czwartek, 27 lutego 2014

Rozdział 7

       Całą, dość dużą grupą szliśmy za Ivanem. Zaprowadził nas do drzwi z wielkim płomieniem w okręgu. Dotknął palcem centrum obrazu a płomień poruszył się i drzwi się otworzyły. Radny Ognia wszedł pierwszy a my za nim. Doszliśmy do skrzyżowania korytarzy.
- Dobrze, na lewo jest szatnia dziewcząt a na prawo chłopców. Tam macie przygotowane kimona. Przymierzcie je i jesteście wolni. Jutro zaczynamy treningi.- gdy radny to powiedział rozdzieliliśmy się na dwie grupy. Nas było mniej niż dziewczyn ale no cóż... Poszliśmy na prawo. Idąc korytarzem ,na ścianach można było zauważyć różne malowidła przedstawiające, w szczególności, ogień i płomienie. To chyba normalne skoro byliśmy w sektorze ognia. Po kilku minutach marszu doszliśmy do kolejnych, wielkich drzwi, takich samych ja przy wejściu tutaj. Inni chłopacy byli skołowani i nie wiedzieli co robić, więc podszedłem do nich, dotknąłem centrum a płomień zamiast poruszyć się, znikł. Było to dziwne bo myślałem że będzie inaczej, ale drzwi i tak się otworzyły. Chyba nie miało to znaczenia co stanie się z płomieniem na drzwiach, zawsze się otworzą. Weszliśmy do środka. Nasze szafki były całe czarne, łudząco podobne do tych w szkole. Po chwili zauważyłem jak pojawił się na nich ogień, formując się w litery tworzące imiona każdego obecnego chłopaka. Moja szafka była pomiędzy szafką Boba a Alexa. Otworzyliśmy je i wyciągnęliśmy z nich stroje. Czy tu wszystko musi być takie... ogniste? Kimono samo w sobie było czarne jak węgiel lecz na prawej piersi miał symbol płomienia w okręgu. Przepasany był czerwonymi pasami, zdobionymi motywem ognia. Zdjęliśmy z siebie kurtki i koszulki. Wyszło na to że jestem jednym z najbardziej rozbudowanych chłopaków w szatni. Aha, spoko... Założyłem swoje kimono. Pasowało jak ulał. Po chwili poczułem jak dziwne ciepło ogarnia całe moje ciało, a następnie znika. Dziwne, na prawdę dziwne. Zdjąłem kimono wieszając je na wieszak i wsadzając do szafki. Sama się zamknęła a w miejscu na kłódkę czy coś, pojawiła się lina ognia. Założyłem koszulkę,  chwyciłem kurtkę i wyszedłem.
        Wychodząc z sektora ognia spotkałem Tylera. Co on tu do cholery robi?
- O, cześć Tyler!- powiedziałem podchodząc do niego.
- Matt? Co ty tu robisz?- zapytał niepewnie.
- Jak się daje, jestem nowym rekrutem. A ty?
- No cóż... Złodziejem Czarów.
- Ty też? Dlaczego Nathan i reszta mi nie powiedzieli?!- zapytałem sam siebie z wyrzutami spuszczając głowę.
- Nie powiedzieli ci, bo mnie nie znają, chyba...- powiedział obojętnym głosem.
- A chcesz ich poznać?- zapytałem z nadzieją.
- Wiesz co? Chętnie. Ostatnio nie mam czasu na szukanie znajomych.
- Świetnie.- powiedziałem energicznie podnosząc głowę- Tylko najpierw trzeba ich znaleźć...
- A czekaj chwilkę. Ci twoi przyjaciele też są członkami Organizacji?
- No tak! Nathan należy do Powietrza, Emilly do Ognia a Isabelle do Ziemi.
- To wiem gdzie ich znaleźć. Chodź!- Tyler machnął ochoczo ręką. Zobaczyłem że na dłoni miał znamię z piorunem. Taki drugi Harry Potter, tyle że ten miał znamię na czole a Tyler ma na dłoni. Nieważne. Mój mózg mnie zawiódł.
      Razem z Tylerem poszliśmy do centrum treningowego. Każdy z nich ćwiczył swoje umiejętności. Emilly strzelała z ognistego łuku który stworzyła, Nathan unosił się w powietrzu rzucając w manekiny kulami wiatru a Isabelle trenowała moc kameleona, czyli upodabniania się do otoczenia. Wychodziło jej to nawet dobrze. W pewnym momencie Nathan mnie zauważył a jego oczy zmieniły barwę na normalną. Podszedł do mnie pytając:
- Jak było?
- Wiesz... nie najgorzej. Jutro zaczynam trening. Już się nie mogę doczekać!
- Więc już dzisiaj życzę ci powodzenia, bo jutro nie będzie na to czasu.- powiedział uśmiechając się. Jego oczy znów się zaświeciły. Machnął ręką w kierunku Emilly która strzelała ze swojego łuku. Strącił jej strzałę.
- Co ty wyprawiasz do ciężkiej cholery!? O Matt, wybacz, nie zauważyłam cię.- powiedziała rzucając łuk na ziemię a ten rozpłyną się w powietrzu.- Jak było w moim sektorze? Podobało ci się?
- Najgorzej nie było, aczkolwiek macie dziwne kimona. Jak założyłem swoje poczułem dziwne ciepło, które po chwili zniknęło.
- Żal? Ja tak nie miałam...
- Yyy... serio?- zapytałem skołowany.
- No.- nastąpiła chwila niezręcznej ciszy, którą zniszczyła Isabelle podchodząca do nas.- A ten przystojniaczek to kto?- zapytała patrząc na stojącego za mną Tylera.
- To jest...- chciałem dokończyć lecz ktoś mi przerwał!
- Nazywam się Tyler Smith. Jestem Zaklinaczem Błyskawic.
- Zaklinaczem Błyskawic?- moi przyjaciele zapytali oszołomieni.
- Tak.- powiedział kiwając głową.
- Ej! To weź pokaż jakąś sztuczkę.- powiedziała Emilly z uśmiechem jak banan. Tyler wysunął się do przodu. Stanął przed nami, połączył dwa palce, wskazujący i środkowy po czym wystrzelił żółtą, przepiękną błyskawicę która spaliła tarczę do której celował.
- Wow!- powiedzieliśmy razem.- To było coś.
- Ej, ludzie musimy się zwijac jeśli mamy przećwiczyć piosenkę do pokazu.- powiedziałem.
- Bierzecie udział w pokazie talentów?- zapytał Tyler.
- Tak.
- To super bo ja też. Mam zamiar coś zatańczyć.
- Tańczy, jest piękny niczym Apollo i do tego Zaklinacz Błyskawic. Ideał!- zachwalała Isabelle niby szeptem ale każdy to słyszał. Gdy się zorientowała było za późno. Ja, Nathan i Emilly śmialiśmy się odwróceni do niej plecami a Tyler się zarumienił. Iss zresztą też.- To może już chodźmy!- powiedziała spłoszonym głosem a my tylko głośniej się zaśmialiśmy. Pożegnaliśmy się z Tylerem i poszliśmy do mnie.
       Podczas drogi przez park zauważyłem jak biżuteria dziewczyn zaczyna się świecić a tatuaż Nathana zaczyna się ruszać. To znaczyło jedno.
- Demony!- krzyknęła Iss. Moim przyjaciołom zaczęły świecić się oczy. Nathanowi na biało-zielono, Emilly na czerwono a Isabelle na zielono. Zaczęło się. Demonów było cztery razy więcej niż nas! Pierwszy zaczął Nathan. Zakręcił dłoniami i uniósł się na tornadzie. Po chwili zaczął strzelać w demony kulami powietrza. Zabił jednego a reszta rzuciła się na nas. Emilly dłonią narysowała krąg który po chwili otoczył demony. Dwa próbowały przejść, lecz zginęły. Iss dotknęła chodnika z którego wyrosły grube pnącza. Udało jej się udusić czterech wrogów. Zostało jeszcze dziewięciu. Płomienny krąg znikł a demony znowu biegły w naszym kierunku. Nathan gwałtownie pojawił się na ziemi a tornado na którym latał, zamieniło się w promień w kształcie półksiężyca. Zabił przy tym cztery demony. Reszta odleciała do tyłu. Emilly zacisnęła dłonie w pięści i po chwili machnęła nimi. Pojawiły się dwie kule ognia, niestety, chybiła. Demony rzuciły się na nas. Tym razem udało im się. Trzech z nich powaliło na ziemię moim przyjaciół. Dwa zaczęły się zbliżać do mnie. Czułem się bezradnie. Z jednej strony mogłem uciec zostawiając moich przyjaciół na pastwę losu, co dało by mi szansę na przeżycie, lecz to nie wchodziło w grę. Już straciłem dwie bliskie mi osoby. Lecz z drugiej strony mogłem w każdej chwili zginać. Gdy o tym pomyślałem poczułem jak napływa do mnie dziwna siła. Siła której nigdy nie czułem. Ze strachu uniosłem prawą dłoń a hydrant, stojący nie daleko, wybuchną. Wydobyła się woda. Woda... to jest to! Zawsze mnie do niej ciągnęło. Przypomniałem sobie te noc w której dowiedziałem się że jestem jednym z członków Organizacji. Ów woda zaczęła płynąc w moim kierunku. Uniosłem ponownie prawą dłoń a woda z ogromną siłą przyleciała do mnie zabijając przy tym trzy demony, które próbowały zabić moich przyjaciół. Poczułem jak woda mnie otacza. Uniosłem się nieco nad ziemię po czym moje oczy zabłysnęły morskim kolorem. Siła, która pojawiła się wcześniej nie zniknęła. Uniosłem lewą dłoń wskazując na demona stojącego obok a z wody wydobyły się strzały które zabiły ostatnich dwóch wrogów. Woda postawiła mnie z powrotem na ziemi po czym skierowałem ją w kierunku zniszczonego hydrantu. Oczy wróciły do poprzedniego koloru. Moi przyjaciele podnieśli się z ziemi i od razu spojrzeli na mnie.
- Jesteś Zaklinaczem Wody. Trzeba to powiedzieć Radzie.- powiedziała Emilly z uśmiechem na twarzy.

