochana mama drze ryjek że "Stać cię na więcej", więc zapierdalam na największych obrotach jak mały samochodzik)
Po drugie, wybór kolejnej szkoły (niby mam już wydrukowane papiery, ale trzeba je zanieść a jeszcze do tego zrobić zdjęcia do nowych legitymacji... tragedia)
Po trzecie, brak pomysłu i weny (jakoś nic mi się nie lepi, fabuła jakaś taka do dupy i wydarzenia nie po kolei, jakaś zaćma mózgowa).
No więc sami widzicie, nawet ta wiadomośc jest jakaś taka... dziwna. Więc, nowy rozdział nie pojawi się w tym tygodniu.
Postaram się go napisać i dodać jakoś za tydzień, góra półtorej.
Pozdrawiam i przepraszam,
Elfik Elen
czwartek, 15 maja 2014
środa, 14 maja 2014
Rozdział 22
Sorka że zdjęcie z gry, ale pasuje do dzisiejszego rozdziału. Tylko wyobraźcie sobie że zamiast lasów i gór, to wszystko z obrazka, dzieje się na ulicy.
I jeśli kogoś to interesuje (ha ha, zabawne) to fotka jest z gry Spellforce 2: Czas Mrocznych Wojen, bodajże. Kiedyś w nią grałam i tak szukając jakiegoś zdjęcia natrafiłam na te i myślę: A co tam, niechaj będzie bo pasuje xD
______________________________________________
Po kilku minutach z góry zszedł Nathan. Ubrany tak samo, więc najwyraźniej tylko się... wysuszył.
- Co tam oglądasz?- zapytał siadając na fotelu, stojącego obok sofy.
- Szczerze? Nie wiem.
- Idź ty! To przełącz na coś normalnego a nie... romansidło? Serio? Matt! Gorzej ci?- złapał za pilot i sam czynił honory. No co? Ciekawe było! Tyle że jak się zaczęło to za cholery nie pamiętam. Ten włączył na jakiś film akcji. Nie pamiętam tytułu ale był ciekawy, lecz co z tego jeśli nie pamiętam co w nim było. No nie szło mi się skupić, bo dalej myślałem o tym śnie i że Nathan może, nie, jest moim bratem. Gdy go oglądaliśmy, ciotka wyszła do pracy a Daniel do Organizacji. Ogółem film trwał dwie i pół godziny.
- Wiesz co, przydało by się dziś zajść do Organizacji.- powiedział Nathan wstając z fotela.
- No, przydało by się. Ale trzeba będzie jeszcze zajść po dziewczyny, może też będą chciały.
- No dobra, a o której dzisiaj lekcję się kończą?- popatrzyłem na niego zdziwiony. Chodzimy tyle czasu do szkoły, plan się nie zmieniał a ten nie wie o której kończymy? No ja rozumiem, ma dużo zajęć poza lekcyjnych ale planu lekcji to można się nauczyć.
- Dzisiaj, lekcje kończą się o 13.30.
- To mamy jeszcze dwie u pół godziny. Co będziemy robić przez ten czas?- spojrzeliśmy na siebie. Nie przychodziło mi nic do głowy. Mogliśmy oglądać dalej to co leci w telewizji, ale nie było nic ciekawego.
- No nie wiem.- powiedziałem po chwili.- W sumie, dwie ostatnie lekcje to w-f. Więc jak by dziewczynom nie chciało się ćwiczyć, to mogły by wyjść wcześniej.
- Tylko znając Iss i Lenę, nie będą chciały się zwalniać, mimo że dzisiaj coś zaliczają.
- Oto, to ty się nie martw.- powiedziałem robiąc złowrogi uśmiech.
- Ooo, znam ten uśmiech! Dobra, to chodźmy! Zanim dojdziemy to zacznie się, lub skończy, przerwa przed wychowaniem fizycznym.- Nathan zaśmiał się. Wyłączyłem telewizor i wyszliśmy z domu.
Gdy wyszliśmy za furtkę, zobaczyłem jak Tyler idzie obok przystanku, na który z resztą musimy iść. Klepnąłem Nathana w ramię i pobiegliśmy w kierunku naszego znajomego. Właśnie sprawdzał o której przyjeżdża autobus. Przywitaliśmy się i razem czekaliśmy razem na niego. Po dziesięciu minutach nadjechał pojazd komunikacji miejskiej, wsiedliśmy i zajęliśmy miejsca a autobus ruszył. I po piętnastu minutach byliśmy pod szkołą. Akurat zadzwonił dzwonek na przerwę. Ludzie wylewali się ze szkoły na podwórko. W tłumie zobaczyłem Iss i Emilly. Zawołałem je i od razu przybiegły.
- A wy co? Na wagarach się było?- zapytała Isabelle uśmiechając się.
- No. Tak trochę.- odpowiedział Nathan drapiąc się po głowie. Spojrzał na Emilly, która parsknęła śmiechem.
- Mamy pytanie. Zrywacie się z wf-u i idziecie z nami do Organizacji?- zapytał Tyler. Wtajemniczyliśmy go w całe przedsięwzięcie w autobusie.
- My? Z miłą chęcią, ale nie wiem co Lena na to. Jest zdeterminowana by zaliczyć bieg na sześćdziesiątkę.- powiedziała Emilly.
- Spokojnie, pójdzie z nami.- uśmiechnąłem się przebiegle.- Gdzie ona jest?
- Zapewne przy przebieralni. Gadała z jakąś dziewczyną jak wychodziłyśmy.- mówiła Iss szukając czegoś w torbie. Ja poszedłem do szkoły. Gdy byłem w środku, nie zwracałem uwagi na gadających o czymś do mnie ludzi, tylko kierowałem się w kierunku przebieralni dziewcząt. Po drodze jak na nieszczęście, spotkałem naszą wychowawczynię.
