czwartek, 5 czerwca 2014

Rozdział 24




      Byliśmy już niedaleko wejścia na moje podwórko, gdy zobaczyłem że przy furtce stoi jakaś kobieta. Gdy podeszliśmy bliżej, rozpoznałem ją. Była to matka Nathana. Zdziwiłem się bo po pierwsze, od wizyty w szpitalu do teraz jej nie widziałem a po drugie gdy złożyłem propozycję zamieszkania jej i Nathana u mnie, zgodziła się lecz nie przyszła. Wróciła do domu, męża.
- Matt, moglibyśmy porozmawiać?- zapytała gdy byliśmy tuż obok. Po jej wyrazie twarzy wiedziałem że to ważna sprawa.
- Oczywiście, zapraszam.- powiedziałem wskazując ręką aby wraz z resztą szła do wejścia.
- Matt, ja będę zmykała. Nie chcę przeszkadzać.- powiedziała Lena i pocałowała mnie w policzek. Potem przeszła na drugą stronę ulicy i ruszyła przed siebie a ja, Madge i pani Sky poszliśmy do domu. Zdjęliśmy kurtki, buty i zaprosiłem mamę przyjaciela do salonu.
- Może coś do picia?- zapytałem.
- Jeśli mogę to lemoniadę.
- To ja przyniosę a wy porozmawiajcie.- powiedziała ciotka a my usiedliśmy na fotelach w dużym pokoju.
- Nathan też lubi lemoniadę.- zaśmiałem się.- To o czym chciała pani rozmawiać?
- O moim synu.- wzięła łyk napoju który przed chwilką przyniosła Madge.- Chodzi o to że, nie jest mi to łatwo powiedzieć ale, no... Nathan jest adoptowany od bliskich mi osób.- spojrzała na mnie i była zdziwiona że nie reaguję. Przecież ja już to wiedziałem, więc po co udawać że o niczym nie mam pojęcia?
- Tak, wiem.
- Naprawdę? Mogę wiedzieć skąd?- zapytała. Jej mina mówiła że nie wie co się dzieje, że nic nie rozumie.
- Rodzice mi powiedzieli, znaczyy... bo oni mi się śnią gdy mają coś ważnego do powiedzenia. Kilka dni temu to się zdarzyło i dowiedziałem się wszystkiego.
- I wiesz o jego, no wiesz, mocach?- dopytała się kobieta.
- Tak, tak. Z resztą, nie on jeden ma niezwykłe zdolności.
- Jak to?
- Bo ja, Nathan, Emilly, Isabelle, Brandon i Tyler też mamy różne moce. Jedynie Cullenowie mają tą samą.
- Aha.- powiedziała powoli wszystko przyswajając.- Ale wracając do sedna sprawy. Chciałabym cię prosić o pomoc.
- Chyba wiem jaką.
- Tak, chciałabym abyś razem ze mną powiedział Nathanowi że nie jest moim biologicznym synem. Skoro jesteś jego prawdziwym bratem to może inaczej zareaguje.
- No nie wiem, ale można spróbować.
- A moglibyśmy to zrobić jeszcze dziś? Zależy mi na tym.
- Nie do końca mi się to uśmiecha, ale jeśli trzeba to trzeba.- uśmiechnąłem się.
- Świetnie! A gdzie on teraz jest?
- Już mówię.
         Powiedziałem jej wszystko. O tym jak walczyliśmy przeciw demonom i jak pomógł mi zabić Hyperiona, za co zapłacił wysoką cenę. O mało nie zginął, tak jak i ja. Powiedziałem jej także o tym co to jest Organizacja i dokładniej opowiedziałem jej o naszych mocach. Była zdziwiona ale słuchała z uwagą. I nie ma co jej się dziwić, nie każdy dowiaduje się z dnia na dzień że jej dziecko i jego przyjaciele są czarodziejami władającymi żywiołami i że walczą z demonami, wampirami i innymi kreaturami, takimi jak mieszańce. Po mojej, że tak to nazwę, opowieści, wyszliśmy z domu i pokierowaliśmy się do lecznicy Organizacji. Był to średniej wysokości budynek z ukośnie zbudowanym dachem szklanym. Cała budowla była biała, ozdobiona kremowymi kamieniami. Jedna ze ścian całkowicie pokryta była tymi kamieniami. Nie obył się też bez wielkich okien. Gdy weszliśmy do środka, pokierowaliśmy się do sali w której leżał Nathan. Weszliśmy do sali i pani Sky powitała czule swojego syna. Zaczęli o czymś rozmawiać a mnie zawołał lekarz, który najwidoczniej widział mnie jak wchodziliśmy.