__________________________________________________________________________

I jak? Spodziewaliście się takiej akcji? Czy do Matta pasuje żywioł wody, jak myślicie? I jeszcze jedno, czy rozdział się podobał? Tak jak obiecałam akcja była, więc mam nadzieję że tak. Czekam na komentarze.
Elfik Elen

wtorek, 25 lutego 2014

Rozdział 6

    Radny w czerwonym stroju wyszedł do przodu po czym raczął:
- Po pierwsze. Jeden z naszych najlepszych Złodziei Czarów został porwany dzisiaj około godziny 6.00. Należał do sektora Zaklinaczy Ognia i nazywał się Brandon Cullen.- spojrzałem na Emilly której łzy napływały do oczu. W związku z tym że staliśmy praktycznie na końcu sali, Emilly zaświeciły się oczy. Był to kolor czerwieni połączony z żółtym. Jednym słowem płomienny. Uniosła prawą dłoń a przed nią pojawił się pas ognia który wywołał panikę u innych obecnych na sali. Stworzyli mojej przyjaciółce drogę pod wzniesienie na którym stali Radni. Oczy jej nie gasły a po chwili zacisnęła dłonie w pięści z których wydobywał się strumień ognia. Uniosła się nad ziemią i poleciała w kierunku Radnych. Gdy była już nie daleko wzniesienia, radny Zaklinacz Ognia machnął ręką a ogień na którym unosiła się Emilly zniknął. Zaczęła spadać, więc podbiegłem do niej i złapałem ją a reszta znowu stanęła w koło wzniesienia. Na całe szczęście Emilly nie była ciężka więc złapanie jej nie było trudne. Gdy tylko wylądowała na moich rękach spojrzałem na jej oczy. Płomienny kolor znikł więc postawiłem ją na ziemi przytulając. Ona też się przytuliła.
- Co to ma znaczyć? I kto to jest?- zapytał podniesionym głosem radny w czerwonym ubraniu.
- Nazywam się...
- Uspokój się Ivanie, to jest nowy rekrut Matt Blackwater. A dziewczyna obok to Złodziejka Czarów z Zaklinaczy Ognia, Emilly Cullen. Jest siostrą zaginionego.- powiedziała radna w zielono-brązowym kimono. Wyglądała na grubo po sześćdziesiątce. Miała siwe, lekko falowane, długie włosy i brązowe oczy.
- Ah... rozumiem, ale to nie powód do nadużywania mocy!- bulwersował się Ivan.
- Może i nie, ale muszę wiedzieć co jest z moim bratem!- wtrąciła nerwowym głosem Emilly.
- Twój brat zaginął dzisiaj rano o godzinie 6.00. Tylko tyle wiemy, ale zapewniam Cię drogie dziecko że zrobimy wszystko co w naszej mocy aby go odnaleźć. A teraz wracajcie do reszty.- Emilly polały się kolejne łzy. Zawróciliśmy się więc i poszliśmy do swoich. Radny kontynuował.
- Drugą sprawą jest zwiększenie się liczebności wroga a także pojawienie się nowych, gorszych i silniejszych niż demony. Są to wampiry. Zapewne słyszeliście o nich i o ich groźbach że powrócą. Teraz połączyli swe siły z demonami. Nawet mieszają swoją krew między sobą przez co tworzą nowe, gorsze mieszańce.
- A trzecim powodem,- zaczął radny z niebieskim kimono- skradziono nam ważny artefakt jakim jest laska Jacka Frosta. Zapewne słyszeliście o nim legendy, lecz ono istnieje naprawdę. 100 lat temu podarował je nam Jack Frost na znak przymierza Złodziei Czarów i Strażników Marzeń. Oznaczało to też że każda ze storn może liczyć na siebie w każdej sytuacji a także kończyło wcześniej rozpoczętą wojnę. Lecz był jeden haczyk. Gdy laska zaginie lub zostanie zniszczona znaczy to zerwanie przymierza oznaczającego kolejną wojnę między nami a Strażnikami. Tak więc gdy nowi rekruci przejdą pomyślnie Ceremonię Wyboru, podzielicie się na grupy po pięć osób każda. Waszym zadaniem będzie znalezienie poszlak wiodących do tego kto i w jaki sposób skradł laskę Frosta. Za pół godziny nastąpi podział rekrutów.- na te słowa każdy z Radnych zamienił się w stworzenie ze swojego żywiołu i znikł. Jeden z radnych zamienił się w stworzenie błyskawic, więc mit o sektorze Zaklinaczy Błyskawic wydawał się prawdą.
     Wszyscy poszliśmy do innej sali, nieco mniejszej. Przeznaczona była do zrelaksowania się i odstresowania. Całą piątką usiedliśmy przy stoliku. Po chwili Daniel przeprosił nas i poszedł gdzieś w głąb budynku. Zostałem tylko ja, Nathan, Emilly i Isabelle.
- Więc zanim mnie gdzieś przydzielą, chcę aby parę kwestii było jasnych. Po pierwsze jak nazywają się Radni?
- To może ja odpowiem.- zaproponowała Iss- Ivana Lighthand poznałeś, w niekoniecznie odpowiednim momencie. Jest Zaklinaczem Ognia i bratem Rudolfa Lighthand'a. Ten zaś jest Zaklinaczem Błyskawic, o których mówi się że nie istnieją. To właśnie stare waśnie braci doprowadziły do podziału na Błyskawicę i Ogień. Kiedyś te dwa żywioły były jednością, lecz teraz są dwoma różnymi siłami natury. Błyskawicy nie uznaje się jako żywioł główny. Radną Ziemi jest Lithere Ground. Najstarsza ze wszystkich Radnych. To dzięki niej w sektorze Zaklinaczy Ziemi od kilku lat naucza się magii lasu. Marianna Overhere jest Zaklinaczką Powietrza zaś Zaklinaczem Wody jest Issac Malakai.
- Kolejną rzeczą jest to, ile czasu zajmie te całe szkolenie?
- To różnie,- zaczęła Emilly- mi szkolenie zajęło osiem dni. Zresztą każdemu zajmuje to osiem dni, wiesz to takie minimum. Każdego nowego rekruta przydziela się na dwa dni do każdego z czterech sektorów. Zwykle wybierają ci pierwszy sektor który na sto procent nie będzie stykał się z twoimi zdolnościami. Po tym czasie Rada zwołuje zabranie na które mają wstęp tylko oni i nauczyciele i przydzielają każdego na stałe do jednego z sektorów. Po podjęciu decyzji zwołują Ceremonię Wyboru w której mówią ci jaki żywioł do ciebie pasuje a ty podejmujesz decyzję czy chcesz nim władać. Oczywiście możesz zmienić zdanie, ale moim zdaniem nie ma co się negocjować z Radą...
- Aha... A co z tym zadaniem z laską Frosta? Chce im się tyle czekać?
- Dla nich jest to dobrym rozwiązaniem.- zaczął Nathan- Bo widzisz, Rada wymyśla każdemu nowemu członkowi zadanie które ma na celu sprawdzenie czy rekrut radzi sobie z przyjętym żywiołem. Jeśli mu się powiedzie, jest oficjalnie mianowany na Złodzieja Czarów.
- A wy nimi jesteście?- zapytałem ciekawsko.
- No jasne! Myślisz czemu mam tatuaż a dziewczyny biżuterię? To są znaki rozpoznawcze każdego Zaklinacza. Oczywiście każdy ma coś innego. Zwykle chłopaki mają tatuaże w różnorakich symbolach a dziewczyny, biżuterię. 
- To wiem chyba wszystko, co powinienem. Zostało nam 15 minut, więc może coś porobimy, na przykład obgadamy sprawę konkursu talentów, które jest za dwa dni?
- Osz cholera!- moi przyjaciele zawołali razem, po czym zaczął Nathan.- To przejdźmy do konkretu. Jaką piosenkę zagramy?
- Myślałem nad dwiema, równie zajebistymi kawałkami. Pierwsza propozycja to "Can we dance" zespołu "The Vamps" a druga to "Like a drum" stworzona przez "Guy'a Sebastiana". Do obu znam słowa i chwyty więc do was należy wybór. Ja osobiście jestem za pierwszą propozycją.
- Ja też.- powiedziała Emilly a Isabelle jej przytaknęła. Nathan także się zgodził, więc nie zostało nic innego jak zacząć pierwszą próbę. Umówiliśmy się że po przydzieleniu mnie do sektoru, pójdziemy do mnie i zaczniemy ćwiczyć.
      Usłyszeliśmy donośny dźwięk gongu, sygnalizujący że Rada zwołała zebranie na które musiałem się stawić. Wbrew pozorom, rekrutów było dość dużo aby zagęścić wielką salę na której odbyło się niedawno spotkanie.
- Na początku zaczniemy od sektoru Zaklinaczy Ognia.- zaczął Ivan- Wyczytanych proszę o podejście do mnie. Dwa dni w nim spędzą: Louie Smith, Lauren Deutrom, Louise Hurley, Mollie Goodwin, Kyra Watkinson, Paige Walke, Johnas McLevis, Bob Rasac, Alex Bacer, Matt Blackwater...- na dalsze wyliczenia osób nie zwracałem uwagi bo słysząc swoje imię i nazwisko wbiło mnie w ziemię. Przez krótką chwilę stałem zamyślony lecz ocknąłem się i poszedłem w kierunku Radnego Ivana. Po tym całym ambarasie, który trwał godzinę, Radny zaprowadził nas do sektora Zaklinaczy Ognia.