- Blackwater! Czemu nie było ciebie na sprawdzianie?!- zapytała podniesionym głosem. Nie wiedziałem co powiedzieć. Przełknąłem głośno ślinę i odwróciłem się do niej frontem.
- Bo ja, proszę pani byłem u... u tego, no... lekarza. Dokładniej laryngologa. Przepraszam ale się spieszę.- mówiłem nerwowo i zacząłem biec w kierunku tej przebieralni. Odwróciłem się i wpadłem na Lenę.
- Kurde Matt! Patrz jak chodzisz!- krzyknęła padając na ziemię.
- Przepraszam, ale to dobrze bo ciebie szukałem.- podałem jej rękę a ta spojrzała na mnie tajemniczo.- Już wyjaśniam. Bo razem z Nathanem wpadliśmy na pomysł aby porwać ciebie, dziewczyny i Tylera ze szkoły i razem iść do Organizacji. Bo dzisiaj są treningi. Tylera spotkaliśmy wcześniej a dziewczyny dowiedziały się o tym przed chwilą. Cała trójka się zgodziła, tylko trzeba było znaleźć ciebie i o wszystkim powiedzieć. To jak, idziesz?- zapytałem dziwnie zdyszany.
- Sorki, ale nie. Muszę zaliczyć bieg na szóstkę.- powiedziała kręcąc głową.
- No proszę. Chodź.- objąłem ją i spojrzałem wzrokiem zbitego psa. Zmrużyła oczy i zrobiła dzióbek. Uśmiechnąłem się i pocałowałem ją.
- Hm... skoro aż tak ci zależy. Ale proszę o jeszcze jeden całus.- znów zrobiła dzióbek. Zaśmiałem się i znów złożyłem pocałunek na jej ustach. Gdy już się naprosiłem, poszliśmy do wyjścia. Gdy tylko wyszliśmy ze szkoły, zadzwonił dzwonek a nauczycielka wf-u wybiegła za nami.
- Dokąd to? Już na lekcję!- ryknęła tak głośno, że aż ptaki z pobliskich drzew odleciały. Całą szóstką wybiegliśmy za bramkę i pobiegliśmy w kierunku parku. Nauczycielka biegła za nami, ale po chwili zrezygnowała i wróciła do szkoły. Gdy tam dotarliśmy, już normalnym krokiem, poszliśmy do siedziby Organizacji. Nasz spacerek trwał krótko. Lecz gdy dotarliśmy do miejsca celu, ukazał nam się straszny obraz. Demony zaatakowały siedzibę. Były ich setki, jak nie setki tysięcy. Fala za falą atakowały budynek. Przy wejściach stały patrole walczące z atakującymi. Ludzie ubrani w zbroje w kolorach swojego żywiołu. Na ziemi leżały martwe ciała członków Organizacji, jak i ciała demonów. My także włączyliśmy się do walki. Jak na nieszczęście, nigdzie nie było ani hydrantów ani kałuż. Byłem w kropce. Wyjście było tylko jedno, przywołanie deszczu. Zamknąłem oczy i wyobraziłem sobie jak pogoda się psuje i pojawiają się chmury deszczowe, z których zaczyna padać. Otworzyłem z powrotem oczy i deszcz już padał. Stworzyłem wielką falę, którą pokierowałem ku wejściu do budynku. Fala zmiotła nam wrogów, tworząc przejście. Emilly biegnąc, ostrzeliwała wrogów kulami ognia, Nathan stworzył powietrzny tunel, którym właśnie szliśmy. Natomiast Iss tupnęła mocno nogą, tworząc trzęsienie ziemi, które powaliło niemal każdego demona. Uniosła ręce i z ziemi wyrosły pnącza, które atakowały wrogów. Lena dodatkowo zamroziła wszystkich wrogów, którzy biegli za nami. Byliśmy przy wejściu. Weszliśmy, lecz w środku sytuacja była nie lepsza. Wszędzie demony! Rekruci, Zaklinacze, Złodzieje Czarów i nawet Radny Błyskawic. Walczyli zaciekle z najeźdźcami.
- Cassis! Młodzi Zaklinacze przybyli!- krzyknął Radny do młodego Złodzieja Czarów. Ubrany był w niebieską zbroję, co znaczyło że jest od Wodnych. Miał średniej długości, czarne włosy i niezwykle niebieskie oczy.
- Chodźcie!- krzyknął machając do nas. Biegnąc, Tyler ostrzeliwał błyskawicami wrogów, którzy się do nas zbliżali. Cassis prowadził nas przez jakiś korytarz. Nigdy w nim nie byłem i patrząc na miny przyjaciół, oni też nie zapuszczali się tutaj. W końcu doszliśmy do jakiś wielkich, czarnych drzwi. Na nich namalowane były dziwne symbole.
- Oe-thah-lah tee-vaz voon-yoe or-rooz rye-ee-doe ahl- gezz So-vel-oh ee-sa eh-vaz!*- powiedział Złodziej Czarów a niektóre z symboli zaświeciły się a wrota, otworzyły się. Byłem zdziwiony bo nie wiedziałem o co chodzi. Cassis wypowiedział jakieś dziwne słowa a drzwi, otworzyły się.
- Jaki to był język?- zapytałem idąc kolejnym korytarzem. Ten był o wiele jaśniejszy. Usłyszałem jak drzwi skrzypią. Obróciłem się i okazało się że się zamknęły.
- Runiczny. Symbole na drzwiach, które mogliście widzieć, to były runy. Na tym poziomie tego budynku, tylko w ten sposób otworzycie drzwi. I to właśnie te słowa je otwierają.
- A co one oznaczają?- zapytała Lena.
- Tego dowiecie się niedługo. Gdy atak zostanie odparty, a budynek wróci do wcześniejszego stanu, będziecie mieli zajęcia z run.- wyjaśnił chłopak.
