wtorek, 11 lutego 2014

Rozdział 1

     Minęły dwa miesiące od moich urodzin i śmierci rodziców. Dalej nie mogę w to uwierzyć że ich tu nie ma. Niby minęło trochę czasu, lecz dalej do mnie to nie dociera. Wracałem akurat z cmentarza, na który chodzę codziennie po lekcjach, gdy zobaczyłem moją pożal się Boże ciotkę, która się mną opiekowała. Ha! Opiekowała, dobre słowo lecz nie określa jej roli w moim życiu, była tylko dlatego że obiecała mojej matce że się mną zaopiekuje w razie jak by jej zabrakło. Zapewne wracała z jej pracy w której... powiedzmy że się dawała innym. Jak ja jej za to nienawidziłem! Ale cóż, rodziny się nie wybiera. Poprawiłem torbę na ramieniu i ruszyłem przed siebie nie zwracając na nią uwagi.
- Matt, zaczekaj!- wołała biegnąc za mną lecz ja jedynie przyspieszyłem kroku.- Mówiłam coś do ciebie gówniarzu!- wybuchła i ściągnęła mi torbę z ramienia.
- Czego ode mnie chcesz?- zapytałem oschle poprawiając torbę.
- Dzisiaj przychodzi do nas Daniel, więc się zachowuj!
- Daniel? A, no tak... Jasne będę grzeczny, jak zwykle z resztą.
- powiedziałem robiąc fałszywy uśmiech.
- No ja myślę! A i jeszcze jedno, jak wrócisz do domu przygotuj coś na kolację.
- Kolację, czyją? Twoją i jego?

- No a czyją inną, głuptasie. No, już pędem do domu!- powiedziała odchodząc przed siebie. Ja ruszyłem w stronę domu.
     Z racji tego że była już późna jesień, szybko zrobiło się ciemno. Gdy byłem koło furtki usłyszałem głos mojego najlepszego przyjaciela, Nathana Sky. Był tego samego wzrostu co ja i był blondynem o brązowych oczach na którego leciała większość dziewczyn w szkole.
- Matt, zaczekaj!- krzyknął biegnąc w moim kierunku.
- Siema Nathan. Co tam?
- Mieliśmy robić razem tą prezentację na geografię, zapomniałeś? A przy okazji chciałem też z kimś pogadać.
- Cholera!- uderzyłem się prawą dłonią w czoło- Masz rację zapomniałem, ale to dobrze się składa bo też chciałem z kimś pogadać.- w tym samym momencie wyjąłem pęk kluczy. Wyciągnąłem jeden z nich i otworzyłem furtkę. Weszliśmy w podwórko a następnie poszliśmy pod drzwi mojego domu. Wybrałem kolejny klucz i otworzyłem nim drzwi. Jeszcze nie zdążyliśmy wejść do środka gdy mój pies, labrador Mike, na dzień dobry rzucił się na mnie i zaczął lizać po policzku. Gdy tak robił oznaczało to że jest głodny albo coś zmajstrował. Gdy zobaczył Nathana wstał ze mnie, pozwalając i mi wstać, usiadł przed nim i bacznie mu się przyglądał. Po chwili wstał i usiadł mu pod nogami. Nathan go pogłaskał a Mike pobiegł na górę do mojego pokoju. Zdjęliśmy buty, kurtki i poszliśmy do kuchni. Gdy tam dotarliśmy, myślałem że wyjdę z siebie. Wyglądało jakby przeszło przez nią tornado!
- Cholera jasna! Co to ma być?! Mike, do nogi już!!- rozdarłem się a pies niepewnie i ze smutną miną podchodził do mnie.- I co żeś narobił piesku? Zrobiłeś mi z kuchni totalny rozpierdol!- z racji tego iż pies wiedział dokładnie jak mnie podejść, położył się przede mną i zasłonił oczy łapami. Ten widok zawsze mnie rozbrajał.- Yhhh, dobra idź już!- pies pokicał na górę jak królik. Dosłownie. To było dziwne...
- Matt, jak chcesz to pomogę ci ogarnąć ten bałagan.- zaproponował mi przyjaciel podchodząc do składzika wyjmując z niej dwie miotły i dwa mopy.
- Dzięki, pomoc się przyda.- powiedziałem z uśmiechem na ustach.
- To zaczynajmy! Łap!- rzucił w moim kierunku miotłę a następnie mop. Obie rzeczy złapałem bez problemu. Zaczęliśmy sprzątać. Wbrew pozorom zajęło nam to dziesięć minut, a ja myślałem że będzie to trwać znacznie dłużej.
- To może chcesz coś do picia?- zaproponowałem.
- Jasne, a co masz?
- Czekaj już ci mówię
.- powiedziałem podchodząc do szafki z napojami.- Hm... Jest sok jabłkowy, pomarańczowy, wiśniowy i lemoniada.
- Lemoniadę poproszę.
- Już się robi.- to nie był bym ja gdybym czegoś nie zrobił. Wyjmując szklany dzban z napojem uderzyłem głową o kant blatu. Nathan zaczął się śmiać.
- Cholera jasna! To nie jest śmieszne idioto!- powiedziałem masując głowę w miejscu uderzenia lecz to jeszcze bardziej roześmiało mojego przyjaciela. Podszedłem do szafki z naczyniami i wyjąłem jedną szklankę do której wlałem lemoniadę. Gdy szklanka była pełna podałem ją kumplowi, który już się ogarną.
- To co? Lecimy do ciebie, robimy prezentację i w miasto?
- Kuszące, lecz mam bojowe zadanie od kochanej cioteczki.- powiedziałem sarkastycznie.
- Znowu sprowadza jakiegoś alfonsa?
- Jak ty mnie dobrze znasz... Ale teraz złożyła zamówienie na romantyczną kolację z jej gachem.
- Kijowo. To może ci jakoś pomogę?
- Nie, ty idź do mnie na górę i zacznij szukać materiałów na te gówno, a ja zajmę się tą kolacyjką.
- Jak chcesz. Jeśli będziesz potrzebował pomocy to wołaj!
- powiedział wchodząc po schodach.
     Tak, Nathan był bardzo pomocny co przysparzało mu kiedyś dużych kłopotów. Ja zabrałem się za robienie tej głupiej kolacji. Uwinąłem się w godzinę. Zrobiłem im pikantnego kurczaka barbecue i karczochy z vinegree. Zostawiłem wszystko na blacie i poszedłem na górę do przyjaciela. Idąc po schodach usłyszałem jak Nathan z kimś rozmawia. Zwolniłem kroku i... no dobra podsłuchiwałem go! Mówił coś o Organizacji, o ceremonii ale nic nie rozumiałem więc gdy tylko skończył wszedłem jakby nigdy nic do pokoju.
- I co znalazłeś coś?- zapytałem zamykając za sobą drzwi.
- Tak. Mam o trzęsieniach ziemi, tsunami i tornadach.- powiedział bardzo przekonująco, lecz znałem go na tyle dobrze, żeby wiedzieć że kłamie.
- Serio? To miało być o ochronie środowiska mój drogi, a nie o trzęsieniach, tsunami i tornadach.- powiedziałem robiąc uśmiech zabójcy lecz coś mi nie wyszło i znowu rozbawiłem Nathana. Taki już mój los, w przyszłości będę klaunem.
- No dobra, to skoro jesteś to może zróbmy co mieliśmy zrobić i obgadamy jedną sprawę?- zapytał.
- Jasne. Tylko wezmę sobie krzesło.
- To czekaj! Siadaj na swoje a ja wezmę inne.
- Nie denerwuj mnie tą swoją dobrocią, bo będzie źle!
- znowu się zaśmiał. Kurde, co ja takiego robię że zawsze go rozśmieszam?
- Dobra już dobra. Widzisz? Siedzę.
- Dobrze, cieszę się a teraz skup się na szukaniu materiału.