________________________________________________________________________________

I co myślicie o tym rozdziale? Może wyda się nudny ale w kolejnym pojawi się więcej akcji, to mogę obiecać! Czekam na komentarze <3
Elfik Elen

niedziela, 23 lutego 2014

Aktualizacja zakładki

     Zapraszam na zaktualizowaną zakładkę "Bohaterowie". Pojawił się nowy bohater oraz zostały zaprowadzone pewne zmiany dlatego iż znalazłam moje stare zapiski dotyczące tego bloga. Ciekawi?? To zapraszam już teraz >>KLIK<<

sobota, 22 lutego 2014

Nowy wygląd

   To nie była bym ja, gdyby blog miał poprzedni wygląd. Jak zwykle mnie korciło do zmiany wyglądu aż w końcu to się stało. Mam nadzieję że podoba się nowy wystrój wnętrza :D

Jeśli tak to komentujcie (chodzi tu o te dobre komentarze)
Jeśli nie to też komentujcie (i tu mogą się polać hejty)

   Jest to dla mnie bardzo ważne, gdyż wasze zdanie jest równe z prawem na tym blogu, więc jeśli większość komentarzy będzie krytykowała nowy wygląd, to wracam do starego.
Szczerości życzę,
Elfik Elen

Rozdział 5

   Idąc przez park czułem się mega nieswojo. Spowodowane to było atakiem demona, tym że mój najlepszy przyjaciel ma magiczne zdolności, o której nawet nie powiedział, i to że idę na spotkanie z jakimś kolejnym porąbańcem który gada o demonach i innych tego typu sprawach. A i jeszcze tatuaż Nathana, który się już nie rusza... Chwila, CO?! Przecież jeszcze parę godzin temu ten ptak machał skrzydłami?!
- Ja mam zwidy czy jak? Twój tatuaż się ruszał a teraz przestał! Jak?- pytałem nerwowo
- Bo widzisz,- zaczął spokojnym głosem- mój "tatuaż" rusza się tylko wtedy gdy w pobliżu czają się demony, a przestaje gdy wszystkie albo uciekną albo zginą.
- Chryste! Ale to posrane! Po co ja się w to mieszam?! No powiedz, po jaką cholerę?!
- Na to pytanie musisz odpowiedzieć sobie sam. O! Jesteśmy niedaleko.- powiedział, klepiąc mnie po ramieniu. Rzeczywiście, byliśmy prawie pod posągiem Stworzyciela. Spojrzałem na godzinę w komórce. Była 23.58. Noo, ciekawe czy ten ktoś się pojawi. W sumie... miał dwie minuty, więc jeśli by mu zależało zjawił by się szybciej. Powoli traciłem nadzieję że cokolwiek się wydarzy aż nagle, zza posągu wyłoniła się postać mężczyzny. Nathan zrobił ukłon składając dziwnie dłonie. Jedną zacisną w pieść i przyłożył do przeguby drugiej. W mojej głowie narodziło się pytanie: DA FUCK?!
- Witaj Matt. Jednak przyszedłeś.- powiedział mężczyzna stojąc dalej w cieniu padającym od posągu. Jego głos był znajomy jakby... Daniel?!
- Daniel?! Co ty wyprawiasz?- zapytałem z wyrzutem.
- Skoro mnie rozszyfrowałeś to może wyjdę z cienia.- na te słowa Daniel wyszedł z cienia padającego od posągu. Był ubrany w piękne ciemno-niebieskie kimono z czarnym pasem. Karateka czy jak?
- Czemu jesteś w stroju od karate?- zapytałem.
- To nie jest strój od karate. To jest kimono nauczyciela Organizacji. Nauczyciela Zaklinaczy Wody, a ty jesteś jednym z nich.
- Czekaj, czekaj, czekaj. Zwolnij tempo. Jak to Zaklinacz Wody? I co to Organizacja?
- Więc tak, Organizacja jest to stowarzyszenie które zostało stworzone w jednym celu, a mianowicie eliminacji demonów. Organizacja podzielona jest tak jakby na cztery, dopełniające się części. Podzielona jest na sektory: Zaklinaczy Wody, Zaklinaczy Ognia, Zaklinaczy Ziemi i Zaklinaczy Powietrza. Twój przyjaciel Nathan należy do Zaklinaczy Powietrza, Emilly Cullen do Zaklinaczy Ognia zaś Isabelle Evans do Zaklinaczy Ziemi. Wracając, każdy nowy członek musi przebyć trening w każdym z sektorów który trwa dwa dni. Potem Wielka Rada zwołuje Ceremonię Wyboru, w której przyłącza się każdego członka do danego sektoru. Na Ceremonii, już po przydzieleniu sektorów, Rada zleca zadanie każdemu nowemu członkowi. Jeśli zadanie mu się powiedzie, otrzyma tytuł Złodzieja Czarów i automatycznie staje się pełnoprawnym członkiem Organizacji. Jeśli nie, od nowa zaczyna treningi i otrzymuje nowe, prostsze zadanie. Ale jest jeszcze jedna rzecz o której powinieneś wiedzieć...
- Więc słucham. Już dziś mnie nic nie zaskoczy...
- Jeśli wierzyc starym podaniom to w Organizacji znajduje się tajny piąty sektor który należy do Zaklinaczy Błyskawic. Rzadko kto tam trafia, więc ten sektor jest uznany za mit, legendę. Lecz moim zdaniem jest to sektor awaryjny, to znaczy że jeśli my zawiedziemy, oni zajmą nasze miejsce.- Daniel skończył i spojrzał na mnie. Z wrażenia szczęka mi opadła. Po chwili ocknąłem się i spojrzałem ukradkiem na rękę Nathana. Jego tatuaż znowu się ruszał co znaczyło...
- Demony w pobliżu!- krzykną Nathan i wraz z Danielem przybrali pozycje bojowe. Ja stanąłem przy posągu. W pewnym momencie zza krzaków wyłoniło się sześć stworów, takich samych jak ten w moim pokoju. Oczy Daniela zabłysnęły niebieskim blaskiem a Nathana biało-zielonym. W ich dłoni chłopaka mojej ciotki pojawiła się kula wodna a mojego przyjaciela kula powietrza. Dwa demony rzuciły się na nich lecz oni cisnęli swoimi kulami, zabijając wrogów. Oczom Daniela nie znikał blask z oczu, lecz Nathanowi tak. Odsunął się i staną koło mnie. Daniel podniósł obie dłonie i w tym samym momencie hydranty wybuchły a woda zaczęła płynąc w jego kierunku. Po chwili stworzył falę którą skierował na wrogów. Nathanowi znowu oczy zabłysnęły i cisną w falę strumieniem wiatru, który zamroził wodę a także demony. Po chwili Daniel opuścił gwałtownie dłonie a lód trzasną i tym samym zabił demony. Blask z jego oczu znikł a tatuaż Nathana znów się nie ruszał.
- To było... NIESAMOWITE!- krzyknąłem zadowolony a Nathan i Daniel uśmiechnęli się.
- To jak Matt? Chcesz być jednym z nas?- zapytał Daniel.
- Co za głupie pytanie, jasne że tak!
- To o 11.20 spotykamy się w piątkę dokładnie w tym samym miejscu co teraz, czyli pod tym posągiem.
- A szkoła?
- Spokojnie, załatwię wam zwolnienia.
- Uff... to dobrze. Bo jutro jest sprawdzian z geografii.- powiedział Nathan uśmiechając się.
- Dobra dzieciaki, zmykajcie do domu i wyśpijcie się. Czeka was, a zwłaszcza ciebie Matt, ciężki dzień. 
Poszliśmy do domu. Była godzina 2.20. Mike zaczął szczekać i bojąc się że zbudzi ciotkę, podbiegłem do niego i pogłaskałem pod uchem. Kochał jak to mu się robiło. Po chwili pieszczot pobiegł na górę, zapewne do mojego pokoju. Ja i Nathan zdjęliśmy kurtki i buty i poszliśmy dospać. Będąc w pokoju bez wahania rzuciłem się na łóżko, nawet się nie przebierając. Zasnąłem bez problemów.
    Obudziłem się i przeciągnąłem leniwie, lecz coś było nie tak... Czemu ja leżę na podłodze a Mike rozwalił się na łóżku?! Ten pies czasem doprowadza mnie do białej gorączki, lecz nie było czasu na złości. Była godzina 10.20, czyli jeszcze godzina do spotkania. Bez wahania pobiegłem do łazienki, wziąłem szybki prysznic i ubrałem nowe ubrania. Wyjąłem czarno-niebieski sweter, czarne spodnie i białe skarpetki. Zbiegłem na dół, lądując na twarzy. Pojechałem aż do kuchni. Wstałem gwałtownie a przy stole siedzieli roześmiani Nathan i ciotka.
- Ha ha, bardzo śmieszne... Nathan musimy już wychodzić, jeśli mamy zdążyć..- mówiłem pokazując zegar wiszący za mną.
- Faktycznie. Przepraszamy Madge, ale musimy iść.- powiedział Nathan biorąc łyka lemoniady.
- Jasne. To powodzenia na sprawdzianie!
- Dzięki.- powiedzieliśmy razem i poszliśmy do wyjścia. Założyliśmy stosowne ubranie i wyszliśmy z domu. Była 11.00. Wyciągnąłem komórkę celem skontaktowania się z Emilly, lecz nie było to potrzebne bo ona i Iss biegły w naszym kierunku.
- O Matt! Cześć. To ty idziesz z nami?- zapytała Iss.
- A widzisz kogoś innego?
- Spokojnie, już wie i zgodził się.- powiedział Nathan a dziewczyny odetchnęły z ulgą.
- No czas najwyższy! Dobra chodźmy bo się spóźnimy.
Na te słowa pobiegliśmy pod posąg Stworzyciela. Daniel już na nas czekał.
- Dobra, nie ma czasu na powitania. Dzisiaj wyjątkowo Rada ma ważną wiadomości. Musimy już iść.
Bez zastanowienia poszliśmy za Danielem. Po piętnastu minutach marszu przez park dotarliśmy do wielkiego i wysokiego budynku. Była to główna siedziba Organizacji. Inni członkowie już wchodzili pospiesznie do środka. My także to uczyniliśmy.
     Weszliśmy do wielkiej sali głównej. Na wzniesieniu stało pięć osób. Byli to członkowie Wielkiej Rady. Każdy był z innego sektoru co pokazywał kolor ich szat. Wyglądali na zdenerwowanych.
- Spotkaliśmy się tutaj, ponieważ stało się coś strasznego...- zaczął mężczyzna w niebieskim kimono.

_____________________________________________________________________

A więc jak? Podobał się? Wiem, jest krótki, ale dlatego że chciałam zatrzymać w ciekawym momencie. Mam nadzieję że się udało. Może jakieś domysły, co się takiego stało? Piszcie o tym w komentarzach na które z niecierpliwością czekam! 
A i mam też pewną wiadomość. W związku z tym iż mój kochany przyrząd do umieszczania rozdziałów, zwany też komputerem zaczął się ostro ścinać, moja mama wpadła na pomysł aby oddać go do naprawy. Jeśli wierzyć  jej słowom dzisiaj ma przyjechać gostek od naprawy. Więc...  znowu nie będę miała jak umieszczać rozdziałów. Wiem znienawidzicie mnie za to, co jest zrozumiałe, ale proszę o wytrwałość, gdyż jeszcze to nic pewnego ale wołałam abyście wiedzieli.

piątek, 21 lutego 2014

Liebster Award

    Ten blog został nominowany do Liebster Blog Award przez ZainspirowanaTobą, za co jej ogromnie dziękuję. A oto zasady:
    "Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.”