- Super.- mruknął pod nosem Tyler. Szliśmy jeszcze tak z pięć minut aż w końcu dotarliśmy do wielkiej sali. Ściany były złote, ozdobione palącymi się pochodniami. Podłoga była zrobiona z ciemnego koloru desek. Chyba zrobione były z mahoniu. Byli tam radni ognia i ziemi a także inni członkowie Organizacji. Rekruci, Zaklinacze i przy wejściach do sali, Złodzieje Czarów. Niektóre twarze były mi znajome. Podeszliśmy do Ivana, radnego ognia.
- Miło was widzieć. W tej sali będziecie bezpieczni do puki atak nie zostanie odparty.
- Ale my chcemy pomóc!- powiedział nieco głośniej Nathan
- Właśnie!- potwierdziłem słowa mojego przyjaciela a reszta przytaknęła.
- Ja to rozumiem, ale nie mogę pozwolić żeby któreś z was zginęło. Wystarczy że patole złodziei zostały zdziesiątkowane i ledwo ochraniamy górną cześć budynku.
- No sam radny widzi! Skoro brakuje wam ludzi, to my chcemy pomóc i zgłaszamy się jako jeden z patroli!- powiedziała Iss stając na baczność.
- Nie! To moje ostatnie słowo! Macie tutaj zaczekać, jak inni Zaklinacze! Nie jesteście jeszcze wyszkoleni do walki z takimi wrogami!- krzyknął radny i po chwili odszedł od nas.
- Też muszę was opuścić. Bardziej potrzebny jestem na górze niż tutaj.- odparł Cassis i poszedł w kierunku wyjścia. A my? Nie mieliśmy co robić, ale na pewno nie będziemy siedzieć bezczynnie na tyłkach. Spojrzeliśmy na siebie wymownie. Każdy z nas wiedział że musimy walczyć! Gdy tylko niebieskooki Złodziej Czarów odszedł dość daleko a Ivan był zajęty rozmową z innymi rekrutami, pobiegliśmy do wschodniego korytarza. Lecz tam zatrzymali nas ochroniarze. Emilly wyszła na czoło grupy i używając "kobiecych" zdolności, przepuszczono nas. Byliśmy już w połowie drogi do wyjścia z korytarza.
- Co ty im takiego powiedziałaś?- zapytał Nathan patrząc na dziewczynę.
- To już... zostanie moją tajemnicą.- zaśmiała się a reszta dziewczyn z naszej grupy razem z nią. Byliśmy już przy drzwiach wyjściowych i pojawił się problem. Żadnych klamek albo dźwigni czy przełączników. Nic!
- To ja my teraz wyjdziemy?- zapytała Iss nerwowo się obracając.
- Cassis gadał że da się otworzyć drzwi mówiąc w tym dziwnym języku tak?- raczej stwierdziłem niż zapytałem.
- No tak.
- Hm... tylko jak to leciało...- zaczęliśmy się zastanawiać. Staliśmy tam chyba z pięć minut nim mi się przypomniało.
- Oe-thah-lah tee-vaz voon-yoe or-rooz rye-ee-doe ahl- gezz So-vel-oh ee-sa eh-vaz.- powiedziałem a symbole na drzwiach zaświecił się i po chwili wrota otworzyły się. Zaśmiałem się ze szczęścia i wszyscy wybiegliśmy, kierując się na górę.
________________________________________________________
*Oe-thah-lah tee-vaz voon-yoe or-rooz rye-ee-doe ahl- gezz So-vel-oh ee-sa eh-vaz!- tłumacząc z runicznego na polski, znaczy "Otwórz się"
________________________________________________________
Tam taradam! Oto jest! Kolejny, 22 rozdział.
Mam nadzieję że się podobało. Jak myślicie, czy członkom Organizacji uda się pokonać najeźdźców czy też polegną w tej walce. Czy też może rozpętała się wojna? Jestem ciekawa waszych odpowiedzi, więc piszcie w komentarzach.
Pozdrawiam i do następnego,
Elfik Elen ^^
I tak nie na temat. Ostatnio przyjaciel polecił mi książki z serii "Zwiadowcy". Pytanie kieruję do tych, którzy czytali lub wiedzą o czym mówię. Warto poświecić czas nad serią, czy też nie?
sobota, 10 maja 2014
Rozdział 21 (poprawiony, w sensie fabuła)
Ostatnio ten rozdział, nie satysfakcjonował mnie bo doszłam do wniosku, że faktycznie- za szybko minęła faza zdziwienia, szoku, itp. Więc, zapomnijcie o tamtym i cieszmy się poprawionym rozdziałem. Mam nadzieję że teraz jest dobrze.
_______________________________________________________________________
W tym śnie, byliśmy w lesie. Panowała aura tajemniczości i poniekąd strachu. Było w nim bardzo dużo mgły, przez co widziałem tylko najbliżej rosnące drzewa i rodziców. Staliśmy w jakiś kręgu, który wyznaczały właśnie drzewa. U niektórych, zamiast liści, zobaczyłem wielkie krople wody. Nie spadały, trzymały się mocno gałęzi. Inne drzewa były zupełnie pozbawione jakiejkolwiek ozdoby co naprawdę zaczęło mnie przerażać.
- Musiał to być tak dziwny las?- zacząłem marudzić.
- Matt, kochanie, nie to jest teraz ważne.- powiedziała mama. Dziwne, bo ubrana była tak samo jak na... pogrzebie, aż ciężko mi napisać to słowo. Miała długą do kostek, niebieską suknię z ornamentem przy dekolcie. Tata zaś był ubrany w biały garnitur, ten sam jak w pierwszym śnie z nimi.