- Matt, musimy porozmawiać.- powiedział poważnym głosem.
- Coś się stało?- zapytałem.- Zaraz wrócę, a wy se pogadajcie.- powiedziałem do matki Nathana i przyjaciela wychodząc na korytarz.
- Wdało się zakażenie.
- Ale jak to?- zamurowało mnie. Przecież mi nic nie jest a dostaliśmy sztyletami w tym samym czasie. I operację zaszycia rany też mieliśmy o tej samej godzinie i trwała dokładnie tyle samo czasu.
- Nie jesteśmy pewni, ale najwidoczniej w sztylecie, którym został zraniony Nathan, był zatruty. Oczywiście podawaliśmy mu wszystkie możliwe środki zwalczające czy nawet cofające, ale nic z tego. Próbowaliśmy ziołami lecz na nic.
- To może trzeba wezwać jakiegoś doświadczonego uzdrowiciela? No, trzeba działać!- krzyknąłem aż kilka pielęgniarek spojrzało na mnie i lekarza.
- Pewnie że byśmy to zrobili ale atak demonów nie tylko nas zaskoczył. Kilka innych budynków Organizacji, w tym Wielka Lecznica, zostały zaatakowane. Nasi medycy nie potrafią mu pomóc więc chyba jego los jest przesądzony.
- Chwilka, ja znam kogoś kto nada się na uzdrowiciela. W sumie, ta osoba też uczyła mnie tej sztuki i jest w tym bardzo dobra, mimo młodego wieku.
- Więc, kto to taki?
- Lena Jenkins. Już nie raz mnie uzdrawiała i jak widać, wychodzi jej to.
- Więc chcę abyście jutro się do mnie zgłosili i zaczniemy działać.
- Dobrze, do widzenia.- pożegnałem się i wszedłem do sali na której leżał mój przyjaciel, a raczej brat. Jego matka spojrzała na mnie wymownym spojrzeniem. Wiedziałem że nastał czas aby wszystko mu powiedzieć. Obawiałem się jego reakcji ale cóż, nadszedł na to czas. Usiadłem po lewej stronie łózka.
- Nathan,- zaczęła -musimy ci coś powiedzieć?- chłopak spojrzał na mnie, potem na swoją matkę i znów na mnie. Widział że jesteśmy przejęci.
- Co jest?- zaśmiał się jak obłąkany.- Jeśli chodzi o to że wdało się zakażenie i umrę, to to wiem.
- Nie, nie to. Czekaj, co!?
- No taka prawda! Zginę bo nikomu nie chce się wezwać doświadczonych medyków aby cofnąć zakażenie!- krzyknął i zmarszczył czoło.
- Skończ pieprzyc głupoty! Razem z Leną ci pomożemy, rozumiesz? A teraz słuchaj bo jest ważniejsza, znaczy równie ważna sprawa!- spojrzałem na panią Sky wymownym spojrzeniem. Pokiwała głową i zaczęła.
- Chodzi o to że,- wzięła wdech - jesteś adoptowany.- Nathan zaśmiał się. Spojrzał na swoją matkę, potem na mnie i na jego twarzy malowała się wściekłość i do jego oczu zaczęły napływać łzy. Pani Sky też zaczęła płakać, jedynie ja powstrzymywałem się, lecz czułem ze zaraz wybuchnę płaczem.
- Ale jest też w miarę dobra wiadomość. Znaczy, dobra nie jest ale dowiesz się kim byli twoi biologiczni rodzice.
- Więc, od kogo?- zapytał stanowczym tonem. Wziąłem wdech.
- Od moich rodziców.