   A oto pytania:
1. Którą postacią z blogów, które czytasz najbardziej oddaje twój charakter?
 Myślę że są to dwie postacie. Jedną jest Laura z bloga W cieniu nocy a drugą Ellie z bloga Cztery Żywioły
2. Co inspiruje cię do pisania?
  Dużo rzeczy, naprawdę. Nie jestem w stanie ich wymienić bo za dużo czasu to zajmie.
3. Czemu akurat taki , a nie inny temat bloga?
  Może dlatego że lubię opowiadania fantastyczno-przygodowe w których porusza się codzienne problemy. Ale muszę zdradzić że to opowiadanie było pisane dwa lata temu, lecz nie miałam na tyle odwagi aby je umieścić w internecie, no aż do dnia założenia bloga.
4.Najśmieszniejszy tekst jakikolwiek przeczytałeś/ałaś / usłyszałeś/łaś
  "Żryj gruz Cyganie" może większości nie będzie śmieszny, lecz mnie czasem rozbawia.
5.Jaki jest twój największy lęk?
  PAJĄKI!!
6. Co skłoniło cię do pisania?
  Pisaniem zajęłam się ponad pięć lat temu. Chciałam sprawdzić czy dam sobie radę z napisaniem opowiadania, a wyszło że napisałam ich pięć, z czego dwa są w internecie. Między innymi właśnie te.
7.Czy niektóre sytuacje o których piszesz w swoich opowiadaniach dotyczą Ciebie?
  Oczywiście. Jest wiele takich sytuacji. Nawet historia Matta, z tego opowiadania, jest podobna do mojej.
8. Czy utożsamiasz się ze swoimi postaciami?
  Oczywiście. Każdy z nich jest częścią mnie.
9. Najwspanialsze wspomnienie w twoim życiu to?
   Wyjazd do Włoch, gdzie rozpoczęłam przygodę z pisaniem.
10. Czy wyobrażasz sobie świat bez muzyki?
  Nie! Muzyka jest dla mnie jak odskocznia od rzeczywistości.
11.Jak reagujesz na hejterów?
  Staram się nie zwracać uwagi na ich komentarze, aczkolwiek nie spotkałam się jeszcze z hejtowaniem któregoś z moich blogów.

    Ja nominuję oto te blogi:
      Puki co to tyle, a oto moje pytania: 
1. Dlaczego zajęłaś/zająłeś się pisaniem?
2. Czy prowadzisz więcej niż jeden blog?
3. Czy utożsamiasz się z którymś ze swoich bohaterów? Jeśli tak to w jakim?
4. Dlaczego taka tematyka bloga, a nie inna?
5. Czy czytasz moje opowiadania? Jeśli tak to które?
6. Co ciebie inspiruje do tworzenia?
7. Czego najbardziej żałujesz w życiu?
8. Twój ulubiony piosenkarz lub zespół?
9. Twoja ulubiona pora roku?
10. Twoja wymarzona praca to?
11. Co byś zrobił/zrobiła po stracie najważniejszej osoby w Twoim życiu?

    Jeszcze raz bardzo dziękuje za nominację.

czwartek, 20 lutego 2014

Rozdział 4

    Ja zająłem swoje miejsce na końcu sali. Siedziałem sam, więc mogłem się odprężyć. Znienacka podszedł do mnie jakiś chłopak. Był chyba nowym uczniem. Miał krótkie, blond włosy i brązowe oczy. Wzrostu mniej więcej tego co ja.
- Wolne to miejsce?- zapytał pokazując na wolne krzesło obok mnie. Cała klasa popatrzyła się na mnie, bo zwykle nie pozwalałem nikomu ze mną siadać, ale skoro nie było innych wolnych miejsc, to niech siada.
- Taa... Siadaj jak musisz.- chłopak zdjął plecak i położył obok ławki. Chyba coś do mnie mówił, ale jak zwykle wsadziłem słuchawki w uszy i nic nie słyszałem. Oparłem się plecami o oparcie krzesła i udawałem że słucham nauczyciela, pana Frog. Lekcja była nudna jak zawsze, co można było wnioskować po zachowaniu innych. Sophie i Lena jak zwykle zerkały na mnie "niby" dyskretnie i gdy tylko na nie spojrzałem odwracały się i chichotały. Nigdy ich nie ogarniałem... Nathan siedział z Isabellą  za nimi siedziała, w pojedynczej ławce, Emilly. To nie była ośla ławka czy coś w tym rodzaju, po prostu chciała taką i taką załatwiono. Gadali o czymś co i rusz patrząc na mnie badawczym spojrzeniem. Dziwiło mnie to ponieważ nigdy tak nie robili. Spojrzałem na telefon. Do końca lekcji było 5 minut. Spakowałem rzeczy do torby, wyjmując słuchawki z uszu i czekałem na dzwonek.
- To może pan Blackwater odpowie mi na moje pytanie?- powiedział pan Frog.
- Osz kurde...- powiedziałem po cichu.- A może pan powtórzyć pytanie?
- Co to roślinożerność?- nowy w tym samym momencie szturchnął mnie w bok i przysuną dyskretnie swój zeszyt z odpowiedzią.
- Jest to jedna z antagonistycznych zależności międzygatunkowych. Polega na zjadaniu roślin lub ich części przez inne organizmy.- wyrecytowałem z zeszytu nowego ucznia.
- Bardzo dobrze, panie Blackwater.
- Dzięki za pomoc.- powiedziałem do nowego i w tym samym momencie zadzwonił dzwonek. Cała klasa rzuciła się ku wyjściu. Byliśmy już na korytarzu, gdy nagle poczułem jak ktoś mnie łapie za ramię. Odwróciłem się nerwowo. Przede mną staną ten nowy uczeń.
- Coś ważnego?- zapytałem.
- W pewnym sensie. Chciałem cię poprosić abyś mi pokazał gdzie jest sala 21, bo mam tam kolejną lekcję.
- Jasne. Też tam mam zaraz zajęcia. Chodź.
- chłopak posłusznie podążał za mną.- A tak na marginesie nazywam się Matt.
- A ja Tyler. Miło poznać.
- Mi również. Oto i sala 21. Sala od czarnej magii zwanej geografią.
- Hehe. Nieźle ją nazwaliście.- zaśmiał się trochę nerwowo lecz nie zwracałem na to większej uwagi. Zabrzmiał dzwonek na kolejną lekcję.
      Rozpoczęła się geografia. Znowu usiadłem na końcu, wkładając słuchawki do uszu. Tym razem nowy znalazł miejsce gdzie indziej. Sophie i Lena znowu usiadły przede mną i robił to co zawsze. Obserwowały jak bym był jakiś trędowaty! Ale miałem to gdzieś. Pani Storm zaczęła lekcję. Oparłem się o oparcie krzesła i włączyłem radio, iż słuchanie tych samych piosenek w koło pierdoło było już nudne. Akurat leciała piosenka "Like a drum" a po niej "Can we dance". Obie były bardzo rytmiczne i ogólnie spoko więc pomyślałem że moglibyśmy zagrać którąś na pokazie talentów. Szybko włączyłem internet i wszedłem na stronkę z tekstem do tej piosenki. Pobrałem i piosenkę i tekst. W pewnym momencie spojrzałem na rozmawiających Nathana i Emilly. Rozmawiali o czymś tak silnie, że nie zauważyli zbliżającej się Storm. Gwizdnąłem, co oznaczało że ktoś się zbliża. Na całe szczęście zrozumieli o co mi chodziło o przestali rozmawiać. Nauczycielka wróciła pod tablicę a Emilly wyciągnęła rękę do tyłu i pokazała palcami znak "dzięki". Poczułem satysfakcję, lecz po chwili wróciłem do słuchania muzyki.
      Lekcje minęły dosyć szybko. Poszedłem do szatni, zmieniłem buty, założyłem czapkę i płaszcz i wyszedłem przed szkołę. Byłem pierwszą osobą jaka wyszła na zewnątrz. Po chwili zauważyłem jak jakiś mężczyzna się na mnie gapi. Gdy chciałem do niego podejść i zapytać o co mu chodzi, lecz uciekł w kierunku parku. Wróciłem z powrotem pod wejście, z którego wyłonili się Emilly, Isabelle i Nathan.
- To co?- zacząłem- Może pójdziemy do mnie i obgadamy sprawę pokazu talentów?
- Wiesz co... my musimy jeszcze coś załatwić... coś ważnego, nawet bardzo.- powiedział tajemniczo Nathan.
- No dobra... To ja jeszcze pójdę na cmentarz. Godzina wam wystarczy?
- Tak! To za godzinę u ciebie?- zapytała nerwowo Emilly. Przytaknąłem i poszedłem w kierunku cmentarza.
     Gdy tylko dotarłem do bram cmentarza usłyszałem szepty. Obróciłem się w lewo i w prawo lecz nikogo nie było. Wydało mi się to dziwne, ale mimo wszystko poszedłem dalej, na grób moim rodziców. Dotarłem do celu. Stanąłem przed pięknie zdobionym grobie zrobionym z czarnego kamienia. Po bokach miał pozłocenia w różnych kształtach. Złotymi zgłoskami wypisane były imiona rodziców, data ich urodzenia i zgonu a obok danych, ich zdjęcia. Tata miał 39 lat gdy zginął a mama 36. Byli tacy młodzi, mieli tyle życia przed sobą a ktoś im to odebrał zabijając ich. Łzy mi napłynęły do oczu. Przetarłem je i usiadłem na ławce również z czarnego kamienia. Siedziałem tak w zupełnej ciszy, próbując wyobrazić że są obok mnie. Lecz niestety, to tylko marzenie, rzecz nierealna. Nigdy już nie powrócą do świata żywych i czas było się z tym pogodzić. Nawet nie zauważyłem kiedy minęło pół godziny. Wstałem z ławki, założyłem torbę na ramię i poszedłem w kierunku mojego domu. Dotarłem do niego w piętnaście minut, więc do przyjścia przyjaciół miałem 10 minut. gdyż była godzina 15.50, a lekcje skończyły się o 15.00. Wszedłem do domu, zdjąłem buty, płaszcz, czapkę, założyłem ponownie torbę i poszedłem do swojego pokoju. Na biurku leżał list. Wziąłem go do ręki i usiadłem na łóżko. Otworzyłem kopertę a z niego kawałek kartki w której było napisane tak: "Witam cię Matt. Chcę ciebie poinformować iż jesteś jednym z nas, a mianowicie, jesteś obdarzony niezwykłym darem o którym jeszcze nie masz pojęcia. My jesteśmy od tego, żeby cię uświadomić. Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej przyjdź dziś o północy do parku pod posąg Stworzyciela. Nie będziesz żałował". Nie no spoko, żeby nie dziwna treść listu, pomyślałbym że jest prawdziwy. To prawda, w parku jest posąg Stworzyciela, ale nie miałem najmniejszego zamiaru iść tam, na dodatek o północy! Ktoś kto to wysłał musiał mieć niezłe poczucie humoru. Nagle usłyszałem dźwięk dzwonka. Ktoś stał pod drzwiami. Zbiegłem na dół, iż mojej cioteczki nie było w domu, otworzyłem drzwi i wpuściłem przyjaciół do środka. Zdjęli kurki i buty i poszliśmy na górę.
       Może to dziwnie zabrzmi, ale wyglądali nieco inaczej. Chodzi mi o to że Emilly miała pierścień z płomienistoczerwonym kryształem, Isabelle bransoletkę z niebiesko-zielonymi kryształami a Nathan tatuaż który się ruszał! Był to ptak, który macha skrzydłami. Może i jestem świrem, ale on na serio poruszał się! Nieco zdziwiony i zbity z tropu wpuściłem ich do pokoju. Zajęli swoje stałe miejsca, to znaczy, Emilly i Iss rzuciły się na łóżko a Nathan usiadł na krzesło biurkowe. Mi zostało usiąść na pufie. Nagle Iss zobaczyła list, którego nie zdążyłem wywalić do kosza. Zrobiła dziwną minę i pokazała ten kawałek papieru reszcie. Oni także zrobili dziwne miny. Nastała chwila ciszy.
- Nathan, mi się zdaje czy twój tatuaż się rusza?- zapytałem w końcu.
- To ty go widzisz?
- Nie kurde, jest niewidzialny. No jasne że go widzę, zakuty łbie!
- Czyli...
- Fuck!
On jest...- krzyknęła Emilly.
- Może powiecie dlaczego tak dziwnie się zachowujecie? I co mają znaczyć słowa: On jest...?!
- Dowiesz się jak pójdziesz tam.- powiedziała Emilly pokazując na list.
- Serio? Myślisz że jestem aż tak porąbany żeby zapuszczać się do parku o północy?! Chyba cie pogrzało...
- Mówię serio! Powinieneś tam iść.