- Więc wyjaśnijcie mi, co t e r a z jest ważne.- po moich słowach nastała cisza. Wiatr przybrał na sile i czułem go niemal na całym ciele, jakbym był nagi. Dla pewności, opuściłem głowę i okazało się że jestem ubrany w biało- niebieską koszulkę i granatowe spodnie. Właśnie taki strój miałem w dniu w którym... zginęli rodzice. Znaczy, bo to stało się gdy byłem w szkole i... z resztą, nie ważne. Może kiedyś się o tym dowiecie. Podniosłem głowę i spojrzałem na niepewnie uśmiechniętych rodziców.
- To powiecie mi w końcu o co chodzi, czy będziemy tak stać jak te kołki?!
- No dobrze, on musi wiedzieć.- powiedział ojciec, niby to szepcząc do matki lecz tak nieudolnie mu to wyszło, że wszystko słyszałem.
- O czym wiedzieć? O co tu do cholery chodzi?!- nie wytrzymałem narastającego napięcia i wybuchłem. Krople z wodnych drzew opadły na ziemię, następnie uniosły się i stworzyły krąg który otaczał mnie, mamę i tatę.
- Matt, spokojnie.- powiedziała matka a woda znów opadła i tym razem nie podniosła się.
- Nadszedł czas abyśmy ci się do czegoś przyznali.- zaczął ojciec. I znów nastała ta cholerna cisza!
- No, czekam!- krzyknąłem krzyżując ręce na piersi.
- My także byliśmy Zaklinaczami, tak jak ty.- dokończył po chwili.
- Czekaj, czekaj, czekaj.- potrząsnąłem głową.- I czemu mi o tym nie powiedzieliście, co?!
- Bo chcieliśmy cię chronić, ale nie o tym mieliśmy z tobą rozmawiać.
- Zacząłeś to skończ.- powiedziałem patrząc mu prosto w oczy. Widziałem w nich skrywający się lęk, jakby bali się mojej reakcji lub czegoś.
- Matt, skarbie, na prawdę, to teraz nie jest ważne.- powiedziała spokojnie mama podchodząc do mnie. Jej głos zawsze mnie uspokajał. Objęła mnie i pogłaskała po głowie.
- Chodzi o to że... no, masz rodzeństwo.- odsunęła się ode mnie i wróciła do ojca. Zrobiłem wielkie oczy i, nie powiem, zszokowało mnie to. Poczułem jak napływa do mnie złość. Zacisnąłem pięści i zamknąłem oczy. Lecz po chwili odeszła tak szybko jak się pojawiła. Rozluźniłem dłonie i otworzyłem z powrotem oczy.
- Rodzeństwo tak?- zapytałem uśmiechając się jak obłąkany.- Jakie do ciężkiej cholery rodzeństwo?!- krzyknąłem a woda z drzew znów opadła. Tym razem nie uniosła się za to zerwał się potężny powiew wiatru.
- Matt, spokojnie...- zaczął ojciec lecz przerwałem mu.
- Całe życie mówiliście mi że jestem jedynakiem. Nawet gdy was o to pytałem, katowałem was tym pytaniem, odpowiedz była jedna: "Jesteś jedynakiem Matt". I to jest wasze kolejne kłamstwo tak? Dla mojego bezpieczeństwa, zapewne.- prychnąłem i znów skrzyżowałem ręce obracając głowę na lewo.
- Nie, nie dla bezpieczeństwa. Zatajenie przez tobą prawdy o nas, wystarczająco cię obroniło. Mówiliśmy ci tak, byś...
- Byś co?! No co! Teraz mam wam niby uwierzyć że mam brata lub siostrę? Jeśli myślicie że wciśniecie mi to tak łatwo jak inne wasze kłamstwa, to jesteście w błędzie. Mam szesnaście lat i mam swój mózg!- nie wytrzymałem i wybuchłem. Zrobiłem głęboki wdech i wydech. Tak kilka razy aż się uspokoiłem.
- Kochanie, proszę. Ale spróbuj postawić się w naszej sytuacji. Byliśmy niedługo co po ukończeniu szkoły, Ceremonii Wyboru i szybkim ślubie. A potem zjawiłeś się ty i...- zaczęła matka.
- Na pewno nie oddał bym drugiego dziecka, no ale dokończ, proszę bardzo.
- I twój brat.- dokończył ojciec.
- Brat? Jak to, brat?- zapytałem zbity z tropu.
- Normalnie. Urodził się dwie godziny przed tobą.- no to teraz dowalili. Zatkało mnie! Poczułem się jak w jakimś reality show lub czymś podobnym gdzie nabija się ludzi w butelkę. Lecz w ich głosie było coś... coś co kazało mi uwierzyć w to co mówią. Po chwili ciszy, zapytałem.
- No dobra, nawet jeśli wam uwierzę w to wszystko, to jaką mam pewność że pierwsza lepsza napotkana osoba nie będzie moim bratem?- zapytałem już nieco spokojniej.
- Bo ty tą osobę dobrze znasz. I również jest Zaklinaczem, tyle że innego żywiołu.- powiedział łagodnie tata.
- Co? Serio? Więc kim on jest? I jakim żywiołem włada?
- Ty po matce odziedziczyłeś moc wody, a twój brat dostał moc po mnie, czyli moc wiatru.
- Ale ja znam tylko jedną osobę, która jest Zaklinaczem Powie...- nie dokończyłem bo odpowiedz była jasna. Spojrzałem na rodziców a oni uśmiechnęli się przytakując. Zapewne wiedzieli co mam na myśli. Po chwili obraz zamazał mi się i usłyszałem dźwięk budzika.
