- Wolne to miejsce?- zapytał pokazując na wolne krzesło obok mnie. Cała klasa popatrzyła się na mnie, bo zwykle nie pozwalałem nikomu ze mną siadać, ale skoro nie było innych wolnych miejsc, to niech siada.
- Taa... Siadaj jak musisz.- chłopak zdjął plecak i położył obok ławki. Chyba coś do mnie mówił, ale jak zwykle wsadziłem słuchawki w uszy i nic nie słyszałem. Oparłem się plecami o oparcie krzesła i udawałem że słucham nauczyciela, pana Frog. Lekcja była nudna jak zawsze, co można było wnioskować po zachowaniu innych. Sophie i Lena jak zwykle zerkały na mnie "niby" dyskretnie i gdy tylko na nie spojrzałem odwracały się i chichotały. Nigdy ich nie ogarniałem... Nathan siedział z Isabellą za nimi siedziała, w pojedynczej ławce, Emilly. To nie była ośla ławka czy coś w tym rodzaju, po prostu chciała taką i taką załatwiono. Gadali o czymś co i rusz patrząc na mnie badawczym spojrzeniem. Dziwiło mnie to ponieważ nigdy tak nie robili. Spojrzałem na telefon. Do końca lekcji było 5 minut. Spakowałem rzeczy do torby, wyjmując słuchawki z uszu i czekałem na dzwonek.
- To może pan Blackwater odpowie mi na moje pytanie?- powiedział pan Frog.
- Osz kurde...- powiedziałem po cichu.- A może pan powtórzyć pytanie?
- Co to roślinożerność?- nowy w tym samym momencie szturchnął mnie w bok i przysuną dyskretnie swój zeszyt z odpowiedzią.
- Jest to jedna z antagonistycznych zależności międzygatunkowych. Polega na zjadaniu roślin lub ich części przez inne organizmy.- wyrecytowałem z zeszytu nowego ucznia.
- Bardzo dobrze, panie Blackwater.
- Dzięki za pomoc.- powiedziałem do nowego i w tym samym momencie zadzwonił dzwonek. Cała klasa rzuciła się ku wyjściu. Byliśmy już na korytarzu, gdy nagle poczułem jak ktoś mnie łapie za ramię. Odwróciłem się nerwowo. Przede mną staną ten nowy uczeń.
- Coś ważnego?- zapytałem.
- W pewnym sensie. Chciałem cię poprosić abyś mi pokazał gdzie jest sala 21, bo mam tam kolejną lekcję.
- Jasne. Też tam mam zaraz zajęcia. Chodź.- chłopak posłusznie podążał za mną.- A tak na marginesie nazywam się Matt.
- A ja Tyler. Miło poznać.
- Mi również. Oto i sala 21. Sala od czarnej magii zwanej geografią.
- Hehe. Nieźle ją nazwaliście.- zaśmiał się trochę nerwowo lecz nie zwracałem na to większej uwagi. Zabrzmiał dzwonek na kolejną lekcję.
Rozpoczęła się geografia. Znowu usiadłem na końcu, wkładając słuchawki do uszu. Tym razem nowy znalazł miejsce gdzie indziej. Sophie i Lena znowu usiadły przede mną i robił to co zawsze. Obserwowały jak bym był jakiś trędowaty! Ale miałem to gdzieś. Pani Storm zaczęła lekcję. Oparłem się o oparcie krzesła i włączyłem radio, iż słuchanie tych samych piosenek w koło pierdoło było już nudne. Akurat leciała piosenka "Like a drum" a po niej "Can we dance". Obie były bardzo rytmiczne i ogólnie spoko więc pomyślałem że moglibyśmy zagrać którąś na pokazie talentów. Szybko włączyłem internet i wszedłem na stronkę z tekstem do tej piosenki. Pobrałem i piosenkę i tekst. W pewnym momencie spojrzałem na rozmawiających Nathana i Emilly. Rozmawiali o czymś tak silnie, że nie zauważyli zbliżającej się Storm. Gwizdnąłem, co oznaczało że ktoś się zbliża. Na całe szczęście zrozumieli o co mi chodziło o przestali rozmawiać. Nauczycielka wróciła pod tablicę a Emilly wyciągnęła rękę do tyłu i pokazała palcami znak "dzięki". Poczułem satysfakcję, lecz po chwili wróciłem do słuchania muzyki.
Lekcje minęły dosyć szybko. Poszedłem do szatni, zmieniłem buty, założyłem czapkę i płaszcz i wyszedłem przed szkołę. Byłem pierwszą osobą jaka wyszła na zewnątrz. Po chwili zauważyłem jak jakiś mężczyzna się na mnie gapi. Gdy chciałem do niego podejść i zapytać o co mu chodzi, lecz uciekł w kierunku parku. Wróciłem z powrotem pod wejście, z którego wyłonili się Emilly, Isabelle i Nathan.