- Dobra, nieważne... Porozmawiajmy lepiej o pokazie talentów no chyba że już wam nie zależy...
- Nie! -krzyknęli razem. Przejąłem inicjatywę i powiedziałem im o moim pomyśle. Najwyraźniej się spodobał bo byli pozytywnie zaskoczeni. Obgadaliśmy jeszcze kwestię prób i przyszedł czas na dziewczyny. Odprowadziłem je na dół, ubrały się i poszły do siebie. Poszedłem do kuchni. Wziąłem coś z lodówki i spojrzałem na zegarek. Była już 20.30. Szybko ten czas minął. W tym samym monecie usłyszałem rozmowy w korytarzu. Wziąłem talerz z kanapkami i poszedłem sprawdzić kto to się dobija. Byli to ciotka i Daniel. Chyba są na prawdę ze sobą. Wiem, powtarzam się jak zdarta płyta ale ciężko mi w to uwierzyć. Powitałem ich i poszedłem na górę, do swojego pokoju. Z racji tego iż Nathan poszedł do siebie, a ja byłem zmęczony, przebrałem się, zjadłem dwie lub trzy kanapki i położyłem się spać. Zasnąłem bez większych problemów. No może z jednym, Mike ciągle wskakiwał mi na łóżko a następnie z niego schodził. Czasami potrafi być tak irytującym psem że masakra. Spałem sobie spokojnie gdy nagle usłyszałem jak coś łazi po moim pokoju. Otworzyłem oczy i usiadłem a moim oczom ukazała się wielka postać o czerwonej, łuskowatej skórze z czterema mackami wychodzącymi z głowy. Wyglądało ohydnie. Wstałem nagle z łóżka i podszedłem do okna. W tym samym momencie potwór próbował uderzyć mnie jedną z macek. Na całe szczęście, mój refleks zadziałał, zrobiłem obrót w przód i znalazłem się znowu przy łóżku. Nagle do mojego pokoju wpadł Nathan.
- Padnij na ziemię Matt!- wykonałem polecenie przyjaciela nie do końca wierząc w to co się dzieje. Oczy Nathana zaświeciły jasnoniebieskim blaskiem a po chwili w jego lewej dłoni tworzyła się kula jakby wiatru, którą cisną w potwora. Ów kula uderzyła stwora, kierując go w stronę okna, z którego wypadł i najwyraźniej zginą, bo pojawiła się czerwono-czarna mgła. Wstałem niepewnie z ziemi. Po chwili Nathan podszedł do mnie.
- Sadzę że powinieneś iść pod ten posąg Stworzyciela. Jest 23.20 więc zdążysz, a jeśli chcesz to mogę iść z tobą.
- Yhm... Lepiej będzie jak ze mną pójdziesz.- Nathan popędził do siebie aby się ubrać i ja również to uczyniłem. Założyłem te same ciuchy, które miałem na sobie w szkole. Zeszliśmy na dół, założyliśmy kurtki, buty i poszliśmy do parku.



________________________________________________________________________

I co sądzicie o tym rozdziale? Mam nadzieję że chociaż końcówka się podobała, bo chciałam żeby pojawiło się trochę akcji, a nie zamulanie jak wcześniej. Chyba mi się udało co? I jak myślicie, czy coś się wydarzy podczas drogi na tajemnicze spotkanie, czy może coś bezpośrednio na nim? Czekam na wasze komentarze! Do kolejnego posta!!
Elfik Elen

środa, 19 lutego 2014

Znowu Ważne :D

Wiecie co, niepotrzebnie panikowałam. Mam mój kochany internet! Ale niestety, nie mogę dodać zaległych rozdziałów z racji tego iż przy odwiruszaniu, czy jak tam to się nazywa, wszystkie pisane na brudno rozdziały na kompie poszyły... z dymem. Dlatego też kolejne rozdziały pojawiać się będą według rozpiski, czyli najbliższy pojawi się już JUTRO, a raczej się postaram go dodać :D
Pozdrawiam,
Elfik Elen