Byłem w szoku. Nie wiedziałem co myśleć. Jak to możliwe że Nathan jest moim bratem?! Przecież my nawet nie jesteśmy podobni, a wnioskując po słowach rodziców że urodził się ileś tam godzin przede mną, musielibyśmy być podobni do siebie. Nawet w najmniejszym stopniu. Budzik dalej dzwonił. Wstałem w łóżka, wyłączyłem go i podszedłem do okna. Otworzyłem je i wpatrywałem się w drzewo, rosnące na przeciw okna. Czułem się dziwnie. Niby wiem że mam rodzeństwo, ale dalej nie mogę w to uwierzyć. A jeśli znów kłamali? Tylko jaki by mieli w tym cel? Sam już nie wiem co o tym wszystkim myśleć. Zaczął wiać wiatr. Był chłodny ale dawał ukojenie. Postałem jeszcze tak przy oknie z dziesięć minut i zamknąwszy je, podszedłem do szafki z ubraniami. Wyciągnąłem z niej czarno-niebieską bluzę ze skośnym zamkiem, niebieski T-Shirt, ciemne spodnie i brane "na czuja" skarpetki oraz. Przebrałem się, zbudziłem psa i wyszedłem z pokoju. Zastanawiałem się jeszcze nad tym, czy mówić o wszystkim Nathanowi? Sam nie do końca wiedziałem czy to jest prawda, więc postanowiłem o niczym nie wspominać. Przynajmniej nie teraz.
Właśnie schodziłem po schodach, jak usłyszałem że ktoś puka do drzwi. Zmieniając kierunek, poszedłem przez korytarz i doszedłem do drzwi. Otworzyłem je i okazał się że był to listonosz. Dał mi dwa listy i paczkę. Wziąłem, podpisałem jakieś świstki i poszedł. Zamknąłem drzwi i poszedłem do kuchni. Był już tam Nathan. Ubrany podobnie jak ja, znaczy miał na sobie szaro-zieloną bluzę, zielony T-Shirt i ciemne spodnie. Chyba robił sobie śniadanie, bo stał za blatem roboczym.
- Jak się spało?- zapytał widząc wchodzącego mnie.
- Nie najgorzej, aczkolwiek śniły mi się jakieś głupoty.
- O! Jakieś pakunki!
- Taa. Jeden list do ciebie, proszę.- podałem mu kopertę.- Drugi do Daniela a ciekawe do kogo to.- powiedziałem przyglądając się naklejce na paczce. Paczka byłą do: Madge Black. Zdziwiłem się, bo rzadko kto do niej pisał, nie mówiąc o wysyłaniu czegoś. Ale może to jakieś jej patelnie czy coś. Wiecie, Master Chef i te sprawy.
- Ciociu! Paczka do ciebie! I list dla Daniela!- krzyknąłem i niemal od razu usłyszeliśmy jak ktoś zbiega na dół.
- No nareszcie! To idę do siebie. Za godzinę będzie śniadanie.- powiedziała zabierając paczkę i list z moich rąk.
- Może powiesz co tam jest?- zapytał Nathan ale nie doczekał się odpowiedzi. Ciotka była już u siebie, co sygnalizowało trzaśnięcie drzwiami. Mój przyjaciel, możliwe że brat, wrócił za blat roboczy i dokończył robić śniadanie. Ja usiadłem przy stole i dalej myślałem nad tym snem. No właśnie, przecież to tylko sen! Ale zwykle gdy śnią mi się rodzice, to musi coś znaczyć. Kurcze, czemu to musi być takie trudne! Spojrzałem na Nathana, który kończył robić, jak się okazało, kanapki. Wziął talerz i postawił na stole. Kanapek było trochę tak... dużo, więc wątpiłem że zje wszystko sam.
- Jak chcesz, to się częstuj.- powiedział biorąc jedną. Uśmiechnąłem się i skorzystałem z jego pozwolenia. Zaczęliśmy jeść. Lecz czegoś tu brakuje.
- Gdzie lemoniada?- zapytaliśmy jednocześnie. Mike aż łeb podniósł z ziemi i spojrzał na nas. Zaśmialiśmy się i wstałem po napój. Podszedłem do lodówki, wyjąłem dzban z piciem i zamykając ją, trzasnąłem się w rękę. No przecież, jak inaczej, prawda losie?!
- Ałaa!- syknąłem stawiając dzban na blacie roboczym. Złapałem się za obolałą dłoń. Niby to tylko przyduszenie drzwiczkami od lodówki a bolało jak cholera! A ten geniusz, znaczy Nathan, znów zaczął się śmiać.
- Aż takie śmieszne?- zapytałem robiąc krzywy wyraz twarzy. Przytaknął dalej się śmiejąc. Nie wytrzymałem. Podniosłem pojemnik z napojem i podchodząc do przyjaciela, wylałem na niego zawartość dzbana.
- Oj, przegiąłeś pałę młody!- tak, Nathan był ode mnie starszy o kilka godzin. Kolejna zgadzająca się rzecz z tym co rodzice gadali.
- Coś za coś.- powiedziałem robiąc krzywy uśmieszek. Wróciłem na swoje miejsce i wziąłem kolejną kanapkę, a ta małpa najzwyczajniej w świecie, wytrąciła mi ją z ręki powietrzem. Kanapka lewitowała trochę w powietrzu aż w końcu znalazła miejsce na mojej twarzy.
- Teraz ty przegiąłeś.- powiedziałem z dziwnie spokojnym głosem. Po chwili poczułem przypływ energii i zauważyłem jak z kranu, wydobywa się woda. Uśmiechnąłem się i cisnąłem nią w Nathana. Siła wody była tak duża, żeby spadł z krzesła. Zaśmiałem się i szybko wstałem z krzesła. No obawiałem się że może się zemścić!