- To co?- zacząłem- Może pójdziemy do mnie i obgadamy sprawę pokazu talentów?
- Wiesz co... my musimy jeszcze coś załatwić... coś ważnego, nawet bardzo.- powiedział tajemniczo Nathan.
- No dobra... To ja jeszcze pójdę na cmentarz. Godzina wam wystarczy?
- Tak! To za godzinę u ciebie?- zapytała nerwowo Emilly. Przytaknąłem i poszedłem w kierunku cmentarza.
Gdy tylko dotarłem do bram cmentarza usłyszałem szepty. Obróciłem się w lewo i w prawo lecz nikogo nie było. Wydało mi się to dziwne, ale mimo wszystko poszedłem dalej, na grób moim rodziców. Dotarłem do celu. Stanąłem przed pięknie zdobionym grobie zrobionym z czarnego kamienia. Po bokach miał pozłocenia w różnych kształtach. Złotymi zgłoskami wypisane były imiona rodziców, data ich urodzenia i zgonu a obok danych, ich zdjęcia. Tata miał 39 lat gdy zginął a mama 36. Byli tacy młodzi, mieli tyle życia przed sobą a ktoś im to odebrał zabijając ich. Łzy mi napłynęły do oczu. Przetarłem je i usiadłem na ławce również z czarnego kamienia. Siedziałem tak w zupełnej ciszy, próbując wyobrazić że są obok mnie. Lecz niestety, to tylko marzenie, rzecz nierealna. Nigdy już nie powrócą do świata żywych i czas było się z tym pogodzić. Nawet nie zauważyłem kiedy minęło pół godziny. Wstałem z ławki, założyłem torbę na ramię i poszedłem w kierunku mojego domu. Dotarłem do niego w piętnaście minut, więc do przyjścia przyjaciół miałem 10 minut. gdyż była godzina 15.50, a lekcje skończyły się o 15.00. Wszedłem do domu, zdjąłem buty, płaszcz, czapkę, założyłem ponownie torbę i poszedłem do swojego pokoju. Na biurku leżał list. Wziąłem go do ręki i usiadłem na łóżko. Otworzyłem kopertę a z niego kawałek kartki w której było napisane tak: "Witam cię Matt. Chcę ciebie poinformować iż jesteś jednym z nas, a mianowicie, jesteś obdarzony niezwykłym darem o którym jeszcze nie masz pojęcia. My jesteśmy od tego, żeby cię uświadomić. Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej przyjdź dziś o północy do parku pod posąg Stworzyciela. Nie będziesz żałował". Nie no spoko, żeby nie dziwna treść listu, pomyślałbym że jest prawdziwy. To prawda, w parku jest posąg Stworzyciela, ale nie miałem najmniejszego zamiaru iść tam, na dodatek o północy! Ktoś kto to wysłał musiał mieć niezłe poczucie humoru. Nagle usłyszałem dźwięk dzwonka. Ktoś stał pod drzwiami. Zbiegłem na dół, iż mojej cioteczki nie było w domu, otworzyłem drzwi i wpuściłem przyjaciół do środka. Zdjęli kurki i buty i poszliśmy na górę.
Może to dziwnie zabrzmi, ale wyglądali nieco inaczej. Chodzi mi o to że Emilly miała pierścień z płomienistoczerwonym kryształem, Isabelle bransoletkę z niebiesko-zielonymi kryształami a Nathan tatuaż który się ruszał! Był to ptak, który macha skrzydłami. Może i jestem świrem, ale on na serio poruszał się! Nieco zdziwiony i zbity z tropu wpuściłem ich do pokoju. Zajęli swoje stałe miejsca, to znaczy, Emilly i Iss rzuciły się na łóżko a Nathan usiadł na krzesło biurkowe. Mi zostało usiąść na pufie. Nagle Iss zobaczyła list, którego nie zdążyłem wywalić do kosza. Zrobiła dziwną minę i pokazała ten kawałek papieru reszcie. Oni także zrobili dziwne miny. Nastała chwila ciszy.
- Nathan, mi się zdaje czy twój tatuaż się rusza?- zapytałem w końcu.
- To ty go widzisz?
- Nie kurde, jest niewidzialny. No jasne że go widzę, zakuty łbie!
- Czyli...
- Fuck! On jest...- krzyknęła Emilly.
- Może powiecie dlaczego tak dziwnie się zachowujecie? I co mają znaczyć słowa: On jest...?!
- Dowiesz się jak pójdziesz tam.- powiedziała Emilly pokazując na list.
- Serio? Myślisz że jestem aż tak porąbany żeby zapuszczać się do parku o północy?! Chyba cie pogrzało...
- Mówię serio! Powinieneś tam iść.
- Dobra, nieważne... Porozmawiajmy lepiej o pokazie talentów no chyba że już wam nie zależy...