Rozdział 3

   - Cześć synku!- powiedziała łagodnym i wesołym głosem kobieta w białej sukni.
- Mama?- zapytałem niepewnie.
- A spodziewałeś się kogoś innego?- zapytał  wesołym głosem mężczyzna w białym garniturze.
- Tata? Co tu robicie?- zapytałem pewniej niż wcześniej.
- Chcieliśmy zobaczyć naszego kochanego synka.- powiedziała mama podchodząc do mnie i przytulając czule. Ojciec zrobił to samo po czym powiedział.
No właśnie. A poza tym chcieliśmy wiedzieć co słychać u naszego pierworodnego, jak w szkole itp.
- No więc tak- zacząłem- W szkole za tydzień jest pokaz talentów i Nathan oczywiście uparł się abyśmy wystąpili wraz z dziewczynami. Na początku byłem przeciwny temu pomysłowi, ale przegłosowali mnie i nie miałem innego wyboru. A co u mnie? Po staremu, życie się toczy. Leniwie ale się toczy. Brakuje mi was...- na te słowa spuściliśmy głowy a na naszych twarzach zagościł smutek.
- A co u Madge?- zapytała matka.
-  Noo... chyba normalnieje...
- Serio?- zapytali oboje ze zdziwieniem.
- No, też się dziwie, ale to chyba zasługa Daniela. Wygląda spoko i chyba nie jest jednym z jej alfonsów, więc... to może on tak na nią działa.
- Mam nadzieję że zmądrzeje i zerwie z prostytucją- powiedziała matka znowu spuszczając głowę a w jej oczach pojawiły się łzy. Tata podszedł do niej i objął ją czule. Ona zresztą też się w niego wtuliła.
- Też mam taką nadzieję. Ale mam też do was ważne pytanie... jak wy naprawdę zginęliście?
- No cóż...- zaczął ojciec- na pewno nie w przedziwnym wypadku samochodowym, jak ci próbują wcisnąć. Nas ktoś zamordował, a tą osobą był...- w tym momencie zadzwonił budzik, który postawił mnie na równe nogi. Cholera! Zawsze kiedy śni mi się coś fajnego, związanego z rodzicami, to coś musi być nie tak! Ale cóż... czas wrócić do normalnego, szarego i nudnego świata. Podszedłem do szafy z ubraniami spoglądając na budzik stojący na parapecie. Była godzina 6.30. Świetnie... Otworzyłem drzwi szafy i wyjąłem z niej niebieską koszulę w biało-czarną kratkę, biały T-shirt, ciemnoniebieskie jeansy i czarne skarpetki. Położyłem ubrania na biurku i poszedłem do łazienki wziąć prysznic. Po piętnastu minutach byłem umyty więc założyłem szlafrok i wróciłem do pokoju. Założyłem na początku nowe bokserki, potem skarpetki i spodnie. Następnie biały T-shirt i koszulę. Nie zapinałem jej więc podwinąłem rękawy do łokci i poszedłem z powrotem do łazienki doprowadzić moje włosy do stanu normalności. Grzywka znowu była lekko spuszczona na prawą stronę lecz jak zwykle podniosła się. Ja i moje kochane włosy... mieszanka wybuchowa. Wyszedłem z łazienki i poszedłem w kierunku pokoju Nathana, celem obudzenia go. Skoro ja nie śpię to nikt nie śpi. Zapukałem lecz nikt nie otwierał, więc pociągnąłem za klamkę i wszedłem do środka. Nikogo w nim nie było. Lekko zdziwiony wyszedłem z sypialni przyjaciela, zamykając za sobą drzwi. Poszedłem prosto na dół. Będąc na ostatnim stopniu usłyszałem głosy dobiegające z kuchni. Rozpoznałem wszystkie. Był tam Nathan, ciotka Madge i Daniel. Czekaj, co? Daniel!? To chyba on jest naprawdę z ciotką albo jest jest stałym klientem. Niepewnym krokiem podszedłem do stołu przy którym wszyscy siedzieli. Na nim stały kanapki z szynką, serem, pomidorem, ogórkiem i sałatą. Moje ulubione. Stał także sok pomarańczowy i lemoniada.
- Dzień dobry Matt!- powiedziała radośnie ciotka. Wszyscy byli w dobrych humorach, więc nie chcąc niszcząc ich nastroju zmusiłem się na miły ton i usmiech.
- Cześć wszystkim.
- Jak się spało?- zapytał Daniel.
- Nie najgorzej. A wam?- zapytałem spoglądając na każdego badawczo.
- Też dobrze.- mówili jeden za drugim, dokładnie te same słowa... Lekko podejrzane. Reszta śniadania minęła w nawet przyjemnej atmosferze. Spojrzałem na zegar wiszący na ścianie przy wejściu do kuchni. Była już 7.05. Daniel także spojrzał na zegar mówiąc:
- Dobra. Na mnie już czas. Muszę lecieć do roboty.
- A gdzie pracujesz?- zapytałem biorąc łyka soku.- O ile mogę wiedzieć oczywiście.
- Jasne. Pracuję jako barman w barze niedaleko twojej szkoły.
- Hm... To musi być fajna praca co nie?
- Powiem tak, nie jest najgorzej aczkolwiek mogło by nie być tyle awantur i szarpanin. Dobra ja już idę. Pogadamy ja wrócę ok?
- Dobra. To do zobaczenia!
- Na razie! Do widzenia kochanie.- powiedział podchodząc do ciotki i całując ją w policzek.
- Do widzenia kochanie.- odparła. Daniel poszedł do wyjścia a ciotka Madge zaczęła sprzątać po śniadaniu. Ja i Daniel poszliśmy na górę. Byliśmy na schodach gdy Nathan musiał o coś zapytać.
- Może pani pomóc?
- Kurwa, serio?- powiedziałem nieco głośniej niż powiedzieć powinienem.
- Nie dziękuje. I mów mi po imieniu, nazywam się Madge.- odpowiedziała ciotka a Nathan tylko pokiwał głową. Poszliśmy do mojego pokoju. Na biurku leżał mój telefon. Wziąłem go do ręki i okazało się że mam dwie nieodczytane wiadomości. Jedna od Iss, która pisała że przed zajęciami chce się z nami spotkać, a drugi od nieznanego mi numeru. Odpisałem dla Isabelle że możemy się spotkać za godzinę w opuszczonej chacie. Po chwili odpisała że wraz z Emilly pojawi się tam.
- Matt, będziemy mogli jeszcze zajść do mnie po książki i jakieś ubrania?
- Jasne. Tylko się spakuje i możemy iść.- podszedłem do pułki z podręcznikami a z racji tego że był czwartek i mieliśmy na 10.30 to spakowałem książki od biologii, matmy, fizyki, geografii i wychowania o społeczeństwie. Wszystkie książki wsadziłem do torby, założyłem ją na ramię, chwyciłem komórkę i poszliśmy do wyjścia. Po drodze zaszliśmy do kuchni wziąć drugie śniadanie i pędem wróciliśmy do toru naszej trasy, czyli na korytarz. Ubraliśmy się stosownie do pogody a że świeciło słońce założyliśmy lekkie kurtki, w moim przypadku płaszcz i wyszliśmy z domu w kierunku bloku w którym mieszkał Nathan.
      Gdy doszliśmy do wielkiego bloku, weszliśmy do środka i windą pojechaliśmy na 6 piętro. Nathan wszedł do mieszkania, wziął co miał wziąć i z powrotem ruszyliśmy do mojego domu celem pozostawienia tam ubrań przyjaciela. Na miejscu byliśmy w piętnaście minut. Otworzyłem lekko drzwi i postawiłem torbę z ubraniami Nathana na szafce w korytarzu po czym zamknąłem drzwi. Do spotkania z dziewczynami zostało pół godziny, więc musieliśmy natychmiast biec na autobus. Na całe szczęście  zdążyliśmy na autobus i pojechaliśmy do opuszczonej chaty. Spóźniliśmy się o niecałe pięć minut. Dziewczyny już na nas czekały. Wyciągnąłem komórkę z kieszeni i sprawdziłem która była godzina. Była już 9.50. Nie było czasu na rozmowy więc powiedziałem przyjaciołom że porozmawiamy w szkole albo w moim domu po lekcjach, bo spóźnimy się do szkoły a tego bardzo nie lubiłem. Poszliśmy na przystanek. Podróż spod opuszczonej chaty do szkoły trwała równo pół godziny. Po chwili przyjechał autobus do którego wsiedliśmy i pojechaliśmy prosto do szkoły. Zajęliśmy miejsca a Nathan i Isabelle zaczęli spisywać pracę domową z matmy od Emilly.
      W końcu dotarliśmy do szkoły. Wyszliśmy z autobusu i pomaszerowaliśmy prosto do budynku. Będąc w środku zauważyłem jak wszędzie wiszą plakaty z informacjami o pokazie talentów. Rzygać mi się chciało na widok tych kolorowych papierów. Poszliśmy do szatni, gdzie zdjęliśmy kurtki i wróciliśmy z powrotem na korytarz. Na prawo od nas stało stado plotkar, które czyhały na swoje ofiary, którymi byli gorzej obrani ucznie. Ja pochodziłem z bogatej rodziny więc nie musiałem się martwić o to że trafię na ich języki. Szliśmy dalej. Na lewo od sali biologicznej stali tępi mięśniacy z drużyny koszykarskiej. Napakowani idioci i tyle, lecz dziewczynom się podobają. Po chwili zabrzmiał dzwonek na lekcję biologii.
- Świetnie, kolejna lekcja z tym żabojadem, panem Frog.- powiedziała Iss z wielką niechęcią w głosie. Nikt nie lubił tego nauczyciela a zwłaszcza prowadzonych przez niego lekcji, które były potwornie nudne. Wszyscy weszliśmy do sali i zajęliśmy swoje miejsca.
     
_______________________________________________________________________

Z racji tego iż jest to rozdział pisany w szkole to proszę o nie wyliczanie błędów, które się w nim znalazły. A w sprawie internetu jeszcze nie wiem nic ale będę stale informowała o postępach w tej sprawie. Wracając do rozdziału. Podobał się? I jak myślicie, czy coś zdarzy się w szkole Matta i jego przyjaciół? Dla tych którzy chcą wiedzieć coś o Organizacji, mogę zdradzić ze informacje i niej pojawią się w rozdziale 5. Więc proszę o wytrwałość i cierpliwość, bo jeszcze jeden rozdział będzie, może dla was, nudny.
 Pozdrawiam i do kolejnego posta.
Elfik Elen

wtorek, 18 lutego 2014

Mega Wazne

     Moi kochani!
Z racji tego iz moj kochany internet sie popsul albo zawiruszyl, cholera go wie, nie mam mozliwosci dodawania rozdzialow do, co najmniej, konca tygodnia bo pisanie na telefonie jest mega glupie. Ewentualnie jutro postaram sie dodac bo mam dwa okienka, wiec... jest szansa.
     Pozdrawiam,
        Elfik Elen