- Ty... ty...- mówił podchodząc do mnie. Śmiesznie to wyglądało, ja się cofam, ten podchodzi. Lecz po krótkiej chwili poczułem że jestem w pułapce. Uderzyłem lekko o ścianę i spojrzałem na Nathana. Był coraz bliżej, a jego oczy zaczynały się świecić. Znaczyło to tylko jedno, zaraz zacznie się bójka. Zamknąłem oczy i wyobraziłem sobie jak otacza mnie woda, która broni mnie przed ewentualnymi atakami. Tak też się stało. Po chwili z kranu znów wydobyła się woda, która otoczyła mnie. Nathan rzeczywiście zaczął ciskać we mnie małymi kulami powietrza, lecz bariera skutecznie je odbijała lub co tam robiła. Fakt faktów, byłem bezpieczny. Lecz nie na długo. Nathan uśmiechnął się przebiegle i przywołał ogromny podmuch wiatru, skierowany w barierę. I niestety, byłem w pułapce. Woda, pod wpływem niskiej temperatury, zaczynała się zamrażać. Po chwili byłem uwięziony w lodowym kokonie!
- Coś ty narobił?!- krzyknąłem do przyjaciela. Ten tylko się zaśmiał. Z trudem, ujrzałem jak jego oczy wracają do normalnego stanu.
- Wredna cipo, wypuść mnie!
- Jak przeprosisz za wylanie na mnie lemoniady.
- Wal się! Ty zacząłeś swoim śmianiem się z tego że znów w coś walnąłem.- zaśmiał się.- No wypuszczaj, no!
- Przeproś.
- Nie!
- To posiedzisz w lodzie. Idę się przebrać.- i zaczął wychodzić. Robiło się chłodnawo, bo, to jest lód do cholery!
- Dobra! Przepraszam.
- Co, bo niedosłyszałem?- czułem jak napływa do mnie złość.
- Przepraszam że wylałem na ciebie lemoniadę.
- Jak miło. Widzisz, to nie było trudne i nie bolało.- powiedział ciskając w lód ogromną kulą wiatru. Rozkruszyła lodowy kokon i byłem wolny! Potem przywołał powiew wiatru, który wymiótł gdzieś lodowe odłamki. I po chwili zeszła do nas ciotka.
- Zaraz zrobię wam śniadanie.
- Nie trzeba. Jedliśmy już.- powiedział Nathan idąc na górę. Ja poszedłem do salonu. Usiadłem na sofie i włączyłem telewizor. Dziwne, bo w tej bójce poczułem się jak kiedyś. Znaczy, jak dziecko. Ach.. wspomnienia wracają. Może rzeczywiście Nathan jest moim bratem?
- A Matt, możecie nie iść do szkoły. Tylko na drugi raz nie spiskujcie.- powiedziała Madge wychodząc z kuchni.
- Dzięki.- krzyknąłem i wróciłem do oglądania.
_____________________________________________________
Wy i tak wiecie, że oni są braćmi, ale zapomnijcie o poprzednim rozdziale, w sensie tym wcześniejszym dwudziestym pierwszym.
Jak TERAZ się podoba? Mam nadzieję że jest w porządku.
Pozdrawiam i do następnego,
Elfik Elen
sobota, 3 maja 2014
Fanpage
Wróciłam do domu i od razu wpadłam na pomysł stworzenia fanpage'a na starym, dobrym fejsiku.
Zapraszam do polubienia.
Oto link:
czwartek, 1 maja 2014
Rozdział 20
Rozdział dedykuję mojemu kochanemu braciszkowi. Akcja z Mattem, podobna do naszej dzisiaj. Chyba nigdy nie zapomnę min tych dziewczyn :p
Gdy byliśmy przed drzwiami do pokoju w którym przesiaduje Rada, miałem mieszane uczucia. Bo w sumie to nie powinienem mieć tego tatuaży czy tam znamiona Zaklinacza, skoro nim nie jestem. Mam tylko pół mocy, a nie całą. Jestem w dalszym ciągu zwykłym rekrutem. Z naszej dwójki to Lena posiadła moc Kuli Wody, przez co dostała pełny dostęp do władania żywiołem. Ona zasługuje na znamię, ale nie ja. I chyba zobaczyła że jestem zmartwiony, bo od razu stanęła przede mną i spojrzała mi prosto w oczy.
- Coś nie tak?
- A jak myślisz? Nie powinienem dostawać znamienia Zaklinacza, skoro nim nie jestem, tak?!- powiedziałem nieco podniesionym tonem.
- Nie chcę by niemiła czy coś, ale sam tego chciałeś.
- Bo nie było innego wyjścia! Gdybyś nie posiadła pełnej mocy to zapewne bym nie żył.- trochę mi przeszło i ukucnąłem, opierając się o ścianę.
- Matt, posłuchaj. Bez pełnej mocy też jesteś dobry. W labiryncie na przykład, gdyby nie twoje zdolności, wampiry by nas zagryzły albo... jeszcze gorzej. Albo na sali treningowej, tobie jako pierwszemu udało się nie zmącic wody na tej ścianie, pamiętasz?- ukucnęła przede mną i położyła swoje ręce na moich kolanach.
- No niby tak ale... to nie jest to samo.
- Och daj spokój! Znając Radę i samego Issaca to mogę się z tobą założyć że i tak udostępnią ci pełną moc, zobaczysz.- uśmiechnęła się i wstała. Podała mi rękę w celu pomocy przy wstaniu z ziemi. Spojrzałem na jej uśmiechniętą twarz i chwyciłem za rękę. Wstałem i przyciągnąłem ją do siebie po czym pocałowałem ją.
- To jak zakład?-zapytałem patrząc na znów uśmiechniętą Lenę.
- No a jak! Jeśli przegrasz, dostanę całusa a jeśli wygrasz, ty go dostaniesz?- stanęła na równe nogi i zapukała do drzwi.
- Tylko jednego?- zapytałem zawiedziony a ta poczochrała mnie po włosach.