- Nie! -krzyknęli razem. Przejąłem inicjatywę i powiedziałem im o moim pomyśle. Najwyraźniej się spodobał bo byli pozytywnie zaskoczeni. Obgadaliśmy jeszcze kwestię prób i przyszedł czas na dziewczyny. Odprowadziłem je na dół, ubrały się i poszły do siebie. Poszedłem do kuchni. Wziąłem coś z lodówki i spojrzałem na zegarek. Była już 20.30. Szybko ten czas minął. W tym samym monecie usłyszałem rozmowy w korytarzu. Wziąłem talerz z kanapkami i poszedłem sprawdzić kto to się dobija. Byli to ciotka i Daniel. Chyba są na prawdę ze sobą. Wiem, powtarzam się jak zdarta płyta ale ciężko mi w to uwierzyć. Powitałem ich i poszedłem na górę, do swojego pokoju. Z racji tego iż Nathan poszedł do siebie, a ja byłem zmęczony, przebrałem się, zjadłem dwie lub trzy kanapki i położyłem się spać. Zasnąłem bez większych problemów. No może z jednym, Mike ciągle wskakiwał mi na łóżko a następnie z niego schodził. Czasami potrafi być tak irytującym psem że masakra. Spałem sobie spokojnie gdy nagle usłyszałem jak coś łazi po moim pokoju. Otworzyłem oczy i usiadłem a moim oczom ukazała się wielka postać o czerwonej, łuskowatej skórze z czterema mackami wychodzącymi z głowy. Wyglądało ohydnie. Wstałem nagle z łóżka i podszedłem do okna. W tym samym momencie potwór próbował uderzyć mnie jedną z macek. Na całe szczęście, mój refleks zadziałał, zrobiłem obrót w przód i znalazłem się znowu przy łóżku. Nagle do mojego pokoju wpadł Nathan.
- Padnij na ziemię Matt!- wykonałem polecenie przyjaciela nie do końca wierząc w to co się dzieje. Oczy Nathana zaświeciły jasnoniebieskim blaskiem a po chwili w jego lewej dłoni tworzyła się kula jakby wiatru, którą cisną w potwora. Ów kula uderzyła stwora, kierując go w stronę okna, z którego wypadł i najwyraźniej zginą, bo pojawiła się czerwono-czarna mgła. Wstałem niepewnie z ziemi. Po chwili Nathan podszedł do mnie.
- Sadzę że powinieneś iść pod ten posąg Stworzyciela. Jest 23.20 więc zdążysz, a jeśli chcesz to mogę iść z tobą.
- Yhm... Lepiej będzie jak ze mną pójdziesz.- Nathan popędził do siebie aby się ubrać i ja również to uczyniłem. Założyłem te same ciuchy, które miałem na sobie w szkole. Zeszliśmy na dół, założyliśmy kurtki, buty i poszliśmy do parku.
________________________________________________________________________
I co sądzicie o tym rozdziale? Mam nadzieję że chociaż końcówka się podobała, bo chciałam żeby pojawiło się trochę akcji, a nie zamulanie jak wcześniej. Chyba mi się udało co? I jak myślicie, czy coś się wydarzy podczas drogi na tajemnicze spotkanie, czy może coś bezpośrednio na nim? Czekam na wasze komentarze! Do kolejnego posta!!
Elfik Elen
O, zaczyna się powoli dziać C: na pewno chodzi o organizację! Nie mogę się doczekać opisu zdarzeń przy posągu stworzyciela! a ten cały tatuaż Nathana, który się ruszał, zaintrygował mnie *___*
OdpowiedzUsuńSkoro tak,. to mam nadzieję że spodoba się opis spotkania pod posągiem. Mogę powiedziec że będzie... ciekawie :D
UsuńBardzo dobry rozdział :)
OdpowiedzUsuńWreszcie akcja, coś się zaczyna dziać.
Ja chcę taki tatuaż!
Czekam na nn ^^
Jeśli chcesz taki tatuaż to zgłoś się do Organizacji. Jeśli będziesz z pod żywiołu Powietrza to na Ceremonii Wyboru (o której w kolejnym rozdziale) otrzymasz taki :P
UsuńHueh, żyjmy marzeniami!
Wow!!!
OdpowiedzUsuńSuper!!!
Coś sie zaczyna dziać co bardzo mnie cieszy XD
też bym chciała tatuaż ,nie musi być jak żywy nie jestem wymagająca XD
ale ojciec sie nie zgadza :-\
I tak sobie go zrobie XD
Czekam na następny
Tak! Tak! Tak! Jest coś o tej Organizacji. Przynajmniej tak przypuszczam, że to chodzi o nią. Fajny pomysł z tym tatuażem, który się rusza. A te coś z mackami to na serio było w ogóle niespodziewane. I ten nowy chłopak. Ciekawe, czy on też ma coś wspólnego z tym wszystkim. Dobra lecę przeczytać następny rozdział ;)
OdpowiedzUsuń