czwartek, 13 lutego 2014

Rozdział 2

      Nie zdążyliśmy wyjść za furtkę, gdy znikąd pojawiła się przy niej ciotka wraz z Danielem. Obejmowali się. Ten cały Daniel nie wyglądał najgorzej. Miał czarne, nieco dłuższe włosy, brązowe oczy i wyglądał na sympatycznego. Ubrany był w jeansy, białą koszulkę i czarną, rozpiętą skórzaną kurtkę.
- Więc to jest ten Matt, o którym mi opowiadałaś?- mówił pokazując na mnie.
- Tak, to on.- powiedziała się uśmiechając do mnie.
- Taa... super że sobie o mnie gadacie, ale my musimy iść.
- A dokąd?
- zapytała ciotka.
- Daleko.- powiedziałem przepuszczając ich na podwórko a sam poszedłem na chodnik z Nathanem- A i jeszcze jedno. Nathan i jego matka od dzisiaj mieszkają z nami. Pokoje rodziców od teraz są ich pokojami, więc bądź dobrą gospodynią i zmień pościel, odkurz czy co tam...- kończąc wypowiedz poszliśmy przed siebie. Doszliśmy na pobliski przystanek. Opuszczona chata była na drugim końcu miasta, więc żeby tam się dostać musieliśmy koniecznie jechać autobusem nr.16 który miał się zjawić za pięć minut. Tak też było. W autobusie rozmawialiśmy trochę z Nathanem o szkole i nadchodzącym pokazem talentów. Ja uważałem to za idioctwo stworzone aby mieć z innych polewkę. Moi przyjaciele jednak myśleli inaczej.
- A może zgłosimy się na pokaz talentów?- zaproponował.
- We dwóch?
- Nie no, jeszcze by się wciągnęło w to Isabelle i Emilly.
- Ty wiesz jak ja o tym myślę. Więc moją odpowiedź brzmi NIE!
- No daj spokój. To tylko zabawa, nic się nie stanie. A my mamy szanse wygrać.
- Yhm, jasne... bo ci uwierzę.
- No powaga! Alek powiedział mi kto się na to zapisał. Mówię ci, mamy szanse.
- Jeśli mnie przegłosujecie to się zgodzę.
- gdy kończyłem moją wypowiedz autobus staną na kolejnym przystanku. Kilku ludzi weszło, kilku wyszło a my dalej siedzieliśmy na swoich miejscach. Podczas jazdy rozmawialiśmy trochę o tym pokazie talentów. Nathan próbował mnie namówić ale powtarzałem mu ciągle to samo że jeśli mnie przegłosują, wtedy się zgodzę.
     Na miejsce dojechaliśmy w godzinę. Wyszliśmy z autobusu i ruszyliśmy w kierunku, stojącego po drugiej stronie, opuszczonego domu. Dziewczyny już tam były. Isabelle było łatwo rozpoznać dzięki jej kolorowych ubraniach. Była blondynką o długich włosach i zielonych oczach. Zaś Emilly było trochę trudniej rozpoznać ze względu na jej ciemne ubrania. Była brunetką także o długich włosach i brązowych oczach. Obie były bardzo piękne. Jeśli dobrze pamiętam to poznaliśmy się w pierwszej klasie podstawówki i od tamtej pory przyjaźnimy się we czwórkę.
- No! Nareszcie przybyli szanowni panowie! Co tak długo?- zawołała wesoło Iss.
- Autobusy kochana, autobusy!- odpowiedział Nathan- No to skoro jesteśmy wszyscy razem chciałem zapytać zapytać was o zdanie.- wrócił się do dziewczyn, ja tylko przewróciłem teatralnie oczami- Co powiedzie na występ na pokazie talentów?
- Ja z wielką chęcią, zresztą jak zawsze!- powiedziała uśmiechnięta Isabelle.
- W sumie... to nie taki zły pomysł. A co ty o tym myślisz Matt?- powiedziała Emilly a gdy usłyszałem swoje imię obróciłem się zamaszyście.
- Nie zostaje mi nic, jak zgodzić się. Zostałem przegłosowany, eh...- opuściłem głowę lecz po chwili podniosłem i uśmiechnąłem się. Reszta także się uśmiechnęła.
- Tylko co my im pokażemy?- zapytała Emilly.
- Hm... może... jak gramy?- zaproponował Nathan.
- Jak, zagramy innym na nerwach?- roześmiałem się.
- To kiedy indziej. Chodziło mi oto abyśmy coś im zagrali, no nie wiem jakiś fajny kawałek. Bo skoro Iss gra na perkusji, ja i Emi na gitarach a ty Matt umiesz śpiewać to może by wypaliło...
- Taaa jasne. Ja i śpiewanie, ha! Żart się udał.
- Nie, czemu. Przecież śpiewasz bardzo ładnie i czysto.
- wtrąciła Emi a Iss tylko pokiwała potwierdzająco głową.
- Nie odpuścicie co?
- Nie!- powiedzieli zgodnie we trójkę.
- No dobra! Niech wam będzie.- ucieszyli się a po chwili dodałem- Ale umówiliśmy się w innej sprawie. To może chodźmy już do twojej matki co?- powiedziałem patrząc na Nathana.
- No chodźmy, bo zaraz kończą się widzenia.
Wyszliśmy z opuszczonej chaty i poszliśmy w kierunku szpitala przez park. Dotarliśmy tam w piętnaście minut. Weszliśmy do budynku, kupiliśmy ochraniacze na buty i poszliśmy w kierunku oddziału intensywnej terapii. Początkowo lekarze nie chcieli nas wpuścić, lecz po kilku próbach namawiania, zgodzili się. Zapytaliśmy gdzie leży mama Nathana i poszliśmy do wskazanego pokoju. Gdy weszliśmy tam naszym oczom ukazał się inny obraz niż taki jak zwykle bywa na oiomie. Pani Sky nie była podłączona do żadnych respiratorów i innych maszyn lecz podłączona była jedynie kroplówka. Na nasz widok bardzo się ucieszyła.
- Dobry wieczór.- powiedziałem wraz z dziewczynami i wzięliśmy po stołku.
- Cześć mamo.- powiedział Nathan całując ją w czoło.
- Cześć wam młodzi! Co tu robicie, przecież jutro macie szkołę.
- Ty jesteś ważniejsza niż szkoła.- przyjaciel chwycił dłoń matki i uścisną lekko.
- To miłe co mówisz, ale nie można zaniedbywać obowiązków. A teraz z innej beczki, co z ojcem?- zapytała podnosząc się i opierając się o poduszkę.
- Pewnie zasną, napierdolony.- Nathan powiedział z gniewem z głosie.
- Nie mów tak synku. Wiem że jesteś zdenerwowany ale nie przeklinaj tak, dobrze?
- Dobrze mamo. Ale mam też bardzo dobrą wiadomość.
- Tak a jaką?
- Może powiesz Matt?
- gdy usłyszałem swoje imię podniosłem głowę.
- Dobra. Zaproponowałem Nathanowi żeby wraz z panią zamieszkał u mnie. Odkąd rodzice nie żyją dwa pokoje są wolne, więc pomyślałem że jakoś pomogę w tej sytuacji.
- To bardzo miłe z twojej strony Matt, ale nie mogę się zgodzić. Oczywiście Nathan może z tobą zamieszkać ale ja wrócę do domu.
- Nie mamo. Czas uwolnić się od tego wiecznie zalanego gnoja! Musimy odpocząć, a zwłaszcza ty! Nie daj się prosić...
- No dobrze, niech ci będzie. A ciocia nie będzie miała nic przeciwko.
- zapytała patrząc na mnie.
- Nie.- odpowiedziałem szybko i uśmiechnąłem się. Porozmawialiśmy jeszcze trochę lecz nadszedł czas na pożegnanie. Każdy z nas pożegnał się z panią Sky i wyszliśmy niechętnie z sali. Na zegarze była już 22.30. Gdy wyszliśmy z budynku, każdy z nas poszedł w inną stronę. Ja i Nathan do mojego domu a Emilly wraz z Isabelle do siebie. Podróż do mojego domu ze szpitala trwała pół godziny. Furtka była zamknięta na klucz, więc pomyślałem że ciotka już zaliczyła Daniela i poszła na koleje łowy. Otworzyłem nią i weszliśmy w podwórko. Następnie otworzyłem drzwi od domu. Weszliśmy do środka a ja zamknąłem je z powrotem na klucz. Zdjęliśmy buty i kurki i poszliśmy do kuchni. Na stole leżał liścik od ciotki, w którym pisało: " Matt! Kolacja była przepyszna. Pokoje są posprzątane i gotowe do zamieszkania. Ja i Daniel poszliśmy na imprezę do jego kolegi. Wrócimy nad ranem. Całuję, ciocia Madge." .Wow, to było tak dziwne że przybrałem nienaturalny wyraz twarzy. Nath jak zwykle się roześmiał. Wzięliśmy coś do picia i poszliśmy na górę. Weszliśmy do mego pokoju. Mike spał na moim łóżku, więc my usiedliśmy przy oknie zapalając lampkę nocną. Porozmawialiśmy nieco o jego sytuacji w domu i nie wiedzieć kiedy wybiła godzina 2.30. Lekko zmęczeni chcieliśmy położyć się spać. Dałem przyjacielowi jedną z nieużywanych piżam i zaprowadziłem do jego nowego pokoju. Wchodząc przejechałem dłonią po ścianie zapalając światło. Rzeczywiście, w pokoju panował ład i porządek. Pościel była zmieniona, z resztą żaluzje też były zmienione na ulubiony kolor Nathana, jasno-zielony. Wyszedłem z jego pokoju zamykając za sobą drzwi, lecz zanim to zrobiłem zobaczyłem, gdy zdejmował koszulkę, bliznę na jego lewy boku. Nigdy takiej nie miał więc dawało mi to dużo do myślenia. Zamknąłem pokój do końca i poszedłem do siebie. Także się przebrałem i zwaliłem psa z łóżka kładąc się i przykrywając kołdrą. Pies, jak zawsze, położył się w moich nogach. Zasnąłem po pięciu minutach. Śniły mi się różne rzeczy, aż w pewnym momencie przyśnili mi się rodzice.

______________________________________________________________________

I jak? Podobał się kolejny rozdział? Mam nadzieję :). Dla tych którzy chcą wiedzieć nieco więcej o Organizacji, to mam trochę złe wieści. Informacje na ten temat pojawią się za trzy, góra cztery rozdziały, więc apeluję wszech i wobec o cierpliwość. Pozdrawiam i do kolejnego posta!!

wtorek, 11 lutego 2014

Rozdział 1

     Minęły dwa miesiące od moich urodzin i śmierci rodziców. Dalej nie mogę w to uwierzyć że ich tu nie ma. Niby minęło trochę czasu, lecz dalej do mnie to nie dociera. Wracałem akurat z cmentarza, na który chodzę codziennie po lekcjach, gdy zobaczyłem moją pożal się Boże ciotkę, która się mną opiekowała. Ha! Opiekowała, dobre słowo lecz nie określa jej roli w moim życiu, była tylko dlatego że obiecała mojej matce że się mną zaopiekuje w razie jak by jej zabrakło. Zapewne wracała z jej pracy w której... powiedzmy że się dawała innym. Jak ja jej za to nienawidziłem! Ale cóż, rodziny się nie wybiera. Poprawiłem torbę na ramieniu i ruszyłem przed siebie nie zwracając na nią uwagi.
- Matt, zaczekaj!- wołała biegnąc za mną lecz ja jedynie przyspieszyłem kroku.- Mówiłam coś do ciebie gówniarzu!- wybuchła i ściągnęła mi torbę z ramienia.
- Czego ode mnie chcesz?- zapytałem oschle poprawiając torbę.
- Dzisiaj przychodzi do nas Daniel, więc się zachowuj!
- Daniel? A, no tak... Jasne będę grzeczny, jak zwykle z resztą.
- powiedziałem robiąc fałszywy uśmiech.
- No ja myślę! A i jeszcze jedno, jak wrócisz do domu przygotuj coś na kolację.
- Kolację, czyją? Twoją i jego?

