sobota, 10 maja 2014

Rozdział 21 (poprawiony, w sensie fabuła)

Ostatnio ten rozdział, nie satysfakcjonował mnie bo doszłam do wniosku, że faktycznie- za szybko minęła faza zdziwienia, szoku, itp. Więc, zapomnijcie o tamtym i cieszmy się poprawionym rozdziałem. Mam nadzieję że teraz jest dobrze.
_______________________________________________________________________


      W tym śnie, byliśmy w lesie. Panowała aura tajemniczości i poniekąd strachu. Było w nim bardzo dużo mgły, przez co widziałem tylko najbliżej rosnące drzewa i rodziców. Staliśmy w jakiś kręgu, który wyznaczały właśnie drzewa. U niektórych, zamiast liści, zobaczyłem wielkie krople wody. Nie spadały, trzymały się mocno gałęzi. Inne drzewa były zupełnie pozbawione jakiejkolwiek ozdoby co naprawdę zaczęło mnie przerażać.
- Musiał to być tak dziwny las?- zacząłem marudzić.
- Matt, kochanie, nie to jest teraz ważne.- powiedziała mama. Dziwne, bo ubrana była tak samo jak na... pogrzebie, aż ciężko mi napisać to słowo. Miała długą do kostek, niebieską suknię z ornamentem przy dekolcie. Tata zaś był ubrany w biały garnitur, ten sam jak w pierwszym śnie z nimi.
- Więc wyjaśnijcie mi, co t e r a z jest ważne.- po moich słowach nastała cisza. Wiatr przybrał na sile i czułem go niemal na całym ciele, jakbym był nagi. Dla pewności, opuściłem głowę i okazało się że jestem ubrany w biało- niebieską koszulkę i granatowe spodnie. Właśnie taki strój miałem w dniu w którym... zginęli rodzice. Znaczy, bo to stało się gdy byłem w szkole i... z resztą, nie ważne. Może kiedyś się o tym dowiecie. Podniosłem głowę i spojrzałem na niepewnie uśmiechniętych rodziców.
- To powiecie mi w końcu o co chodzi, czy będziemy tak stać jak te kołki?!
- No dobrze, on musi wiedzieć.- powiedział ojciec, niby to szepcząc do matki lecz tak nieudolnie mu to wyszło, że wszystko słyszałem.
- O czym wiedzieć? O co tu do cholery chodzi?!- nie wytrzymałem narastającego napięcia i wybuchłem. Krople z wodnych drzew opadły na ziemię, następnie uniosły się i stworzyły krąg który otaczał mnie, mamę i tatę.
- Matt, spokojnie.- powiedziała matka a woda znów opadła i tym razem nie podniosła się.
- Nadszedł czas abyśmy ci się do czegoś przyznali.- zaczął ojciec. I znów nastała ta cholerna cisza!
- No, czekam!- krzyknąłem krzyżując ręce na piersi.
- My także byliśmy Zaklinaczami, tak jak ty.- dokończył po chwili.
- Czekaj, czekaj, czekaj.- potrząsnąłem głową.- I czemu mi o tym nie powiedzieliście, co?!
- Bo chcieliśmy cię chronić, ale nie o tym mieliśmy z tobą rozmawiać.
- Zacząłeś to skończ.- powiedziałem patrząc mu prosto w oczy. Widziałem w nich skrywający się lęk, jakby bali się mojej reakcji lub czegoś.
- Matt, skarbie, na prawdę, to teraz nie jest ważne.- powiedziała spokojnie mama podchodząc do mnie. Jej głos zawsze mnie uspokajał. Objęła mnie i pogłaskała po głowie.
- Chodzi o to że... no, masz rodzeństwo.- odsunęła się ode mnie i wróciła do ojca. Zrobiłem wielkie oczy i, nie powiem, zszokowało mnie to. Poczułem jak napływa do mnie złość. Zacisnąłem pięści i zamknąłem oczy. Lecz po chwili odeszła tak szybko jak się pojawiła. Rozluźniłem dłonie i otworzyłem z powrotem oczy.
- Rodzeństwo tak?- zapytałem uśmiechając się jak obłąkany.- Jakie do ciężkiej cholery rodzeństwo?!- krzyknąłem a woda z drzew znów opadła. Tym razem nie uniosła się za to zerwał się potężny powiew wiatru.
- Matt, spokojnie...- zaczął ojciec lecz przerwałem mu.
- Całe życie mówiliście mi że jestem jedynakiem. Nawet gdy was o to pytałem, katowałem was tym pytaniem, odpowiedz była jedna: "Jesteś jedynakiem Matt". I to jest wasze kolejne kłamstwo tak? Dla mojego bezpieczeństwa, zapewne.- prychnąłem i znów skrzyżowałem ręce obracając głowę na lewo.
- Nie, nie dla bezpieczeństwa. Zatajenie przez tobą prawdy o nas, wystarczająco cię obroniło. Mówiliśmy ci tak, byś...
- Byś co?! No co! Teraz mam wam niby uwierzyć że mam brata lub siostrę? Jeśli myślicie że wciśniecie mi to tak łatwo jak inne wasze kłamstwa, to jesteście w błędzie. Mam szesnaście lat i mam swój mózg!- nie wytrzymałem i wybuchłem. Zrobiłem głęboki wdech i wydech. Tak kilka razy aż się uspokoiłem.