______________________________________________________

Tak więc o to kończymy dzisiejszy rozdział. Powoli szykuję się na densing, jak to moja babcia mówi xD
Będzie, będzie zabawa! Będzie się działo, i nocy będzie mało! Będzie głośno, będzie radośnie i przetańczymy razem całą noc! OPAAA! 
Boże, ale mi szajba odwala... haha :)
Ale wracając, rozdział jest KRÓTKI ale taki miał być. Nie chciałam pisać jak Nathan zareaguje (przekleństwa polecą, niestety taka moja natura), więc nie jęczeć mi tu że krótkie jakby z dupy wyjęte! Hahaaha, lol co ja tworze?!
No, na poważnie to co myślicie o rozdziale? Nie licząc braków przecinków, literówek, błędów ortograficznych, stylistycznych, językowych i możliwego braku sensu to się podobało? Mam nadzieję.
Piszcie co myślicie o nim, jest to dla mnie ważne jak nigdy.
Także zostawiam was z tym co daje a ja o 18.00 będę się bawić!
Buziaki ;**
Elfik Elen
PS. Foty się pojawią (mejbi), ale na żadnej nie będzie mnie. MUAHAHAHAHAHAHAHAHAHA. Cierpcie.

6 komentarzy:

  1. Ale dlaczego Ciebie nie będzie na tych możliwych fotach?!
    Kurde, to mnie bardziej podłamało niż rozdział i powoli umierający Nathan.
    Kurczę, ja chcę Cię zobaczyć w sukience!
    Co do rozdziału - hmm, nie wiem, czy postąpiłabym tak, jak Matt i osobie, która jest w moim życiu, ale nie jakoś bardzo blisko mówiła o wszystkim, co związane z Organizacją. Z drugiej strony, pani Sky musiała się o tym dowiedzieć.
    Normalnie nie mogę się doczekać tych przekleństw Nathana ^^

    Czekam na nn ^^
    Miłej zabawy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przerwa w densingu, czyli moge pisac. Nogi bola jak cholera ale jest warto.
      Moze jakies jedno zdjecie ze mna ujrzysz :)
      Ogolem to juz kilka osob mialo przypal za jaranie w kiblu...
      Ale dzieki za komentarz.

      Usuń
  2. Dobre *-*
    Mam nadzieję, że wszystko dobrze się ułoży i Lena uzdrowi Nathana, bo szkoda by go było. I według mnie ciekawie opisałaś rozmowę, w której Nathan dowiaduje się, że Matt to jego brat.
    Masz dzisiaj bal? Ooo to miłej zabawy. :D Ja mam jutro. I jeszcze urodziny... i bierzmowanie. Combo xD Ja już jestem podjarana jutrzejszym dniem ^^ Dobra. Po co ja to piszę? xD
    Pozdrawiam i weny xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :*
      Tobie także miłej zabawy na twoim balu :)
      Ja tam bierzmowanie mam w sobotę

      Usuń
  3. No, no, to rozwiązanie zdecydowanie bardziej mi się podoba ^___^
    NIE! No, nie mów, że Nathanowi coś zrobisz D: ma żyć chłopak!
    Dobrze, że istnieje ktoś taki jak Lena i mam nadzieję, że szybko go uzdrowi~!
    No i ta reakcja mi się podoba! Dlatego nie mogę doczekać się następnego rozdziału!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie wiem, nie wiem. Może i przeżyje :p A może nie... kto wie?
      Miło mi :*
      Dziękuje za komentarz

      Usuń