- No a czyją inną, głuptasie. No, już pędem do domu!- powiedziała odchodząc przed siebie. Ja ruszyłem w stronę domu.
     Z racji tego że była już późna jesień, szybko zrobiło się ciemno. Gdy byłem koło furtki usłyszałem głos mojego najlepszego przyjaciela, Nathana Sky. Był tego samego wzrostu co ja i był blondynem o brązowych oczach na którego leciała większość dziewczyn w szkole.
- Matt, zaczekaj!- krzyknął biegnąc w moim kierunku.
- Siema Nathan. Co tam?
- Mieliśmy robić razem tą prezentację na geografię, zapomniałeś? A przy okazji chciałem też z kimś pogadać.
- Cholera!- uderzyłem się prawą dłonią w czoło- Masz rację zapomniałem, ale to dobrze się składa bo też chciałem z kimś pogadać.- w tym samym momencie wyjąłem pęk kluczy. Wyciągnąłem jeden z nich i otworzyłem furtkę. Weszliśmy w podwórko a następnie poszliśmy pod drzwi mojego domu. Wybrałem kolejny klucz i otworzyłem nim drzwi. Jeszcze nie zdążyliśmy wejść do środka gdy mój pies, labrador Mike, na dzień dobry rzucił się na mnie i zaczął lizać po policzku. Gdy tak robił oznaczało to że jest głodny albo coś zmajstrował. Gdy zobaczył Nathana wstał ze mnie, pozwalając i mi wstać, usiadł przed nim i bacznie mu się przyglądał. Po chwili wstał i usiadł mu pod nogami. Nathan go pogłaskał a Mike pobiegł na górę do mojego pokoju. Zdjęliśmy buty, kurtki i poszliśmy do kuchni. Gdy tam dotarliśmy, myślałem że wyjdę z siebie. Wyglądało jakby przeszło przez nią tornado!
- Cholera jasna! Co to ma być?! Mike, do nogi już!!- rozdarłem się a pies niepewnie i ze smutną miną podchodził do mnie.- I co żeś narobił piesku? Zrobiłeś mi z kuchni totalny rozpierdol!- z racji tego iż pies wiedział dokładnie jak mnie podejść, położył się przede mną i zasłonił oczy łapami. Ten widok zawsze mnie rozbrajał.- Yhhh, dobra idź już!- pies pokicał na górę jak królik. Dosłownie. To było dziwne...
- Matt, jak chcesz to pomogę ci ogarnąć ten bałagan.- zaproponował mi przyjaciel podchodząc do składzika wyjmując z niej dwie miotły i dwa mopy.
- Dzięki, pomoc się przyda.- powiedziałem z uśmiechem na ustach.
- To zaczynajmy! Łap!- rzucił w moim kierunku miotłę a następnie mop. Obie rzeczy złapałem bez problemu. Zaczęliśmy sprzątać. Wbrew pozorom zajęło nam to dziesięć minut, a ja myślałem że będzie to trwać znacznie dłużej.
- To może chcesz coś do picia?- zaproponowałem.
- Jasne, a co masz?
- Czekaj już ci mówię
.- powiedziałem podchodząc do szafki z napojami.- Hm... Jest sok jabłkowy, pomarańczowy, wiśniowy i lemoniada.
- Lemoniadę poproszę.
- Już się robi.- to nie był bym ja gdybym czegoś nie zrobił. Wyjmując szklany dzban z napojem uderzyłem głową o kant blatu. Nathan zaczął się śmiać.
- Cholera jasna! To nie jest śmieszne idioto!- powiedziałem masując głowę w miejscu uderzenia lecz to jeszcze bardziej roześmiało mojego przyjaciela. Podszedłem do szafki z naczyniami i wyjąłem jedną szklankę do której wlałem lemoniadę. Gdy szklanka była pełna podałem ją kumplowi, który już się ogarną.
- To co? Lecimy do ciebie, robimy prezentację i w miasto?
- Kuszące, lecz mam bojowe zadanie od kochanej cioteczki.- powiedziałem sarkastycznie.
- Znowu sprowadza jakiegoś alfonsa?
- Jak ty mnie dobrze znasz... Ale teraz złożyła zamówienie na romantyczną kolację z jej gachem.
- Kijowo. To może ci jakoś pomogę?
- Nie, ty idź do mnie na górę i zacznij szukać materiałów na te gówno, a ja zajmę się tą kolacyjką.
- Jak chcesz. Jeśli będziesz potrzebował pomocy to wołaj!
- powiedział wchodząc po schodach.
     Tak, Nathan był bardzo pomocny co przysparzało mu kiedyś dużych kłopotów. Ja zabrałem się za robienie tej głupiej kolacji. Uwinąłem się w godzinę. Zrobiłem im pikantnego kurczaka barbecue i karczochy z vinegree. Zostawiłem wszystko na blacie i poszedłem na górę do przyjaciela. Idąc po schodach usłyszałem jak Nathan z kimś rozmawia. Zwolniłem kroku i... no dobra podsłuchiwałem go! Mówił coś o Organizacji, o ceremonii ale nic nie rozumiałem więc gdy tylko skończył wszedłem jakby nigdy nic do pokoju.
- I co znalazłeś coś?- zapytałem zamykając za sobą drzwi.
- Tak. Mam o trzęsieniach ziemi, tsunami i tornadach.- powiedział bardzo przekonująco, lecz znałem go na tyle dobrze, żeby wiedzieć że kłamie.
- Serio? To miało być o ochronie środowiska mój drogi, a nie o trzęsieniach, tsunami i tornadach.- powiedziałem robiąc uśmiech zabójcy lecz coś mi nie wyszło i znowu rozbawiłem Nathana. Taki już mój los, w przyszłości będę klaunem.
- No dobra, to skoro jesteś to może zróbmy co mieliśmy zrobić i obgadamy jedną sprawę?- zapytał.
- Jasne. Tylko wezmę sobie krzesło.
- To czekaj! Siadaj na swoje a ja wezmę inne.
- Nie denerwuj mnie tą swoją dobrocią, bo będzie źle!
- znowu się zaśmiał. Kurde, co ja takiego robię że zawsze go rozśmieszam?
- Dobra już dobra. Widzisz? Siedzę.
- Dobrze, cieszę się a teraz skup się na szukaniu materiału.

      Znalezienie odpowiedniego materiału zajęło nam pół godziny a stworzenie z tego prezentacji, niecałe piętnaście minut. Nadszedł czas na zwierzenia. Zawsze tak robiliśmy odkąd się znamy, a znamy się całe życie. Gdy nam coś leży na wątrobie, przychodzimy do siebie i rozmawiamy o tym. Domyślałem się o czym chce ze mną rozmawiać, bo sam nie miał najlepszej sytuacji w domu. Może nie była to ciotka prostytutka jak u mnie lecz u niego był to ojciec alkoholik i matka która nie ma dla niego czasu, bo siedzi w swojej robocie praktycznie cały dzień.
- Bo widzisz, ojciec znowu się uchlał i rzucił się na mnie z pazurami, lecz jak zwykle matka musiała oberwać za mnie!- powiedział to z takim smutkiem że aż napłynęły nam łzy do oczu.- A co najlepsze! Pobił ją tak że leży na oddziale intensywnej terapii i walczy o życie...- puściły mu nerwy i zaczął płakać. Traktowałem Nathana jak brata i widząc co przeżywa przytuliłem go do siebie. Odwzajemnił mój gest.
- Boże co on sobie myśli?! A ty już tak nie płacz, jakoś sobie poradzimy, słyszysz?- w tym samym monemcie puściłem go i usiadłem przed nim na łóżku.
- Słyszę, ale nie wiesz jak to jest wracać do domu w którym są wieczne libacje, syf, kiła i mogiła i nigdy nie ma się czasu dla siebie.
- Może i nie, ale traktuje cię jak brata, co powinieneś już dawno wiedzieć, więc jakoś pomogę ci w tej sytuacji.
- Tak a jak? Wyślesz go na odwyk? Czy może jebniesz pustą butelką jak niekiedy chciałem zrobić, co?!
- pytał z wyrzutami.
- Spróbuj się uspokoić, bo nerwy ci w niczym nie pomogą.- w tym samym momencie przypomniałem sobie scenę z kuchni gdy rozdarłem się na psa- Jeśli chcesz to możesz zamieszać ze mną. Odkąd nie ma rodziców dwa pokoje stoją puste więc ty i twoja mama możecie tu zamieszkać na tak długo jak chcecie.
- Serio? Zrobiłbyś to dla mnie?
- Jeszcze głupio się pyta no! Jasne że zrobię to dla ciebie!
- podszedłem do niego i poczochrałem po głowie.
- Jezu! Jesteś jak... jak dobry anioł! Tyle już dla mnie zrobiłeś a ja jeszcze nic...
- Jak to nic? A kto mi pomaga na fizie? A kto mnie dopinguje przy odpowiedziach. Nie Emilly ani nie Iss, tylko ty.
- Ale to nie to samo!
- poderwał się z krzesła i podszedł do okna.
- Pomoc to pomoc, nieważne z jakiego powodu ale ważne że jest. To jak? Będziecie tu mieszkać czy nie?
- A twoja ciotka?
- Tą glizdą się nie przejmuj! Ona ma gówno do gatki. To mój dom i ja w nim rządzę.
- To zgadzam się. Tylko trzeba będzie iść do mamy i przekazać jej dobre wieści.
- Może zadzwonimy po dziewczyny i pójdziemy we czwórkę. One tak lubią twoją mamę, z resztą ona też, więc się ucieszy na nasz widok.
- Dobry pomysł. To zadzwoń do nich, a ja skoczę jeszcze do łazienki.
- Spoko.
- wyjąłem telefon z kieszeni i jako do pierwszej, zadzwoniłem do Isabelle. Powiedziałem co i jak i zgodziła się iść z nami. Następnie zadzwoniłem do Emilly mówiąc to samo. Bez wahania powiedziała że będzie. Mieliśmy się wszyscy spotkać przy opuszczonej chacie, w miejscu w którym przebywamy wszyscy razem. To tak jakby nasza... baza. Gdy tylko Nathan wyszedł z łazienki, pożegnaliśmy się z moim psem i poszliśmy do wyjścia. Przed opuszczeniem domu, wsypałem zwierzakowi karmę i napisałem list z instrukcją dla ciotki, co ma zrobić z jedzeniem jak wróci. Nałożyłem buty, zapiąłem płaszcz i wyszliśmy z domu w kierunku opuszczonej chaty.

_______________________________________________________________

Jakie wrażenia po pierwszym rozdziale? Mam nadzieję że nie najgorsze. Czekam na wasze komentarze <3

Prolog

   Nazywam się Matt Blackwater. Mam szesnaście lat. Kilka miesięcy temu, dzień po moich urodzinach, moi rodzice zginęli w tajemniczych okolicznościach. Dalej nie mogę w to uwieżyć. Pewnego dnia dostałem wiadomość w której pisało że należę do tajnego stowarzyszenia o nazwie "Organizacja" która walczy przeciwko demonom nawiedzającym Ziemię. Początkowo nie wierzyłem w to, lecz po ataku demonów na mój dom, przyjąłem sprawę na poważnie i wstąpiłem do Organizacji. Po przejściu Ceremonii Wyboru, w której każdy nowy członek wybiera jedną z czterech mocy żywiołów, dostaję tytuł Złodzieja Czarów. Okazuje się też że moi najlepsi przyjaciele: Emilly Cullen, Nathan Sky i Isabelle Evans także są członkami tego stowarzyszenia. Lecz sielanka nie trwała długo. Kilka dni po Ceremonii odkryłem że Organizacja nie jest taka za jaką się podaje. Wraz z moimi przyjaciółmi prowadziliśmy śledztwo mające na celu zdemaskowanie tego stowarzyszenia. Podczas dochodzenia dowiedziałem się w jaki sposób zginęli moi rodzice...

__________________________________________________________________

Mam nadzieję że zaciekawił was nieco prolog. Jeśli tak, napisz coś w komentarzu a jeśli nie, to też coś napisz.