- Na początek i to wystarczy.- i w tym momencie drzwi otworzyła nam radna powietrza. Zaprosiła nas do środka a my weszliśmy i usiedliśmy na krzesłach, które pokazał nam radny ognia. Popatrzyli na nas i po chwili wszyscy usiedli przed nami. Po chwili do sali wbiegł Issac i również zajął miejsce przy reszcie.
- Więc przyszliście po znamiona Zaklinacza, tak?- zapytała nas radna ziemi.
- Ona, nie ja.
- Matt!- Lena posłała mi kuksańca między żebra i spojrzała sztyletującym spojrzeniem.
- No co? Taka prawda. Ona ma pełną moc, ja dalej jestem z połową co znaczy że nie jestem Zaklinaczem Wody, co znaczy że nie zasługuję na znamię Zaklinacza.- radni spojrzeli na mnie i po chwili uśmiechnęli się.
- Ale przecież o to chodziło w tym teście. Miał pokazać które z was tak na prawdę zasługuje na pełną moc. Bez wątpienia oboje na nią zasługujecie, więc Matt, ty także otrzymasz pełną moc wody.- powiedział radny ognia spoglądając na Issaca.
- Dokładnie. Otrzymasz nią razem z otrzymaniem znamienia Zaklinacza.- spojrzałem na Lenę a ta z dumnie uniesioną głową powiedziała.
- I co? Przegrałeś zakład. Odpłacisz w naturze.- radni spojrzeli na nią badawczym spojrzeniem. Ja jedynie zaśmiałem się i przytaknąłem ironicznie.
- No co? Założyliśmy się o to że otrzyma pełną moc. Obstawał za tym że jej nie dostanie więc przegrał.- tłumaczyła się Lena.
- Dobrze, dobrze. Spokojnie. Chodźcie za mną, zaprowadzę was do Poświaty.- powiedział Issac, wstając z krzesła. My także wstaliśmy i razem z nim, udaliśmy się do innego pomieszczenia.
Panował tu klimat tajemniczości. Ściany były koloru ciemnego, chyba czarnego ze srebrnymi wzorami. W centrum pokoju, stał stolik a na nim świecąca na różne kolory, Poświata.
- Zbliżcie się do niej.- powiedział radny wody. Lena podeszła pierwsza. Przyłożyła rękę do świecącej kuli, która po chwili zaczęła mieni się różnymi odcieniami niebieskiego. Gdy tylko Lena oderwała rękę, spojrzała na prawą dłoń. Świeciła się a blask po chwili otworzył symbol. Dostała znamię, którym był wodnik, który wylewa wodę z dzbana. Moja kolej. Podszedłem do Poświaty i przyłożyłem rękę. Znów zaczęła mienić się na wszystkie możliwe odcienie niebieskiego, po czym oderwałem rękę. Spojrzałem na świecącą się, także prawą, dłoń. Dziwne. Dostałem te samo znamię co Lena. Zdziwiony podszedłem do Issaca.
- Dlaczego oboje mamy ten sam symbol?
- Dlatego że macie moc na identycznym poziomie. To znaczy że wasze zdolności co do władania wodą są takie same, co znaczy że masz pełną moc, tak jak Lena. Dlatego macie ten sam symbol.
- Pogmatwane to nieco, ale spoko.- powiedziała Lena, patrząc na swój tatuaż.
Gdy wyszliśmy z sali Radnych, udaliśmy się do szatni. Przebraliśmy się i razem poszliśmy do Auli głównej, w której mieli czekać na nas Nathan, Emilly, Isabelle, Brandon i Tyler a także tajemniczy gość. Byłem ciekaw kto to jest. Gdy tylko doszliśmy do wejścia głównego zobaczyliśmy jakiegoś chłopaka. Gdy tylko odwrócił się do nas frontem, Lena pobiegła do niego i mocno przytuliła. Kim on u licha jest?!
- Jack, co tu robisz?- zapytała.
- Myślałaś że przegapię inicjację mojej kuzynki?- powiedział chłopak. Miał blond włosy i ubrany był w niebieską bluzę z nadrukiem pod szyją. Układał się jakby był ze szronu... Miał także granatowe spodnie, podobne do rurek ale nieco szerszych w nogawkach a buty miał czarne.
- Przecież tobie nie można opuszczać Zamku Strażników.
- Chyba ze w ważnych okolicznościach, a to bez wątpienia do takich należy.- Lena wtuliła się w ciało kuzyna. Nie powiem, zagotowało się trochę we mnie. Niby kuzyn ale jakoś... dziwnie się czułem patrzac na to.
- Jezu, sory. Przedstawiam ci Matta, mojego chłopaka.- powiedziała wołając mnie do ich. Podszedłem i przywitałem się z jej kuzynem.
- Matt Blackwater, miło poznać.
- Jack Frost, również miło poznać.
- To ty jesteś tym FROSTEM, którego berło jest u nas?
- Dokładnie ten sam.
- Wow. Aż słów mi zabrakło.- zaśmialiśmy się i jakoś tak złość mi przeszła. Usiedliśmy do jednego stołu, porozmawialiśmy trochę, a te trochę trwało ponad trzy godziny, lecz Jack musiał już iść. Miał ostry rygor w tym Zamku Strażników. W sumie, nie ma co się dziwić. Odpowiedzialny jest za pojawianie się zimy na świecie i aby dzieci czerpały z tego radochę. Skoro u nas jest jesień, to gdzieś przecież jest zima.
- Ehh... taka praca. To ja spadam. Spotkamy się niedługo.- powiedział na odchodne i pobiegł do wyjścia.