      Znalezienie odpowiedniego materiału zajęło nam pół godziny a stworzenie z tego prezentacji, niecałe piętnaście minut. Nadszedł czas na zwierzenia. Zawsze tak robiliśmy odkąd się znamy, a znamy się całe życie. Gdy nam coś leży na wątrobie, przychodzimy do siebie i rozmawiamy o tym. Domyślałem się o czym chce ze mną rozmawiać, bo sam nie miał najlepszej sytuacji w domu. Może nie była to ciotka prostytutka jak u mnie lecz u niego był to ojciec alkoholik i matka która nie ma dla niego czasu, bo siedzi w swojej robocie praktycznie cały dzień.
- Bo widzisz, ojciec znowu się uchlał i rzucił się na mnie z pazurami, lecz jak zwykle matka musiała oberwać za mnie!- powiedział to z takim smutkiem że aż napłynęły nam łzy do oczu.- A co najlepsze! Pobił ją tak że leży na oddziale intensywnej terapii i walczy o życie...- puściły mu nerwy i zaczął płakać. Traktowałem Nathana jak brata i widząc co przeżywa przytuliłem go do siebie. Odwzajemnił mój gest.
- Boże co on sobie myśli?! A ty już tak nie płacz, jakoś sobie poradzimy, słyszysz?- w tym samym monemcie puściłem go i usiadłem przed nim na łóżku.
- Słyszę, ale nie wiesz jak to jest wracać do domu w którym są wieczne libacje, syf, kiła i mogiła i nigdy nie ma się czasu dla siebie.
- Może i nie, ale traktuje cię jak brata, co powinieneś już dawno wiedzieć, więc jakoś pomogę ci w tej sytuacji.
- Tak a jak? Wyślesz go na odwyk? Czy może jebniesz pustą butelką jak niekiedy chciałem zrobić, co?!
- pytał z wyrzutami.
- Spróbuj się uspokoić, bo nerwy ci w niczym nie pomogą.- w tym samym momencie przypomniałem sobie scenę z kuchni gdy rozdarłem się na psa- Jeśli chcesz to możesz zamieszać ze mną. Odkąd nie ma rodziców dwa pokoje stoją puste więc ty i twoja mama możecie tu zamieszkać na tak długo jak chcecie.
- Serio? Zrobiłbyś to dla mnie?
- Jeszcze głupio się pyta no! Jasne że zrobię to dla ciebie!
- podszedłem do niego i poczochrałem po głowie.
- Jezu! Jesteś jak... jak dobry anioł! Tyle już dla mnie zrobiłeś a ja jeszcze nic...
- Jak to nic? A kto mi pomaga na fizie? A kto mnie dopinguje przy odpowiedziach. Nie Emilly ani nie Iss, tylko ty.
- Ale to nie to samo!
- poderwał się z krzesła i podszedł do okna.
- Pomoc to pomoc, nieważne z jakiego powodu ale ważne że jest. To jak? Będziecie tu mieszkać czy nie?
- A twoja ciotka?
- Tą glizdą się nie przejmuj! Ona ma gówno do gatki. To mój dom i ja w nim rządzę.
- To zgadzam się. Tylko trzeba będzie iść do mamy i przekazać jej dobre wieści.
- Może zadzwonimy po dziewczyny i pójdziemy we czwórkę. One tak lubią twoją mamę, z resztą ona też, więc się ucieszy na nasz widok.
- Dobry pomysł. To zadzwoń do nich, a ja skoczę jeszcze do łazienki.
- Spoko.
- wyjąłem telefon z kieszeni i jako do pierwszej, zadzwoniłem do Isabelle. Powiedziałem co i jak i zgodziła się iść z nami. Następnie zadzwoniłem do Emilly mówiąc to samo. Bez wahania powiedziała że będzie. Mieliśmy się wszyscy spotkać przy opuszczonej chacie, w miejscu w którym przebywamy wszyscy razem. To tak jakby nasza... baza. Gdy tylko Nathan wyszedł z łazienki, pożegnaliśmy się z moim psem i poszliśmy do wyjścia. Przed opuszczeniem domu, wsypałem zwierzakowi karmę i napisałem list z instrukcją dla ciotki, co ma zrobić z jedzeniem jak wróci. Nałożyłem buty, zapiąłem płaszcz i wyszliśmy z domu w kierunku opuszczonej chaty.