- Kochanie, proszę. Ale spróbuj postawić się w naszej sytuacji. Byliśmy niedługo co po ukończeniu szkoły, Ceremonii Wyboru i szybkim ślubie. A potem zjawiłeś się ty i...- zaczęła matka.
- Na pewno nie oddał bym drugiego dziecka, no ale dokończ, proszę bardzo.
- I twój brat.- dokończył ojciec.
- Brat? Jak to, brat?- zapytałem zbity z tropu.
- Normalnie. Urodził się dwie godziny przed tobą.- no to teraz dowalili. Zatkało mnie! Poczułem się jak w jakimś reality show lub czymś podobnym gdzie nabija się ludzi w butelkę. Lecz w ich głosie było coś... coś co kazało mi uwierzyć w to co mówią. Po chwili ciszy, zapytałem.
- No dobra, nawet jeśli wam uwierzę w to wszystko, to jaką mam pewność że pierwsza lepsza napotkana osoba nie będzie moim bratem?- zapytałem już nieco spokojniej.
- Bo ty tą osobę dobrze znasz. I również jest Zaklinaczem, tyle że innego żywiołu.- powiedział łagodnie tata.
- Co? Serio? Więc kim on jest? I jakim żywiołem włada?
- Ty po matce odziedziczyłeś moc wody, a twój brat dostał moc po mnie, czyli moc wiatru.
- Ale ja znam tylko jedną osobę, która jest Zaklinaczem Powie...- nie dokończyłem bo odpowiedz była jasna. Spojrzałem na rodziców a oni uśmiechnęli się przytakując. Zapewne wiedzieli co mam na myśli. Po chwili obraz zamazał mi się i usłyszałem dźwięk budzika.
          Byłem w szoku. Nie wiedziałem co myśleć. Jak to możliwe że Nathan jest moim bratem?! Przecież my nawet nie jesteśmy podobni, a wnioskując po słowach rodziców że urodził się ileś tam godzin przede mną, musielibyśmy być podobni do siebie. Nawet w najmniejszym stopniu. Budzik dalej dzwonił. Wstałem w łóżka, wyłączyłem go i podszedłem do okna. Otworzyłem je i wpatrywałem się w drzewo, rosnące na przeciw okna. Czułem się dziwnie. Niby wiem że mam rodzeństwo, ale dalej nie mogę w to uwierzyć. A jeśli znów kłamali? Tylko jaki by mieli w tym cel? Sam już nie wiem co o tym wszystkim myśleć. Zaczął wiać wiatr. Był chłodny ale dawał ukojenie. Postałem jeszcze tak przy oknie z dziesięć minut i zamknąwszy je, podszedłem do szafki z ubraniami. Wyciągnąłem z niej czarno-niebieską bluzę ze skośnym zamkiem, niebieski T-Shirt, ciemne spodnie i brane "na czuja" skarpetki oraz. Przebrałem się, zbudziłem psa i wyszedłem z pokoju. Zastanawiałem się jeszcze nad tym, czy mówić o wszystkim Nathanowi? Sam nie do końca wiedziałem czy to jest prawda, więc postanowiłem o niczym nie wspominać. Przynajmniej nie teraz.
Właśnie schodziłem po schodach, jak usłyszałem że ktoś puka do drzwi. Zmieniając kierunek, poszedłem przez korytarz i doszedłem do drzwi. Otworzyłem je i okazał się że był to listonosz. Dał mi dwa listy i paczkę. Wziąłem, podpisałem jakieś świstki i poszedł. Zamknąłem drzwi i poszedłem do kuchni. Był już tam Nathan. Ubrany podobnie jak ja, znaczy miał na sobie szaro-zieloną bluzę, zielony T-Shirt i ciemne spodnie. Chyba robił sobie śniadanie, bo stał za blatem roboczym.
- Jak się spało?- zapytał widząc wchodzącego mnie. 
- Nie najgorzej, aczkolwiek śniły mi się jakieś głupoty.
- O! Jakieś pakunki!
- Taa. Jeden list do ciebie, proszę.- podałem mu kopertę.- Drugi do Daniela a ciekawe do kogo to.- powiedziałem przyglądając się naklejce na paczce. Paczka byłą do: Madge Black. Zdziwiłem się, bo rzadko kto do niej pisał, nie mówiąc o wysyłaniu czegoś. Ale może to jakieś jej patelnie czy coś. Wiecie, Master Chef i te sprawy.
- Ciociu! Paczka do ciebie! I list dla Daniela!- krzyknąłem i niemal od razu usłyszeliśmy jak ktoś zbiega na dół.
- No nareszcie! To idę do siebie. Za godzinę będzie śniadanie.- powiedziała zabierając paczkę i list z moich rąk.
- Może powiesz co tam jest?- zapytał Nathan ale nie doczekał się odpowiedzi. Ciotka była już u siebie, co sygnalizowało trzaśnięcie drzwiami. Mój przyjaciel, możliwe że brat, wrócił za blat roboczy i dokończył robić śniadanie. Ja usiadłem przy stole i dalej myślałem nad tym snem. No właśnie, przecież to tylko sen! Ale zwykle gdy śnią mi się rodzice, to musi coś znaczyć. Kurcze, czemu to musi być takie trudne! Spojrzałem na Nathana, który kończył robić, jak się okazało, kanapki. Wziął talerz i postawił na stole. Kanapek było trochę tak... dużo, więc wątpiłem że zje wszystko sam.
- Jak chcesz, to się częstuj.- powiedział biorąc jedną. Uśmiechnąłem się i skorzystałem z jego pozwolenia. Zaczęliśmy jeść. Lecz czegoś tu brakuje.
- Gdzie lemoniada?- zapytaliśmy jednocześnie. Mike aż łeb podniósł z ziemi i spojrzał na nas. Zaśmialiśmy się i wstałem po napój. Podszedłem do lodówki, wyjąłem dzban z piciem i zamykając ją, trzasnąłem się w rękę. No przecież, jak inaczej, prawda losie?!
- Ałaa!- syknąłem stawiając dzban na blacie roboczym. Złapałem się za obolałą dłoń. Niby to tylko przyduszenie drzwiczkami od lodówki a bolało jak cholera! A ten geniusz, znaczy Nathan, znów zaczął się śmiać.
- Aż takie śmieszne?- zapytałem robiąc krzywy wyraz twarzy. Przytaknął dalej się śmiejąc. Nie wytrzymałem. Podniosłem pojemnik z napojem i podchodząc do przyjaciela, wylałem na niego zawartość dzbana.
- Oj, przegiąłeś pałę młody!- tak, Nathan był ode mnie starszy o kilka godzin. Kolejna zgadzająca się rzecz z tym co rodzice gadali.
- Coś za coś.- powiedziałem robiąc krzywy uśmieszek. Wróciłem na swoje miejsce i wziąłem kolejną kanapkę, a ta małpa najzwyczajniej w świecie, wytrąciła mi ją z ręki powietrzem. Kanapka lewitowała trochę w powietrzu aż w końcu znalazła miejsce na mojej twarzy.
- Teraz ty przegiąłeś.- powiedziałem z dziwnie spokojnym głosem. Po chwili poczułem przypływ energii i zauważyłem jak z kranu, wydobywa się woda. Uśmiechnąłem się i cisnąłem nią w Nathana. Siła wody była tak duża, żeby spadł z krzesła. Zaśmiałem się i szybko wstałem z krzesła. No obawiałem się że może się zemścić!
- Ty... ty...- mówił podchodząc do mnie. Śmiesznie to wyglądało, ja się cofam, ten podchodzi. Lecz po krótkiej chwili poczułem że jestem w pułapce. Uderzyłem lekko o ścianę i spojrzałem na Nathana. Był coraz bliżej, a jego oczy zaczynały się świecić. Znaczyło to tylko jedno, zaraz zacznie się bójka. Zamknąłem oczy i wyobraziłem sobie jak otacza mnie woda, która broni mnie przed ewentualnymi atakami. Tak też się stało. Po chwili z kranu znów wydobyła się woda, która otoczyła mnie. Nathan rzeczywiście zaczął ciskać we mnie małymi kulami powietrza, lecz bariera skutecznie je odbijała lub co tam robiła. Fakt faktów, byłem bezpieczny. Lecz nie na długo. Nathan uśmiechnął się przebiegle i przywołał ogromny podmuch wiatru, skierowany w barierę. I niestety, byłem w pułapce. Woda, pod wpływem niskiej temperatury, zaczynała się zamrażać. Po chwili byłem uwięziony w lodowym kokonie!
- Coś ty narobił?!- krzyknąłem do przyjaciela. Ten tylko się zaśmiał. Z trudem, ujrzałem jak jego oczy wracają do normalnego stanu.
- Wredna cipo, wypuść mnie!
- Jak przeprosisz za wylanie na mnie lemoniady.
- Wal się! Ty zacząłeś swoim śmianiem się z tego że znów w coś walnąłem.- zaśmiał się.- No wypuszczaj, no!
- Przeproś.
- Nie!
- To posiedzisz w lodzie. Idę się przebrać.- i zaczął wychodzić. Robiło się chłodnawo, bo, to jest lód do cholery!
- Dobra! Przepraszam.
- Co, bo niedosłyszałem?- czułem jak napływa do mnie złość.
- Przepraszam że wylałem na ciebie lemoniadę.
- Jak miło. Widzisz, to nie było trudne i nie bolało.- powiedział ciskając w lód ogromną kulą wiatru. Rozkruszyła lodowy kokon i byłem wolny! Potem przywołał powiew wiatru, który wymiótł gdzieś lodowe odłamki. I po chwili zeszła do nas ciotka.
- Zaraz zrobię wam śniadanie.
- Nie trzeba. Jedliśmy już.- powiedział Nathan idąc na górę. Ja poszedłem do salonu. Usiadłem na sofie i włączyłem telewizor. Dziwne, bo w tej bójce poczułem się jak kiedyś. Znaczy, jak dziecko. Ach.. wspomnienia wracają. Może rzeczywiście Nathan jest moim bratem?
- A Matt, możecie nie iść do szkoły. Tylko na drugi raz nie spiskujcie.- powiedziała Madge wychodząc z kuchni.
- Dzięki.- krzyknąłem i wróciłem do oglądania.

_____________________________________________________

Wy i tak wiecie, że oni są braćmi, ale zapomnijcie o poprzednim rozdziale, w sensie tym wcześniejszym dwudziestym pierwszym.
Jak TERAZ się podoba? Mam nadzieję że jest w porządku.
Pozdrawiam i do następnego,
Elfik Elen

6 komentarzy:

  1. No teraz to jest coś :)
    Przepraszam, że tak Ci dopiekłam pod ostatnią wersją, ale nie trzymałaś się zbytnio faktów, teraz jest jak najbardziej okej :)
    Haha, scena w kuchni POWALAJĄCA! :D Bardzo mi się podoba :)
    Lemoniada!

    Czekam na nn ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I dobrze że mi dopiekałaś! Właśnie dzięki temu zmobilizowałam siły i poprawiłam ten rozdział.
      Dziękuje za komentarz :*

      Usuń
  2. Ja nie czytałam poprzedniej wersji, więc nie wiedziałam, że są braćmi ;o
    Ogólnie bardzo ciekawe i mi się podobało :))
    ---
    Zapraszam do siebie
    www.harryjoven.blogspot.com
    www.70igrzyskaglodowe.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Widzę, że nawet "kurwy" zlikwidowałaś XD. Cieszę się.
    Nie, nie musieli być podobni do siebie. Mogli być zupełnie inni z wyglądu - bliźniaki dwujajowe, jako dwa osobne organizmy z dwóch różnych łożysk! XD
    Wredna cipa XD - dobre określenie mwahha. Wojna w kuchni zawsze spoko.
    Teraz rozdział jest w porządku ^___^ podoba mi się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taak, kurwy wróciły do burdelu xD
      Dziękuje za komentarz :*

      Usuń