Po kilku minutach my także opuściliśmy budynek Organizacji i rozeszliśmy się do domów. Jutro szkoła, trzeba się wystać, a tak mi się nie chceee! Chyba za symuluję chorobę... tak to jest dobry pomysł. Nathana też namówię, nie chce sam siedzieć w domu. Bo wiecie, ciotka Madge pracuje w barze jako kelnerka a Daniel naucza w Organizacji, więc jeśli Nathan by poszedł do szkoły to był bym skazany na towarzystwo mojego pieska, któremu ostatnio palma odbija. Byliśmy w połowie drogi gdy zaproponowałem to przyjacielowi.
- Ochujałeś do reszty? Jutro są zaliczenia z siatkówki! Sam sobie nie sam rady!- zbulwersował się bo na wychowaniu fizycznym zawsze graliśmy w jednej drużynie. I jak nie patrzeć, nie wychodziło mu to. Nie chcę cię chwalić, ale jako jedyny z klasy najlepiej grałem w siatkówkę.
- No dlatego ci to proponuję. Jeśli jutro nie pójdziemy do szkoły to będziemy musieli zaliczyć to w innym terminie, a gdy tak się stanie będziesz mógł używać mocy wiatru bo nikt nie będzie patrzył. Przecież wtedy będziemy grac przeciw nauczycielowi więc nie będzie patrzył co robisz, tylko jak grasz?
- W sumie, to może i masz rację. A na dodatek jutro jest kartkówka z chemii.
- Noo to tym bardziej lepiej nie iść. Dobra cicho, bo jesteśmy nie daleko, a jak nie daj Boże ciotka usłyszy, to nasz misterny plan szlak trafi!- powiedziałem otwierając furtkę. Weszliśmy na podwórko i na dobry wieczór Mike powiał mnie, powalając na ziemię. Zaczął mnie obwąchiwać i po chwili polizał mnie po... eh, intymnym miejscu. Spojrzałem na niego zszokowany, bo aż tak źle z nim wcześniej nie było. Po chwili skoczył na roześmianego Nathana. Powalił go na ziemię i zaczął włazić mu pod koszulkę. To dopiero było dziwne.
- I co? Mówiłem że mu opierdala!- wrzasnął do mnie gdyż Mike najprawdopodobniej wbił mu pazury w klatę.
- Dobra, Mike! Do domu, już!- krzyknąłem na psa, a ten wypełzł z pod koszulki przyjaciela i pobiegł do domu. Przy okazji rąbnął głową w drzwi.
- Patrz co on mi zrobił no! Cały jestem usyfiony, nie wspominając o ubraniach!- podciągnął bluzkę i pokazał ślady łap i zadrapań.
- Weź mi tu klatą nie świec, bo nie masz czym się chwalić kolego.
- Pewny jesteś?- podniósł brew do góry.
- Tak.- powiedziałem krzyżując ręce na piersi.
- To wyskakuj z górnej części garderoby i pokaż swoją.
- Jebło?
- A co? Wstydzisz się czy boisz?- uśmiechnął się zakładając koszulkę.
- Ja? Boję się? Ha ha! Zabawne, pewnie że nie!- otworzyłem drzwi i wszedłem do środka.
- To co ci szkodzi?
- Po co ci to?- zapytałem z rezygnacją.
- Bo wiesz że wygram i się boisz. No weź... tylko ja to zobaczę.
- A dasz mi wtedy święty spokój?!- zapytałem zirytowany podchodząc do drzwi i powoli otwierając je.
- Tak.
- Dobra.- rzuciłem pod nosem i zdjąłem z siebie bluzkę. Światło jak na nieszczęście, świeciło prosto na mnie. Na chodniku obok płotu, szły trzy dziewczyny. Widząc mnie stojącego bez koszulki, zatrzymały się i patrzyły. Jedna z nich to była chyba...
- Sophie? Widzisz to?- zapytała podekscytowana dziewczyna.
- Co?- wołana nastolatka obróciła się.- Ula-la, Matt. Niezłe ciało.
- No, wolny jesteś?- zawołała inna.
- Dobra, widzisz? Jestem dobrze zbudowany.- powiedziałem do Nathana zakładając koszulkę i wchodząc do domu. Mój przyjaciel wszedł po chwili. Trzasną drzwiami i dołączył do mnie. Byłem w kuchni i odgrzewałem naszą kolację. Była już 21.00. Zjedliśmy, talerze zanieśliśmy do zmywarki i poszliśmy na górę.
Rozeszliśmy się do swoich pokoi. Przebrałem się w piżamę i rzuciłem się na łóżko. Nie mogę uwierzyć. Mam pełną moc, zostałem Zaklinaczem i mam szanse na zostanie Złodziejem Czarów. Ciekawe co na to rodzicie. Szkoda że nie mogę z nimi o tym porozmawiać.
Położyłem się wygodnie i po chwili zasnąłem. Mike, tradycyjnie, wlazł na moje łóżko i zajął swoje miejsce. Także usnął. Śniły mi się różne, dziwne nawet rzeczy aż nagle przyśnili mi się...
- Mama? Tata?
- Witaj Matt.- powiedzieli razem.
__________________________________________________________
Od razu mówię, nie sprawdzałam czy są błędy, które są, więc możecie mnie hejtowac za to ile wlezie. Mam ogólnie wyjebane na krytyki (nieuzasadnione, oczywiście).
Druga rzecz, postanowiłam pogmatwać życie Mattowi i w kolejnym rozdziale pojawi się coś szokującego. Jakieś domysły? Piszcie koniecznie, a nóż ktoś trafi :)
I dziękuje WAM wszystkim za wspieranie mnie w sprawie hejterów z mojej szkoły. Na prawdę, wasze komentarze pomogły mi przebrnąć przez te wszystkie krytyki skierowane do mnie w szkole i w internecie. Jesteście kochani :**
No, to ja już kończę
Pozdrawiam i do następnego.
Elfik Elen
Subskrybuj:
Posty (Atom)