_______________________________________________________________

Jakie wrażenia po pierwszym rozdziale? Mam nadzieję że nie najgorsze. Czekam na wasze komentarze <3

5 komentarzy:

  1. Pisze się "żeś", a nie "rzeź" (to drugie słowo określa krwawą masakrę).
    Także przecinków mi tu brak, ale mam nadzieję, że to poprawisz :)
    Świetny rozdział rozpoczynający opowiadanie.
    Główny bohater już mi się podoba ;)
    Nie mogę się doczekać więcej informacji nt. Organizacji.

    Czekam na nn ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Tekst z klaunem był dobry XD mwahha. Już nie lubię tej ciotki, a jak napisałaś o żarciu, które zrobił jej Matt, to zrobiłam się głodna D:
    cóż rzec! Czekam na dalszą część ^___^ Pozdrawiaaam!

    OdpowiedzUsuń
  3. No, no, no. Podoba mi się ^^
    Dobre teksty. I ta lemoniadaaa ♥
    Daniel i Nathan, jedne z moich ulubionych imion.
    Pisz dalej, czekam :3

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja nie wierzę!!! Napisałam cały komentarz i przez przypadek usunęłam!!!
    Dobra spróbuję odtworzyć...
    Wiesz co? *-*
    PODOBA MI SIĘ!!! I to tak bardzo, bardzo :D Na razie nie ujawniłaś zbyt wiele o całej tej Organizacji, ale po Twoim stylu pisania mogę spokojnie stwierdzić, ze będzie dalej bardzo ciekawie.
    To nie jest typ bloga, na którym się podskakuje i dostaje szału radości (taki mój zwyczaj ;) ), tylko bardziej książkowy. Na początku czyta się i zapoznaje z bohaterami, a później zanim się ogarnie to już się ich kocha. Uwielbiam takie blogi ♥
    Szkoda mi Nathana. Sytuacja w domu nie jest najlepsza, no ale ma bardzo dobrego przyjaciela, który go nie zawiedzie i zawsze pomoże choć sam też nie ma najlepszej sytuacji domowej, no i przeżył traumę. Śmierć rodziców musi być nie do opisania.
    Pozdrawiam :*

    http://szkolaastridlilo.blogspot.com/
    http://magicznaprzystanblogowelfik.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Fabuła naprawdę fajna, czekam na rozwinięcie, bo zapowiada się nieźle ;)
    Trochę mam wąty do interpunkcji i stylu. Ortografia bez większych zarzutów. Ogóne wrażenie - bardzo dobre. Będę wracać i pozdrawiam :)
    Zapraszam też do siebie
    przede-mna.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń